Jakub Jarosz - w opinii większości fachowców - został bohaterem drugiego spotkania Iran-Polska. Atakujący Transferu Bydgoszcz zdobył 22 punkty i tym samym został najskuteczniejszym zawodnikiem meczu. - Kiedy jeszcze przed spotkaniami w Teheranie przeczytałem, że wielu ludzi zastanawia się nad tym, kto ma zastąpić w przyszłości Bartka Kurka, zakładając z góry, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego, iż Kuba sobie nie poradzi, byłem wściekły - rozpoczął rozmowę ze Sportowymi Faktami, ojciec siatkarza, wieloletni reprezentant (176 spotkań), trzykrotny medalista mistrzostw Europy, olimpijczyk, a potem znany trener, Maciej Jarosz. - Co teraz mają do powiedzenia? Chętnie bym spojrzał im prosto w oczy.
[ad=rectangle]
Marek Bobakowski: Pana syn nie po raz pierwszy udowodnił, że można na niego liczyć. Pamiętamy ME w 2011 roku, mecz o brąz z Rosją, główne dzięki jego skutecznej grze udało się stanąć na podium.
Maciej Jarosz: Tak, też pamiętam, jak się wtedy denerwowałem. Takich spotkań, gdzie Kuba wchodził jako zmiennik i brał na siebie ciężar odpowiedzialności było więcej. W Lidze Światowej, w Pucharze Świata. Nie ograniczałbym się tylko do dwóch spotkań: z Rosją podczas ME i teraz z Iranem w ramach LŚ.
Co pan pomyślał, kiedy w zeszłym tygodniu do Polski nadeszła informacja, że Bartosz Kurek doznał kontuzji?
- Nic wielkiego, urazy są wpisane w życie sportowca. Wiedziałem, że przyszedł czas na mojego syna. Kuba miał o tyle trudniej wejść w drużynę, że od 6-7 tygodni nie rozegrał ani jednego meczu. Od razu tłumaczę: nie narzekam. Rozumiem Stephane'a Antigę, że stawiał tylko na Bartka. Przecież musi go ogrywać po powrocie do kadry. Tym większa radość, że Kuba wytrzymał presję i pokazał się z tak świetnej strony.
Po meczu na antenie Polsatu Sport wspomniał pan krótko o tym, że Irańczycy wyłączyli klimatyzację w hotelu polskich siatkarzy. Wie pan to od syna?
- Nie, z Kubą nie rozmawiałem, nie chciałem mu przeszkadzać. Miałem kontakt z człowiekiem, który był na miejscu i któremu ufam. Dowiedziałem się od niego, że organizatorzy meczów w Teheranie robili wszystko, aby przeszkodzić naszym zawodnikom. Przy tak wyrównanych ekipach, każdy szczegół ma ogromne znaczenie. Wyłączenie klimatyzacji, kiedy na zewnątrz jest 40 stopni, może mieć bezpośredni wpływ na postawę drużyny. Niestety nie wiem, czy klimatyzacja nie działała godzinę, czy pół dnia, ale to nie jest aż tak ważne. Cieszę się, że nasi chłopcy pokazali charakter i pokonali takie trudności.
12 tysięcy trąbek w hali również miało nam przeszkodzić w dobrej grze?
- Pewnie, że tak. Jednak w tym wypadku nie mogę Irańczykom nic zarzucić. To akurat specyficzny sposób dopingu, ale jak najbardziej dozwolony. Każda hala ma swoją specyfikę i trudno mieć pretensje do fanów z Iranu, że chcieli zagłuszyć naszą drużynę. Mają taki sposób kibicowania. Trzeba się z tym pogodzić.
W kadrze nie ma Mariusza Wlazłego, Pawła Zagumnego, Michała Winiarskiego, Krzysztofa Ignaczaka. A my nadal świetnie gramy.
- Bo od lat mamy doskonałe szkolenie. Warto też podkreślić, że ta praca u podstaw jest prowadzona przez setki polskich trenerów. Szacunek dla Stephane'a Antigi, iż potrafi powołać odpowiednich ludzi, wypełnić luki po odejściu czołowych zawodników, motywować. To wielka siła polskiej siatkówki. Proszę zobaczyć, w tym roku z marszu do pierwszej szóstki kadry wszedł Mateusz Bieniek. Na horyzoncie czekają inni "młodzi-gniewni": Bartosz Bednorz, Aleksander Śliwa, nie zapominajmy o Grześku Boćku. W końcu, po latach, doszliśmy do takiej sytuacji, że nie musimy się martwić o następców. Antiga może dowolnie przebierać wśród masy młodych zawodników.
Dwa punkty dzielą nas od Final Six Ligi Światowej. To ważne, aby zagrać w Rio de Janeiro?
- Bardzo ważne. Pamiętajmy, że jesteśmy mistrzami świata i nie powinniśmy sobie odpuszczać. Mówię to do tych, którzy jeszcze niedawno apelowali do Antigi, aby odpuścił Ligę Światową. Moim zdaniem w turnieju finałowym musimy zagrać. Jako najlepszy zespół na świecie nie możemy schodzić poniżej pewnego poziomu. W Rio zagra sześć równorzędnych zespołów, każdy będzie mógł wygrać z każdym, tutaj bym już jakoś szczególnie nie naciskał na chłopaków. Niech zagrają na luzie.
Jesienią czeka nas jednak ważniejszy turniej, Puchar Świata.
- Oczywiście, że ważniejszy, bo dający przepustkę na igrzyska olimpijskie. Na dodatek chyba najtrudniejszy turniej na świecie, o wiele trudniejszy od mundialu. Proszę jednak zauważyć, że od końca Ligi Światowej do początku Pucharu Świata mamy aż siedem tygodni. Będzie więc czas zarówno na wypoczynek, jak i na wypracowanie drugiego szczytu formy. Bez obaw.
Co z mistrzostwami Europy? Są zaraz po powrocie z Japonii, tam już nie będzie czasu na szlifowanie formy.
- Zgadza się. Jeżeli osiągniemy sukces podczas PŚ, to i podczas mistrzostw Starego Kontynentu będzie dobrze. Zagramy na fali sukcesu, będzie nam łatwiej. Najważniejsze, że czeka nas kolejny pełen emocji sezon reprezentacyjny. Który to już rok z rzędu nasi zawodnicy grają na wszystkich najważniejszych turniejach? Który to już rok z rzędu walczą o medale? Który to już raz występują w roli faworytów? Niech mi ktoś powie, że nie jesteśmy potęgą.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Co racja to racja :)))
Przypomnijmy jaką drogę Polacy mieli do złot Czytaj całość