Wilfredo Leon kilka dni temu odebrał polskie obywatelstwo. To oznacza, że już wkrótce (w najbardziej optymistycznym scenariuszu jeszcze przed igrzyskami olimpijskimi w Rio de Janeiro) będzie mógł zadebiutować w reprezentacji naszego kraju.
- Szczerze, to tak naprawdę nie znam tych wszystkich regulacji dotyczących przyspieszenia otrzymania pozwolenia na grę w polskiej reprezentacji - Wilfredo Leon rozpoczął rozmowę ze SportoweFakty.pl. - Zdaję się w tej kwestii na pomoc mojego menedżera, to on wie, na jakim etapie jest sprawa. Mam nadzieję, że jak najszybciej uda mi się uzyskać zgodę Międzynarodowej Federacji Siatkówki na zmianę "obywatelstwa sportowego". Wtedy będę mógł rozpocząć walkę o występy pod polską banderą.
[ad=rectangle]
Marek Bobakowski: Kibice w Polsce żyją zakończonym w weekend turniejem finałowym Ligi Światowej. Jak pan oceni występ Biało-Czerwonych?
Wilfredo Leon: Jeszcze przed pierwszym meczem Final Six wiedziałem, że będzie to bardzo wyrównana rywalizacja. Tak naprawdę przy tak mocnej stawce o wyniku często decydują nie umiejętności, ale dyspozycja dnia i lepsze przygotowanie w danej chwili. Co do reprezentacji Polski, to oczekiwania kibiców były większe, ale o rezultacie zadecydowały detale, dlatego nie warto popadać w pesymizm. Należy wyciągnąć wnioski i ciężko trenować, aby w kolejnych turniejach osiągnąć lepsze wyniki.
Który z meczów naszej ekipy oceniłby pan najwyżej?
- Podobał mi się pojedynek z Francją - szczególnie trzeci i czwarty set, kiedy polscy siatkarze pokazali duże serce do gry i w bardzo trudnej sytuacji doprowadzili do tie-breaka. Moim zdaniem to najważniejszy element sportowej rywalizacji: walka do ostatniego punktu. Szkoda tylko, że zabrakło sił na ostatni set.
[b]
Na drugim biegunie mamy porażkę 0:3 z USA...[/b]
- Nie, dlaczego? Wszystkie mecze były wyrównane, nawet ten o trzecie miejsce. Przecież wygrana w trzecim secie mogła odwrócić losy rywalizacji. Szczęście jednak tego dnia sprzyjało drużynie USA, a Polacy nie postawili kropki nad "i".
Czyli nie ma rozczarowania?
- Rozczarowaniem mógłby być brak awansu do Final Six albo odpadnięcie na pierwszym etapie rywalizacji w Rio. Dojście do półfinału to dobry rezultat, choć apetyty polskich kibiców zawsze są wysokie, stąd rozgoryczenie. Całkowicie to rozumiem.
Organizatorzy przyznali nagrody indywidualne Michałowi Kubiakowi i Pawłowi Zatorskiemu. A kogo by pan wyróżnił?
- Nie lubię oceniać poszczególnych zawodników i na takie pytania zawsze odpowiadam w podobny sposób. Siatkówka jest sportem zespołowym, w którym każdy zawodnik ma swoją rolę na boisku. Jeśli mechanizm drużyny działa sprawnie, siatkarze rozumieją się bez słów, a technika i taktyka jest realizowana, to z pomocą szczęścia zespół wygrywa. Oczywiście, drużyna powinna mieć lidera, który w trudniejszej chwili zagrzeje do walki swoich kolegów - nie tylko słownie, ale przede wszystkim własną grą. Kadra Francji dlatego właśnie zwyciężyła, ponieważ wspomniany mechanizm działał u niej najlepiej w przeciągu całego turnieju finałowego.
#dziejesiewsporcie: Wojciech Szczęsny trafi do Romy?
Źródło: sport.wp.pl
Teraz krótkie wakacje, a potem 5-6 tygodni przygotowań do Pucharu Świata. Wystarczy czasu na optymalne przygotowanie?
- To dużo czasu. Nawet na tak długi i morderczy turniej, jak właśnie Puchar Świata. Najważniejsze, aby czas przygotowań był optymalnie wykorzystany. Zeszłoroczne mistrzostwa świata pokazały, że obecny sztab trenerski potrafi doskonale przygotować kadrę i zaplanować szczyt formy w najważniejszym momencie. Jestem więc spokojny o wynik w Japonii.
Mecze Polaków w Rio oglądał pan w domowym zaciszu, czy w większym towarzystwie?
- Kameralnie, z narzeczoną.
Czy czuł pan mocniejsze bicie serca? Utożsamia się pan już z Biało-Czerwonymi?
- Oczywiście. Było wiele momentów, kiedy chciałbym pomóc tej drużynie. Jednak zaznaczę wyraźnie, że moje obywatelstwo nie oznacza automatycznego powołania do kadry. Muszę udowodnić selekcjonerowi, iż powinienem w niej grać. Dopiero jeżeli moja forma będzie wysoka, a trener mi zaufa, to będę częścią tej ekipy. Moje szanse na obecność w drużynie narodowej na starcie będą takie same, jak szanse innych siatkarzy aspirujących do gry z orzełkiem na piersi.
Próbował pan już śpiewać Mazurka Dąbrowskiego przy okazji meczów polskiej reprezentacji?
- Tak. Próby były i wiem, że muszę wciąż pracować nad synchronizacją tekstu, który jest bardzo skomplikowany. Znam już jednak znaczenie całego hymnu, więc doskonale zdaję sobie sprawę o czym śpiewam. To nie jest wyuczenie się tylko i wyłącznie pewnych zwrotów na pamięć.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Sam do nas przyszedł a mógł gdzie indziej.
Jest wielkim wzmocnieniem dla polskiej kadry
Ale jednego nie przeskoczy nie jest Polakiem. Czytaj całość