Amerykanin mimo nieudanego pobytu w Polsce bardzo miło wspomina grę w barwach "Akademików". - Miło wspominam okres, który spędziłem w Częstochowie. Polska była jednym z moich ulubionych miejsc do gry. Bardzo miło było grać w barwach AZS-u, klub bardzo dbał o nas - mówi dla portalu SportoweFakty.pl.
Z osobą McKienziego częstochowscy włodarze wiązali ogromne nadzieję. Niestety, 29-letni gracz nie spełnił pokładanych w nim nadziei i szybko stracił miejsce w wyjściowym składzie ekipy Edwarda Skorka na rzecz Marcina Kocika. Co ciekawe, piętą achillesową amerykańskiego przyjmującego była gra w …przyjęciu. McKienzie lepiej radził sobie bowiem na pozycji atakującego, na której występował także w narodowej reprezentacji. Amerykanin właśnie w tym upatruje przyczyny swojej słabej gry w polskiej lidze. - Kiedy występowałem w Częstochowie, grałem na pozycji numer cztery i w tym momencie nie była to pozycja dla mnie. W tym okresie moim głównym celem była reprezentacja narodowa, a nie występy za granicą kraju. W reprezentacji narodowej grałem na pozycji atakującego, jak Clayton Stanley i ciężko mi było skupić się na pozycji numer cztery, zwłaszcza, że nie grałem całe lato. Więc nie jestem rozczarowany z moich występów, jestem raczej zawiedziony faktem, że nie byłem w stanie pokazać moich umiejętności, jako atakujący - podkreśla.
29-latkowi do gustu przypadła atmosfera panująca na polskich halach, zwłaszcza w Częstochowie, gdzie kibice często nie przebierają w słowach i środkach, tworząc często przy tym niepowtarzalne widowiska. McKienzie uważa, że przy takiej publiczności aż chce się grać. - Bardzo przypadła mi do gustu atmosfera, jaką kibice z Częstochowy wprowadzali do gry. Było łatwo czerpać przyjemność i emocję z gry. Częstochowa jest znakomitym miejscem do gry w siatkówkę - uważa.
McKienzie bez cienia złudzeń dodaje, że polska liga należy obecnie do grona najlepszych na świecie. Dużym atutem przemawiającym na korzyść naszej ligi jest jego zdaniem wyrównany poziom, który rzadko spotyka się w innych krajach. - Polska liga jest bardzo fajna. Jest na prawdę dobrze zorganizowana. To miłe, że wszędzie, gdzie grasz pojawiają się tłumy. Poziom ligi jest bardzo dobry. Wszyscy zawodnicy posiadają znakomite umiejętności. Każdy może pokonać każdego, co jest na pewno dobre. W innych ligach słabsze zespoły nigdy nie mają szans w starciach z czołowymi drużynami - stwierdza McKienzie.
Od odejścia Amerykanina wiele zmieniło w częstochowskim klubie, począwszy od zmian w zarządzie klubu, po całą masę zmian kadrowych. McKienzie przyznaje, że niewiele wie na temat obecnej sytuacji "Akademików". - Nie wiem nic na temat obecnego zespołu, ale spodziewam się, że drużyna jest bardzo młoda - stwierdza krótko.
W 2008 roku amerykańska siatkówka przeszła ogromny renesans i święciła ogromne sukcesy, zarówno w Lidze Światowej, jak i Igrzyskach Olimpijskich rozgrywanych w Pekinie. Zdaniem McKienziego, siatkówka w Stanach Zjednoczonych ma ogromny potencjał i sukcesy były tylko kwestią czasu. - Zawsze uważałem, że reprezentacja USA powinna być jedną z najlepszych na świecie. Zawsze uważałem, że drużyna potrzebowała czasu i wspólnego grania ze sobą. Dwa, czy trzy lata temu osiągnęliśmy duży sukces przeciwko mistrzom olimpijskim z 2004 roku Brazylii, więc moim zdaniem, złoty medal zawsze wydawał się realny - przyznaje gracz.
Jednym z głównych architektów sukcesu amerykańskiej reprezentacji był selekcjoner Hugh McCutcheon. McKienzie w samych superlatywach wypowiada się na temat szkoleniowca rodem z Nowej Zelandii. - Hugh McCutcheon jest znakomitym szkoleniowcem. Był on w stanie konsekwentnie przygotować zespół do gry na bardzo wysokim poziomie, co zaowocowało złotym medalem. Myślę, że jest on bardzo zorganizowany i skrupulatny w tym, co wykonuję, jego sposób przygotowania jest bez dwóch lepszy od każdego innego trenera na świecie - nie szczędzi komplementów.
29-letni zawodnik tylko przed telewizorem oglądał, jak jego koledzy stawali na najwyższym stopniu podium w Pekinie. 29-latek jeszcze do niedawna konkurował o miejsce w podstawowym składzie z Claytonem Stanleyem oraz Gabrielem Gardnerem i wydawało się, że być może otrzyma bilet do Pekinu. Stało się jednak inaczej, jednak McKienzie nie składa broni i twierdzi, że występy w narodowych barwach nie są dla niego zamkniętym rozdziałem. - Rozważam powrót do gry w narodowej reprezentacji, ale nie wiem, czy będę w stanie ponownie się zaangażować. Staje się coraz starszy, a do tego narodowa reprezentacja wymaga gry w okresie letnim, który jest jedynym wolnym czasem, który otrzymujesz po profesjonalnym sezonie. Wobec tego zobaczymy - twierdzi.
Gracz zza Oceanu przyznaje, że z chęcią znów spróbowałby swoich sił w Polsce, jednak póki co koncentruje się na występach w lidze rosyjskiej w barwach Dynama Krasnodar. - Byłbym niezmiernie szczęśliwy, gdybym ponownie dostał szansę gry w Polsce, ale w najbliższych latach chcę występować w Rosji - kończy McKienzie.