Marta Kośmicka: Jak oceniasz swój powrót do reprezentacji i występ w Igrzyskach Europejskich?
Marco Falaschi: Tak, to był wspaniały okres z reprezentacją w Baku (śmiech). Oczywiście trochę żartuję, jednak mam mieszane uczucia. Stworzyliśmy dziwną drużynę, która składała się z dwóch różnych ekip. Jedna młodsza i druga - bardziej doświadczona. Na początku staraliśmy się grać jak najlepiej z Bułgarią i Słowacją, w tym nieco starszym składzie. Jednak nie wyszło. Później trener kompletnie zmienił całą szóstkę, a ja nie do końca się mogłem się z tym zgodzić. Wszystko okazało się dużo bardziej skomplikowane niż można było przypuszczać na początku.
[ad=rectangle]
Jednak dzięki Igrzyskom byłeś cały czas w formie meczowej. Tu można doszukiwać się pozytywów?
- Z pewnością. Dzięki temu profesjonalnie trenowałem miesiąc dłużej. Zakończyłem treningi na początku lipca, a później trzy tygodnie odpoczywałem. Teraz jestem gotowy rozpocząć kolejny sezon w Lotosie.
Co możesz powiedzieć o organizacji pierwszego takiego wydarzenia w Europie?
- Uwierz, że nie spodziewałem się aż takiego profesjonalizmu. Cała atmosfera, ludzie i wioska dawały poczucie, że dzieje się coś wielkiego. Ceremonia otwarcia na stadionie, która zgromadziła 70 tysięcy osób, w pełni odzwierciedlała bardziej znane nam Igrzyska Olimpijskie. Nikt z nas nie myślał, że organizatorzy tak szybko stworzą ogromną imprezę. Przed zawodami zastanawialiśmy się, co tak naprawdę zastaniemy i jaką rangę będzie mieć ta rywalizacja. Jednak gdy przyjechaliśmy, od razu czuć było atmosferę i ducha Igrzysk Olimpijskich. To było niesamowite.
Nie mogę nie zapytać także o roszady w pierwszej reprezentacji Włoch. Jak ocenisz zmianę na stanowisku trenera?
- Uważam, że po złym występie na Mistrzostwach Świata w Polsce sytuacja już nie była do końca poprawna. Niestety nic się wtedy nie zmieniło. To była pierwsza poważna pomyłka ze strony federacji. Ponowna rywalizacja w drużynie narodowej rozpoczęła się tego lata i nie było widać żadnej zmiany personalnej. Osobiście mogę przytoczyć tylko, że odszedł Baranowicz. Tym samym nie można zacząć odmieniać sposobu prowadzenia zespołu, mentalności i ogólnie poprawiać stosunków, bez jakichkolwiek ruchów ze strony trenera. Po Lidze Światowej, w zespole pojawili się nowi, młodzi zawodnicy, ale mający duże perspektywy. Także starsza gwardia zaczęła trochę obawiać się swojej, do tej pory, niepodważalnej pozycji. Dla mnie, to co powinno kierować grupą ludzi znajdujących się w kadrze, jest duma noszenia koszulki z flagą narodową. Wszyscy powinni patrzeć w jednym kierunku.
Skomentujesz usunięcie z drużyny czterech graczy tuż przez finałem Ligi Światowej?
- Tak, po tej specjalnej nocy w Rio de Janeiro, Mauro Berutto wydalił z kadry kilku zawodników. Osobiście, nie wiem czy było to najlepsze rozwiązanie. W tym momencie trener czuł, że może zrobić już wszystko bez żadnych konsekwencji. Ludzie z otoczenia sportowego, a także zainteresowani siatkówką stwierdzili, że ma pełną władzę i jest, tak jakby, poza prawem. Z czasem okazało się to nieprawdą. Po zajęciu piątego miejsca w Lidze Światowej przyszły także niemiłe konsekwencje wcześniejszych decyzji.
Konsekwencją było zwolnienie z posady szkoleniowca kadry Włoch. Od niedawna piastuje ją Gianlorenzo Blengini. Co możesz powiedzieć o tej zmianie, tuż przed dwoma ważnymi wydarzeniami siatkarskimi, jakimi są Puchar Świata i Mistrzostwa Europy?
- Nowego trenera znam osobiście. Pracowaliśmy razem przez jeden sezon w Santa Croce. Mam o nim dobre zdanie, jednak wiem że ciąży na nim duża odpowiedzialność. Tuż przed Pucharem Świata nastąpiło bardzo dużo zmian. Zrozumiałe jest, że przychodzący do reprezentacji Włoch Osmany Juantorena jest niebywałą postacią, jednak ludzie myślą że on jest w stanie zrobić wszystko w pojedynkę. Niektórzy wielbią go prawie jak boga. A to jest duży błąd, bo w siatkówce nie o to chodzi. Z pewnością może on zmienić wygląd i charakterystykę drużyny, ale na boisku nie spełni wszystkich funkcji.
Trener Blengini usunął z kadry Travicę i przekazał w pełni pałeczkę Simone Gianelli. Jest to bardzo młody zawodnik, który w pełni odpowiada federacji. Jednak Simone ma dopiero 19 lat i grał na razie tylko w jednym zespole serie A. Zobaczymy jak sprawdzi się na Pucharze Świata. Tam będzie wiele bardzo doświadczonych zawodników i zapowiada się dużo ciekawych meczów. A jak wiadomo, tylko dwa zespoły zakwalifikują się do Igrzysk Olimpijskich.
Zakończmy tematy reprezentacyjne. Właśnie rozpocząłeś okres przygotowawczy do nowego sezonu w PlusLidze. Na co teraz będzie stać zeszłoroczną rewelację rozgrywek?
- Jestem w pełni gotowy do rozpoczęcia przygotowań. Jako zespół chcemy potwierdzić rezultat z zeszłego roku. Jeśli zajdziemy tak samo wysoko, będzie to niewiarygodne wydarzenie (śmiech). W zeszłym sezonie mieliśmy przewagę, ponieważ nikt nie spodziewał się po nas tak wydajnej gry. Teraz każdy będzie podchodził do nas z dużą rezerwą, jednocześnie chcąc się zrewanżować. Ale my jesteśmy praktycznie w takim samym składzie jak w poprzednim sezonie.
Na ile ten stały skład jest w stanie pomóc?
- Znam wszystkich zawodników, a dla rozgrywającego to plus. Do tego przyszedł Miłosz Hebda, który dobrze rokuje, a w ostatnim czasie grał dużo. Na pewno przed wejściem w pełny rytm Mateusza i Sebastiana będzie ostoją na przyjęciu. Sławek Zemlik w zeszłym sezonie także z nami trenował, więc znam go na tyle, żeby powiedzieć iż jest w pełni gotowy do gry. Nie martwię się przed nowym sezonem. Będzie dobrze.
Lotos Trefl po raz pierwszy w historii zmierzy się w rozgrywkach niezmiennie elitarnej Ligi Mistrzów. Co możecie zaprezentować na tym polu?
- Z pewnością jesteśmy w stanie wyjść z grupy. Modena jest silną drużyną, ale zamierzamy z nimi mocno rywalizować. Podobnie jak w zeszłym sezonie podejmowaliśmy z uniesionymi głowami Rzeszów czy Bełchatów. Moim zdaniem ACH Volley Lublana i Vojvodina Nowy Sad są na trochę niższym poziomie niż my. Dlatego też, tak ważne będzie nie stracić przeciwko nim żadnego punktu. Wtedy, będąc na drugim, bądź pierwszym miejscu wyjdziemy z grupy. Najważniejsze będzie zbierać jak najwięcej oczek, także z Modeną. Liczę na wyjście z grupy nie tylko ze sportowego punktu widzenia, ale również po to żeby klub, kibice, sponsorzy oraz miasto byli w pełni zadowoleni i mogli to także wykorzystać w pozytywny sposób. Damy z siebie wszystko, bo szanse są duże.
Cieszyłeś się, gdy zobaczyłeś że nie macie w początkowej fazie zespołu z Rosji?
- Tak, zwłaszcza jeśli chodzi o podróże (śmiech). Będąc jeszcze w Budvie, mierzyliśmy się z Biełgorodem. Pamiętam, że podróż była ciężka, do tego doszedł jet lag, w związku z trzygodzinną zmianą czasu. A w konsekwencji gra się tam tylko jeden mecz, który jest zarazem bardzo ważny. Nie jest to łatwe. Dobrze, że teraz zespoły są blisko nas geograficznie.
I także powrócisz na chwilę do ojczyzny.
- Wiem, ale nie myślę o tym za bardzo. Z pewnością będzie to dla mnie jakieś przeżycie, ale na ten moment jest jeszcze za wcześnie. Jak zawsze będę chciał się pokazać z dobrej strony.