Warych przed ME: Nie jesteśmy Brazylijczykami. Nie wymagajmy kolejnego medalu

Zdaniem człowieka, który zjadł zęby na siatkówce, nasza reprezentacja w Bułgarii powinna się wyluzować, czerpać przyjemność z gry, a nie myśleć o kolejnych sukcesach. Presja może nam tylko przeszkodzić.

W tym artykule dowiesz się o:

W najbliższy piątek (9.10.) meczem z Belgią polscy siatkarze rozpoczną ostatni międzynarodowy turniej w tym roku. Po Lidze Światowej, Pucharze Świata, nadszedł czas na mistrzostwa Europy. - Zagrajmy bez presji, cieszmy się siatkówką, niech gra naszej kadry będzie nagrodą dla kibiców - zaapelował w rozmowie z WP SportoweFakty Andrzej Warych, człowiek-legenda, asystent Huberta Wagnera, wieloletni szef wyszkolenia Polskiego Związku Piłki Siatkowej.

WP SportoweFakty: Panie Andrzeju, podzielimy się na początku naszej rozmowy rolami? Ja będę tym złym policjantem. Pan, dobrym. Pasuje?

Andrzej Warych: Jeszcze nie wiem, na czym ta zabawa ma polegać, ale wolę optymistyczne podejście do życia, więc zgadzam się na rolę "dobrego" (śmiech).

Liga Światowa - bez medalu, Puchar Świata - bez awansu na igrzyska. To nie jest dobry sezon polskich siatkarzy. Żeby nie powiedzieć mocniej. W końcu jesteśmy mistrzami świata.

- Moim zdaniem zarówno podczas LŚ i PŚ pokazaliśmy, że jesteśmy w światowej czołówce.

I co z tego? Przyjechaliśmy jednak z pustymi rękami. Gdyby tak grali Brazylijczycy, w Kraju Kawy na siatkarzy spadłaby mocna krytyka.

- Nie jesteśmy Brazylijczykami.

No właśnie, w tym problem. Czemu nie mamy ambicji zdominować siatkówki, jak "Canarinhos" kilkanaście lat temu?

- Ambicje mamy, tworzymy polską siatkówkę od podstaw, przez szkolenie młodzieży, mocne kluby, po pracę w kadrze. Robimy to na najwyższym, światowym poziomie. Inni się od nas uczą. Siatkówka się zmieniła. Kiedyś było łatwiej dominować. Wykorzystali to Brazylijczycy. Jednak i oni od jakiegoś czasu mają spory problem z seryjnymi triumfami w międzynarodowych turniejach.

Jeżeli mistrzowie świata nie zdobędą złota, a przynajmniej medalu, mistrzostw Europy, to nadal będzie pan pozytywnie oceniał sezon 2015?

- Oczywiście. Tak naprawdę mistrzostwa Europy są turniejem towarzyskim. Jedynymi "wymiernymi" korzyściami są medale i punkty w rankingu FIVB. Nic więcej.

Punktów możemy sporo zyskać, bo w 2013 roku ME zakończyły się dla nas katastrofą.

- Warto o tym pamiętać. Ranking jest na pierwszy rzut oka taką trochę zabawą, ale miejsce w czołówce przydaje się w wielu sytuacjach, przy losowaniach, rozstawieniach, itp.

Dobrze, wychodzę z roli złego policjanta. Drabinka ME tak się ułożyła, że turniej może się dla nas tak na dobre zacząć dopiero w... półfinale.

- Nie będę wmawiał, że mecze w fazie grupowej z Belgią, Słowenią i Białorusią będą dla nas trudne. Dobrze by było, gdybyśmy nie popełnili błędów z Pucharu Świata i wygrali trzy razy po 3:0. Kiedy ponad pięćdziesiąt lat temu trenowałem siatkówkę na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego, jeden z profesorów powtarzał nam: "jak gracie ze słabszym rywalem, to ma być szybkie 3:0 i potem prysznic, nie ma się co bawić". Dodawał, że jeżeli przeciwnik chce się od nas uczyć, grać więcej setów, zbierać doświadczenie, to powinien zapłacić za taki dodatkowy trening.

Kto będzie rozdawał karty w ostatniej, medalowej fazie mistrzostw?

- Jest kilku kandydatów. My, podobnie, jak Włosi i Rosjanie, mamy w nogach miesiąc w Japonii. Ciągłe podróże, zmęczenie, mecze. To wszystko może się negatywnie odbić podczas mistrzostw Europy. Dodatkowo, Włosi mają już kwalifikację olimpijską, mogą nieco luźniej podejść do turnieju. Rosjanie z kolei z każdym dniem będą coraz silniejsi. Praca Władimira Alekno w końcu musi przynieść efekt.

Na "japońską chorobę" liczą inni: Niemcy, Bułgarzy, Francuzi.

- Dokładnie. Walka będzie zacięta. Niemcy to medaliści MŚ, Bułgarzy grają przed własną publicznością, Francuzi to klasa sama w sobie. Tym bardziej twierdzę, że nie ma co nakładać presji na Biało-Czerwonych. Marzę, aby zaprezentowali radosną siatkówkę, wychodzili na parkiet z uśmiechem na ustach, cieszyli się z każdej akcji. Taka postawa będzie przy okazji świetnym prezentem dla kibiców. Niech i oni mają nagrodę za to, że kibicowali przez cały rok.

Po mistrzostwach będziemy mieli... kolejne mistrzostwa Starego Kontynentu. Bo jak inaczej nazwać kontynentalny turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro?

- To będzie o wiele trudniejszy turniej. Tam będzie walka o wymierną stawkę - prawo gry w Rio. Nawet do zawodów ostatniej szansy, czyli turnieju interkontynentalnego, będzie bardzo ciężko się dostać. Skomplikowaliśmy sobie drogę na IO, i to bardzo. Teraz kluby, sponsorzy, kibice, wszyscy musimy uzbroić się w cierpliwość. Sezon 2015/16 będzie bardzo "dziwny". Wszystko musimy dostosować do planów reprezentacji. Czy to się komuś podoba, czy nie.

[b]Rozmawiał Marek Bobakowski

[/b]

Pełna mobilizacja biało-czerwonych przed ME

{"id":"","title":""}

Komentarze (2)
avatar
baleron
8.10.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
I po jaki grzyb organizowac turniej kwalifikacyjny do IO w styczniu, kiedy te ME moglyby zalatwic sprawe, czyli mistrz awansuje a dwie kolejne reprezentacje walcza dalej w nastepnym turnieju. 
avatar
-Spiridon-
8.10.2015
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Wy poliaczki - pszeki dumajetie szto wy pepki mira a wy tolka dziura w zopu.