Jerzy Matlak: Tylko głupi by się nie kapnął, że coś potrafię

Nowy trener kadry - Jerzy Matlak nie ukrywa, że stoi przed nim trudne zadanie poskładania na nowo zupełnie rozbitej reprezentacji. Chociaż zdaje sobie sprawę w czekającego go wyzwania, w sukces wierzy, bo jak podkreśla każda jego drużyna ma szanse, bez względu na sytuację ekonomiczną. - Praca z kadrą daje większy komfort niż z klubem, bo będę miał zawodniczki, które będę chciał, a nie tylko te, na które mnie stać - mówi na łamach Gazety Wyborczej.

W tym artykule dowiesz się o:

- Moje 35 lat pracy w końcu niektórym otworzyło oczy. Mało jest trenerów, którzy tyle lat utrzymują się na topie. Wcale się nie przechwalam, po prostu tak jest. Chyba nie ma drugiego takiego, który przez 20 lat rzadko kiedy nie zdobywał medalu. Większość zawodniczek, które stanowią siłę polskiej siatkówki, współpracowała ze mną. Tylko głupi by się nie kapnął, że jednak coś potrafię - mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą nowy szkoleniowiec kadry siatkarek Jerzy Matlak.

Trener po raz kolejny odpiera zarzuty o tym, że jest postacią kontrowersyjną i jak zapewnia, z żadną z siatkarek nie miał konfliktów i każdej może spojrzeć w oczy. - Dlatego uważam, że moje metody są dobre. Dziewczyny osiągały sukcesy, podpisywały wysokie kontrakty, zostały wielkimi zawodniczkami, bo im bardzo pomogłem. Nie podejrzewam, żeby jakaś siatkarka powiedziała na mnie złe słowo - podkreśla Matlak.

Teraz przed szkoleniowcem stoi niełatwe zadanie poukładania na nowo rozbitej reprezentacji. - Ostatnio kadra była targowiskiem próżności, siatkówka zeszła na dalszy plan. I najmniejszą winę za to ponoszą zawodniczki - twierdzi Matlak, który za największy błąd uważa to, że sprzeczni z szatni zostały wyciągnięte na jaw. - Z siatkarkami jest tak, że któraś ma ładniejszą bluzkę i już to może być powodem nieporozumień. Albo że dziennikarze lepiej piszą o jednej, bo jest trochę ładniejsza i bardziej medialna. Jakbym miał się tym przejmować, dawno przestałbym pracować - mówi na łamach Gazety Wyborczej.

Dlatego też Matlak unika obiecywania medalu na wrześniowych ME i jak podkreśla, żaden z działaczy PZPS tego od niego nie wymaga. - Szanse na sukces zawsze są, każda moja drużyna je ma, bez względu na sytuację ekonomiczną. Praca z kadrą daje większy komfort niż z klubem, bo będę miał zawodniczki, które będę chciał, a nie tylko te, na które mnie stać - przyznaje jednak.

Szkoleniowiec ma już w głowie potencjalną liderkę drużyny, jednak unika podania jej nazwiska argumentując, że niewiadomo, czy zawodniczka ta zdecyduje się na grze w kadrze. Co do tego, kto będzie grał w reprezentacji Matlak nie ma jednak wątpliwości. - W mojej drużynie będą znane już nazwiska, ale pojawi się kilka młodych dziewczyn, które do tej pory z jakichś powodów w reprezentacji nie grały albo jeszcze nie grały - wyjaśnia, wymieniając m.in. Zuzannę Efimienko, Maję Tokarską i Berenikę Tomsię. Szkoleniowiec chce, by do kadry powróciły również Izabela Bełcik, Sylwia Pycia i Aleksandra Przybysz.

* Na podstawie rozmowy z Jerzym Matlakiem przeprowadzonej przez Przemysława Iwańczyka (Gazeta Wyborcza).

Źródło artykułu: