Jeszcze w poprzednim sezonie Joanna Wołosz, Helena Havelkova i Rebecca Perry reprezentowały zespół Le Farfalle (Motyli), jak popularnie we Włoszech jest nazywane Unendo Yamamay Busto Arsizio. Po sezonie zwieńczonym sukcesem w Lidze Mistrzyń dobre znajome poszły w swoją stronę: Wołosz i Havelkowa wybrały ofertę mistrza Polski, zaś amerykańsko-włoska atakująca początkowo miała grać w Chinach, ale przez perturbacje kontraktowe ostatecznie wybrała Dąbrowę Górniczą. Cała trójka miała okazję spotkać się w ostatnią środę, gdy Tauron MKS Dąbrowa Górnicza podejmował w swojej hali Chemika Police.
- Zdążyłam przywitać się z Becky już dzień przed meczem i na pewno jeszcze porozmawiamy ze sobą już po grze. To naprawdę super, że dzięki graniu w wielkim świecie ma się tylu wspaniałych znajomych i jeśli ma się okazję, można wymienić kilka zdań, pośmiać się, powspominać dawne czasy. Sam okres spędzony we Włoszech wspominam bardzo pozytywnie, miałam okazję pracować ze świetnymi dziewczynami, a atmosfera w naszej drużynie z pewnością przyczyniła się do wielkiego sukcesu, jakim był brąz Ligi Mistrzyń. Może nieco gorzej wyszło w lidze, ale mimo to nie żałuję tego czasu - mówiła uśmiechnięta siatkarka kadry Polski, która dodała, że jest wielką fanką Ory, czyli... buldoga francuskiego Rebecci Perry.
Rozgrywająca Chemika miała więcej powodów do zadowolenia po spotkaniu z Zagłębiankami. Jej zespół gładko uporał się z ambitnym rywalem w trzech setach. - Naszym głównym celem było to, by trzy punkty pojechały do Polic i to nam się udało. Dobrze się stało, że niemal wszystkie dziewczyny miały okazję zagrać i zaprezentować się: trener dokonał dobrych zmian, co pobudziło cały zespół i pozwoliło mu na pewne zwycięstwo - oceniła Wołosz.
Skuteczny system gry w bloku i taktyczna zagrywka mistrza Polski zdołały skutecznie zniwelować siłę rażenia zawodniczek Taurona MKS-u, do tej pory brylujących w ligowych statystykach ataku i serwisu. - Przed każdy meczem przygotowujemy się dość solidnie do każdego rywala, nie ma żadnego odpuszczania analizy wideo. Przez obecne natężenie meczów właściwie codziennie oglądamy nagrania ze spotkań naszych kolejnych przeciwników. Wydaje mi się, że to był nasz poprawny mecz i nie pozwoliłyśmy się zespołowi z Dąbrowy porządnie rozegrać. Naszym celem było szukanie okazji do ułatwienia sobie gry, a to się stało, gdy "przycisnęłyśmy" zagrywką - powiedziała siatkarka.
Była zawodniczka zespołu Carlo Parisiego zeszła z boiska w połowie drugiego seta, gdy przeciwnik odzyskał swój rytm gry i osiągnął przewagę (15:12). Wprowadzona na parkiet Izabela Bełcik okazała się remedium na bolączki Chemika i dzięki jej postawie faworyt najpierw przełamał Tauron MKS w drugiej partii, a następnie potwierdził dominację w trzeciej. Wołosz zapewniała, że taki scenariusz spotkania nie podrażnił jej prywatnych ambicji: - Najważniejsza jest wygrana! Izka weszła w trudnym momencie, uspokoiła grę i o to chodzi w naszej... może niekoniecznie rywalizacji, a raczej współpracy. Nasz trener ma ten komfort, że ma na pozycji rozgrywającej dwie równorzędne zawodniczki i o to chodzi w naszej drużynie - uznała.
Jak policki potentat radzi sobie z natłokiem spotkań pucharowych i ligowych, godzinami spędzanymi w autokarach i samolotach oraz związanym z tym brakiem czasu na odpowiedni trening? - Jest ciężko, ale nie należy się tym usprawiedliwiać ani szczególnie przejmować. To jest nasz zawód i każda z nas miała świadomość, przychodząc do tego klubu, że będzie występowała w naprawdę sporej liczbie meczów i tego grania będzie dużo. W zeszłym roku w Busto Arsizio też grałyśmy właściwie co trzy dni, zdarzyły się może tylko dwa tygodnie, kiedy miałyśmy do rozegrania tylko jedno spotkanie. Wydaje mi się, że jesteśmy przygotowani na to i znajdujemy czas na przygotowania, jak i na regenerację. Może nie ma tych treningów dużo, ale pracujemy solidnie i są to zajęcia o wysokiej jakości, także dużo z nich wynosimy - wytłumaczyła rozgrywająca.