Lukas Kampa: Wygranej po tie-breaku nie traktujemy w kategorii straty

Cerrad Czarni dość niespodziewanie męczyli się w Bielsku-Białej, gdzie wygrali dopiero po tie-breaku. Rozgrywający odniósł się do tego meczu, a także ocenił, co wpływa na fakt, że niemiecki zawodnik ma w tym sezonie większy komfort gry.

Agata Kołacz
Agata Kołacz
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / WP SportoweFakty / Anna Klepaczko

WP SportoweFakty: Spotkanie z BBTS-em należy do tych z cyklu "wygrać i zapomnieć"?

Lukas Kampa: Najważniejsze w tym meczu było zwycięstwo. Wygraliśmy tie-break, a nie pamiętam, kiedy ostatnio ta sztuka nam się udała. Myślę, że to było dawno temu [13 grudnia 2014 r. w Będzinie - przyp. aut.]. W tym sezonie graliśmy dopiero jeden pięciosetowy pojedynek, na początek ligi z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Wówczas zupełnie nie daliśmy sobie rady, tie-break kompletnie nam wtedy nie wyszedł. Dlatego bardzo się cieszę, że po pięciu setach mogliśmy cieszyć się ze zwycięstwa. Nigdy nie spodziewam się, że dany mecz będzie łatwy i nie dopisuję punktów przed meczem.

Obie drużyny popełniły aż 55 błędów. Poziom meczu był daleki od ideału.

- Absolutna racja, ale to było oczywiste, że nie jesteśmy w stanie przejść przez ligę z samymi zwycięstwami 3:0 i to jeszcze w pięknym stylu. Owszem, mogło być 3:1, ale to zwycięstwo po tie-breaku naprawdę jest dla nas cenne.

Po raz pierwszy do kolejnej kolejki przystępowaliście z pozycji lidera. Wpłynęło to w jakimś stopniu na wasze nastawienie?

- Nie, bo pierwsze dwa sety zagraliśmy w miarę dobrze. Wygrywaliśmy przecież 2:0, więc to nie jest tak, że podeszliśmy nieskoncentrowani do meczu. Po prostu rywale poprawili swoją grę, zaczęli podbijać o wiele więcej piłek. Na dodatek świetnie zagrywali, więc naprawdę przeciwko BBTS-owi nie grało się łatwo. My jednak cieszymy się, że kontynuujemy serię zwycięstw. Mecz był trudny, wymagający. W czwartym secie mieliśmy przewagę, a nie udało się nam jej utrzymać. Rywale popisali się serią zagrywek, gdzieś jeszcze szczęśliwy blok. Wcale nie jest łatwo powrócić do swojej dobrej gry, ale najważniejsze, że nam się udało.

Z drugiej strony po pańskich dobrych zagrywkach niewiele brakowało, żeby mecz skończył się w czterech setach.

- Po tym, jak ja zszedłem z pola serwisowego, to zameldował się w nim Dmytro Bogdan i zagrywał równie dobrze, dlatego mieliśmy tie-break. Wszystko się wyrównało.
Zagrywki Lukasa Kampy sprawiają rywalom wiele problemów Zagrywki Lukasa Kampy sprawiają rywalom wiele problemów
Wasz kolejny rywal to Asseco Resovia Rzeszów. To chyba dobrze, że słabszy mecz przytrafił się wam teraz, a nie w następnej kolejce? Można mieć nadzieję, że we wtorek zaprezentujecie się o wiele lepiej.

- Na pewno dobrze się stało, ale nie chciałbym się wypowiadać zbyt negatywnie o pojedynku z BBTS-em. Po każdym meczu musimy sobie przypominać, że kolejne spotkanie nie będzie łatwe, niezależnie z kim zagramy. Wiemy, jaką klasę prezentuje Resovia, dlatego nie musimy się dodatkowo mobilizować. Aczkolwiek trzeba pamiętać o tym, że po siedmiu kolejkach to my byliśmy liderem rozgrywek. Swoją drogą, bardzo ciekawe, jak szybko zmienia się perspektywa. W zeszłym roku komentarze byłyby pewnie w stylu: "fajnie, że wygraliście". Teraz są one zupełnie inne: "no ok, ale mogliście wygrać za 3 punkty". Owszem, mogliśmy, ale wciąż liczy się zwycięstwo.

Zwłaszcza, że tie-break to często loteria i równie dobrze BBTS mógł wygrać, a wtedy stracilibyście dwa punkty, a nie jeden.

- Nie, my nie straciliśmy punktu, tylko te dwa wygraliśmy (śmiech).

W tym sezonie przyjęcie w drużynie jest na o wiele wyższym poziomie. Nie musi pan już biegać po całym boisku, by móc w ogóle rozegrać piłkę. To chyba znacząco wpływa na pański komfort?

- Myślę, że gołym okiem widać, że w tym sezonie w każdym elemencie prezentujemy się lepiej, to nie jest zasługa samego przyjęcia. Pracujemy ciężko i to przynosi efekty. To nie tak, że my sobie tylko mówimy, że pracujemy nie wiadomo jak długo. O 8:30 spotykamy się w hali, później idziemy na siłownię. Po południu drugi trening w hali, te zajęcia są bardzo ciężkie, a jeszcze później część zawodników idzie na jogę czy inne ćwiczenia rozciągające, więc naprawdę zajmuje nam to wiele czasu. Ale dzięki tym wszystkim treningom poprawiliśmy się w każdym elemencie. Poza tym, trzeba wspomnieć o zawodnikach rezerwowych. Wykonują kapitalną pracę na treningach, zmuszając nas do jeszcze większego wysiłku. Dlatego bardzo się cieszę, że zawodnicy tacy jak Igor wchodzą z ławki i potrafią wnieść wiele dobrego do drużyny. Zagrał naprawdę dobre zawody.

Zaczął się grudzień. Myśli już pan o kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich?

- Nie, to byłoby nieuczciwe. Oczywiście bardzo się cieszę, że zostałem powołany do kadry, znam cały harmonogram przygotowań. Ale nie myślę o tym, że np. turniej kwalifikacyjny zaczynamy od meczu z Belgią. To jest jeszcze daleko poza mną. Wraz z Cerrad Czarnymi Radom czekają nas trudne mecze i to na nich się muszę koncentrować. Mało tego, my nawet w klubie nie wybiegamy zbytnio do przodu, tylko skupiamy się na najbliższym przeciwniku. To byłoby bardzo ryzykowne, gdybyśmy myśleli o czymś innym. Dlatego o turnieju w Berlinie będę mógł się wypowiedzieć, ale dopiero po meczu ze Skrą. I to nie od razu po meczu, a następnego dnia (śmiech).

Rozmawiała Agata Kołacz

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×