Będzinianie przyjechali do Częstochowy po sromotnej porażce z Indykpolem AZS-em Olsztyn w 7. kolejce PlusLigi. W piątek zmierzyli się z AZS-em Częstochowa, który wszystkie dotychczasowe spotkania przegrał. Drużyna MKS-u liczyła więc, że podreperuje swój dorobek w tabeli.
Tak się jednak nie stało, bowiem to podopieczni Michała Bąkiewicza zagrali odważniej i pokonali będziński zespół. - Myślę, że częstochowianie zagrali ryzykownie zagrywką. Momentami kopali nas mocno i na dodatek systematycznie. Spowodowało to, że troszeczkę byliśmy odsunięci od siatki i musieliśmy uprościć grę. Brawa dla AZS-u, im były bardzo potrzebne punkty, ale szkoda, że nie trafiły one w nasze ręce - powiedział dziennikarzom po spotkaniu Michał Kamiński, atakujący MKS-u Będzin.
28-letni siatkarz, który jeszcze dwa lata temu był zawodnikiem właśnie częstochowskiego AZS-u, w piątek atakował z 54 proc. skutecznością. Posłał też 3 asy serwisowe, choć jego bilans w tym elemencie wyszedł na zero, gdyż również trzykrotnie popełnił on błąd wprowadzając piłkę do gry. Ogólnie Kamiński był jednak motorem napędowym MKS-u, lecz jego wysoka postawa nie wystarczyła będzinianom polepszyć swojej sytuacji w rozgrywkach PlusLigi.
- Liczyliśmy przede wszystkim na to, że się przełamiemy. To, że mamy dobry zespół, nie wystarczy. Musimy to jeszcze udowodnić dobrą grą i przede wszystkim punktami, które da się zdobyć wygrywając mecz - oznajmił atakujący będzinian.
Jego zdaniem MKS w piątek nie mógł wygrać przy tak dużej liczbie błędów własnych. We wszystkich elementach siatkarze Tomasza Wasilkowskiego zrobili ich 32 (przy 20 częstochowian). Ponadto w ekipie gości słabo funkcjonował blok (jedynie 2 punkty). - Powalczyliśmy przez dłuższy czas, jednak to nie wystarczyło. Zdecydowanie popełniliśmy za dużą liczbę błędów i w ważniejszych momentach przeciwnik nam uciekał. Na pewno rytm gry jest zaburzony, w momencie gdy pojawia się dość prosty błąd - ocenił Michał Kamiński.