Jakub Bednaruk: Przesadzam z sędziami? Mam to gdzieś! Jeśli wygrywamy, to znaczy, że moje zachowanie jest skuteczne

AZS Politechnika Warszawska pokonała Asseco Resovią Rzeszów na jej terenie. Mecz obfitował w dyskusje z sędziami. - Przesadzam? Mam to gdzieś! Jeśli wygrywamy, moje zachowanie jest skuteczne - mówi Jakub Bednaruk, trener warszawskiej drużyny.

WP SportoweFakty: Politechnika ma jeden ze słabszych początków sezonu, od kiedy jest pan jej trenerem, ale wygrana w Rzeszowie zmienia optykę. 

Jakub Bednaruk: No tak, ale żebyśmy teraz tylko nie zwariowali, bo nie zdobyliśmy mistrzostwa świata. Mieliśmy w zespole duże problemy, jeśli chodzi o komunikację między zawodnikami. Byliśmy trochę stłamszeni. Przede wszystkim oczekiwaliśmy od siebie dużo więcej. Zawodnicy, którzy do nas przychodzili, myśleli, że od razu będą błyszczeć. To tak nie działa. Jednemu przyjdzie to szybciej, a drugiemu później. Trzeba być cierpliwym. Mieliśmy w drużynie różne zabawne sytuacje. Zawodnicy nie wiedzieli na przykład, jak zwracać się do Pawła Zagumnego.

Mówili na "pan"? 

- Mówili bezosobowo. Tak jak do teścia się mówi. Zwracasz się do niego, ale nie za bardzo chcesz powiedzieć "tato", więc za każdym razem uciekasz od bezpośredniego zwrotu. Próbowali zwracać się do niego, ale nie mówili "Paweł" ani "Guma". Paweł Zagumny robi dużą robotę, jeśli chodzi o zmuszanie reszty zawodników do zbliżania się i pogadania ze sobą. Do tej pory nigdy w życiu nie spotkałem się z takim problemem, że na przykład Zagumny siada do stołu, a reszta przestaje rozmawiać. Oni tak go szanują i podziwiają! Dla nich to jest taki obrazek.

[b]

Może się wstydzą?[/b]

- Pewnie też, ale to trzeba przełamać. W meczu z Resovią było widać, że my to robimy. Zaczynamy walczyć. Dużo słabszy początek sezonu był dwa lata temu, wtedy po sześciu meczach mieliśmy pięć porażek. Teraz nie jest tak dramatycznie. Nie byliśmy usatysfakcjonowani jakością naszej gry. Po meczu w Rzeszowie jesteśmy zadowoleni, ale powtarzam - nie wygraliśmy jeszcze nic. To jest spektakularna wygrana i nie będę tego umniejszał, ale znaleźliśmy sposób na naszą pracę i weszliśmy na odpowiednią drogę. Musimy teraz nią kroczyć.

Na cichego bohatera wyrósł Paweł Mikołajczak, bo zagrywką odwrócił losy pierwszego seta.

- Oprócz tego Kuba Radomski zbudował Samicę, który sobie odpoczął i grał wyśmienicie. Firlej wyluzował Zagumnego. Cieszę się, że pracuję z takimi ludźmi jak "Miki" czy Kuba Kowalczyk, który jest na trybunach. To są ludzie, którzy nigdy nie odpuszczą treningu, nigdy nie zrobią nic na 90 procent. Oni wszystko robią na maksa. Ja nie traktuję zespołu w ten sposób, że jest szóstka i rezerwowi. To jest jeden zespół i to było widać. On żył.

Jak wygląda współpraca z Guillaumem Samiką? Przypięto mu łatkę imprezowicza, a nawet alkoholika.

- "Sami" dużo gada. Cieszę się, że to robi, bo tworzy atmosferę w drużynie. Jemu się ta francuska gęba nie zamyka. Cały czas gada, gada, gada... Ja też palnę czasem głupotę, on tak samo. Samica ma bardzo fajne poczucie humoru. Oczywiście, jeśli z jego wszystkich historii, ktoś chce coś wyciągnąć, to wyciągnie. Ja nie mam ani jednego problemu z "Samim", jeśli chodzi o pracowitość, dyscyplinę i profesjonalne podejście do wykonywania zawodu. Nigdy nie przyszedł na poranny trening zmęczony. Oczywiście, przychodzi i marudzi, bo to jest taki typ zawodnika. Lubię to jego marudzenie, szczególnie rano. To jest profesjonalista. Jeśli ktoś mu zarzuci jakieś głupie historie, to będę go bronił. To wszystko nieprawda.

- Paweł Zagumny robi dużą robotę, jeśli chodzi o zmuszanie reszty zawodników do zbliżania się i pogadania ze sobą - mówi Jakub Bednaruk
- Paweł Zagumny robi dużą robotę, jeśli chodzi o zmuszanie reszty zawodników do zbliżania się i pogadania ze sobą - mówi Jakub Bednaruk

Zapraszał na francuskie wino?

- Jeszcze nie. Mieszkamy na przeciwko siebie, bo on przyjechał ze swoją narzeczoną i nie zdążyliśmy nawet zjeść kolacji. To jest tak radosny chłopak, że ja mam wrażenie, że on ma 16 lat. Już sobie wyobrażam, jak przy okazji najbliższego posiłku usiądzie i będzie cały czas trajkotał. To dobrze, bo takich ludzi trzeba w zespole.

W Rzeszowie pan również się nagadał. Przerwę między setami spędził pan przy stoliku sędziowskim. Przesadzał pan.

- Mam to gdzieś! Jeżeli ktoś zarzuci mi, że robię jakieś głupoty, ale my wygramy, to znaczy, że to jest skuteczne. Sędziowie się wyraźnie pogubili.

O co chodziło?

- W zespole z Rzeszowa był błąd ustawienia. Myśmy zwrócili na to uwagę. Przy zagrywce nie został on naprawiony. Sędzia to widział, bo mu pokazaliśmy. Nie zdecydował się tego odgwizdać, bo przestraszył się konsekwencji, wielkiej awantury. To była sytuacja przy 22:21 na remis, a my gonimy i jesteśmy na fali. Przy stanie 0:2, czyli mogliśmy ten mecz wygrać w trzech setach, dlatego zrobiliśmy awanturę. Inny przykład - nasz zawodnik wyciąga piłkę z trybun, a sędziemu za wcześnie się gwizdnęło. Nie będę krytykował sędziów, jeśli piłka poszła po bloku i sędzia tego nie widzi lub chodzi o centymetry i nie da się ocenić bez challengu. Ale jeśli zawodnik odbija piłkę z trybun, a sędzia sobie gwiżdże, bo myśli, że zawodnik jej nie podbije, a później nie chce powtórzyć tej akcji, to on działa na naszą niekorzyść! Mam pretensje tylko do tych dwóch sytuacji. Sędzia się przestraszył i zaczął wszystko gwizdać. Challenge, które ja brałem, a nie trafiałem, były brane tylko dlatego, że nie miałem już przerw. Oczywiście, jak sobie to wszystko obejrzę, to pewnie będzie mi głupio za to, jak się zachowuję na boisku. Robię to jednak tylko i wyłącznie dla zespołu. Jeśli dla nas dobre będzie, żebym siedział na krześle przez pięć setów i się nie odzywał, to tak będę robił. Robię wszystko, żeby mój zespół wygrywał.

Niektórzy żartowali, że w tej drugiej sytuacji na piłkę rzucił się kierownik Resovii. Siedział dokładnie w tym miejscu, gdzie chciał ją podbić Samica.

- I on nam ją gwizdnął?!

Może chciał złapać?

- Trudno. To była dziwna sytuacja. Idzie zawodnik w trybuny, a zabiera mu się piłkę. Ale sędzia nie może tego gwizdać! Piłka była w górze, gramy dalej.[nextpage]
Nie boi się pan, że posypią się kary?

- Nie mam problemu z sędziami, podałem im rękę. Być może ich przeproszę, bo nawrzucaliśmy im trochę za ostro. To są emocje. Cieszę się, że nie jesteśmy grzecznymi chłopcami, którzy przestraszeni przyjadą do Rzeszowa. Myśmy przyjechali tutaj jako wojownicy i to mi się podobało. Chodziło mi tylko o dwie akcje. Muszę dokładnie zobaczyć sobie na wideo tę sytuację z błędem ustawienia. To nie była piłka przy 20:10, kompletnie nieistotna. To jest sytuacja przy 22:22 i mecz idzie na 3:0 dla nas.

[b]

Sędziowie większość kontrowersji wyjaśniali panu bardzo długo. W niektórych momentach wyglądało to wręcz żenująco, a mecz się przedłużał.[/b]

- A ja właśnie się cieszę, że sędzia to tłumaczył. Bardzo nie lubię sędziów, którzy nie chcą wytłumaczyć swojej decyzji, a są tacy. Sędzia powiedział: "zdecydowaliśmy tak, ponieważ kamera nie obejmuje tego miejsca, więc podtrzymujemy pierwszą decyzję". On mi to wytłumaczył i ja odszedłem. Wiem, że kibicom się to nie podoba, ale nie będę z tego powodu płakał.

Swoją drogą, nie ułatwialiście zadania arbitrom. Z jednej strony do ucha krzyczał mu pan, z drugiej Andrzej Kowal, z trzeciej Paweł Zagumny, a obok swoje dorzucał Fabian Drzyzga.

- Sędziowanie jest trudnym zawodem. Jeżeli sędzia jest twardy, to sobie poradzi. Niestety, tak jest na boisku. To nie jest niedzielne granie amatorskie, tylko mecze o naprawdę dużą stawkę. Nie będę głaskał sędziego. Po meczu podam mu rękę, ale w tym meczu w dwóch przypadkach mógł się inaczej zachować.

W czasie spotkania do łez rozbawił pana okrzyk kibica.

- Ktoś krzyknął do Mikołajczaka: "ty masz rozdawać prezenty, a nie grać w siatkówkę!". Nie wiem, co ten tekst miał oznaczać, ale to było genialne, czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Ktoś chciał błysnąć na trybunach. Spotkanie to jest widowisko dla ludzi. Mecz jest jak kino. Człowiek musi z hali wyjść zadowolony.

Była też okazja pośmiać się z Damianem Wojtaszkiem.

- To jest fantastyczny chłopak! Bardzo lubię, szanuję i uważam za świetnego zawodnika. Taki drugi Samica - gęba mu się nie zamyka.

- Bardzo nie lubię sędziów, którzy nie chcą wytłumaczyć swojej decyzji, a są tacy - przyznaje szkoleniowiec Politechniki
- Bardzo nie lubię sędziów, którzy nie chcą wytłumaczyć swojej decyzji, a są tacy - przyznaje szkoleniowiec Politechniki

Który z młodych zawodników Politechniki zrobił największy postęp w tym sezonie?

- Uważam, że bardzo duży postęp zrobił Firlej. Mało gra, bo z Zagumnym w składzie trudno, żeby on go wygryzł. Od momentu, kiedy do nas przyszedł, zrobił ogromne postępy. To charakterny rozgrywający, ja takich bardzo lubię. To jest facet z jajami. On może zajść wysoko. Warto go mieć na oku.

Może warto stosować podwójne zmiany?

- U nas podwójne zmiany nie są skuteczne, jeśli gra Filip. Paweł Mikołajczak nie ma tak dobrego bloku. Podwójne zmiany niektóre zespoły bardzo często wykorzystują. Ja mając dwumetrowego rozgrywacza, nie uważam, żeby to było nam potrzebne.

Przemysław Smoliński?

- Także się rozwinął. Przemek wrócił do nas z Suwałk i wskoczył do szóstki.

Jak do meczu z Resovią podchodził Michał Filip? Grał w swojej hali, przed wieloma znajomymi i rodziną.

- Nie wiem, czy on jest aż tak znany w Rzeszowie, bo grał wtedy w Młodej Lidze. Michał Filip nie wszedł w ten sezon tak, jak się tego spodziewał. On od siebie bardzo dużo wymaga. Przykład: jest akcja, on zrobi coś dobrze, ale to nie da punktu - on się wścieka, że nie zdobył punktu. A nie zawsze tak trzeba to zrobić. Czasami trzeba ochłonąć. Z drugiej strony, człowiek żyje emocjami. Chcę, żeby on nimi żył.

Wasze humory popsuła kontuzja Pawła Halaby. Lekarze mówią o stawie skokowym. Ten gracz często nie radził sobie w poprzednich meczach, ale starcie w Rzeszowie rozpoczął świetnie.

- Ma ogromny potencjał. Tylko, że to jest tak grzeczny człowiek... My musimy znaleźć u niego zwierzę, które gdzieś tam może jest. Halaba jest za grzeczny. On by wszystkich chciał ucałować i przytulić. W sporcie nie może tak być. Szkoda, bo grał wyśmienicie. On wie, że my na niego stawiamy i widzimy w nim potencjał. Sam czasami tego potencjału nie widzi, ale to jest znakomity chłopak.

Czyli pańskie słowa o tym, że brakuje u was boiskowych bandytów, sprowadzały się między innymi do Halaby?

- Między innymi tak. W meczu z Resovią tego nie było. Pokazaliśmy swoją agresję i emocje. Tego oczekuję. To nie jest tak, że wygraliśmy w Rzeszowie i teraz nagle będziemy wszystko wygrywać. Nie oczekuję tego od zawodników. Oczekuję tego, żeby zawsze wchodzić w mecz takimi emocjami, jak zrobiliśmy to na Podpromiu. Rezultaty będą różne, ale agresja ma wyglądać właśnie tak.

Rozmawiał Mateusz Lampart

Źródło artykułu: