Zespołowi Andrei Gardiniego zależało szczególnie na sukcesie, bo w ostatnim spotkaniu w Kielcach zaprezentował się fatalnie. BBTS przystępował do spotkania w lepszym nastroju, bo w sobotę po dobrym meczu ugrał punkt przeciwko liderowi z Radomia.
Lepiej w mecz wszedł AZS. Już po kilku akcjach serią bloków gospodarze uzyskali prowadzenie, które szybko urosło do pięciu punktów (11:6). Gospodarze byli skuteczni w pierwszej akcji. Po drugiej przerwie technicznej goście nieco zmniejszyli straty, bo tym razem to oni skutecznie pograli blokiem. Podopieczni Gardiniego starali się kontrolować wynik i choć goście wyraźnie wzmocnili zagrywkę, ciągle udawało się powstrzymać blokiem ich kontrataki. W pewnym momencie silny serwis Dmytro Bogdana pozwolił na zniwelowanie strat do trzech punktów, ale za chwilę ponownie zadziałał blok Akademików. Prowadzili w tym momencie 22:18 i spokojnie dokończyli pierwszą partię. Większy problem mieli sędziowie, którzy podczas ostatniej akcji w nieskończoność sprawdzali ją na kamerach wideoweryfikacji.
W drugim secie na boisku pojawił się Marcin Wika w miejsce Kamila Kwasowskiego. Pierwsze przełamanie ze strony gospodarzy przyszło przy asowej zagrywce Bartosza Bednorza. Gospodarze na pierwszej przerwie technicznej prowadzili trzema punktami. Po obu stronach wciąż ważnymi elementami były zagrywka i blok. Nawet gdy gościom udawało się zbliżyć na punkt, Akademicy szybko odzyskiwali trzypunktową przewagę właśnie tymi elementami. Przewaga mogła być jeszcze większa, ale nie zawsze atakujący Bram Van den Dries potrafił skutecznie rozwiązywać sytuacje w kontratakach. Z kolei problemem gości były męczarnie w ataku wszystkich skrzydłowych i wyraźny brak wiary w skuteczność swojej gry. Przy drugiej przerwie technicznej AZS miał już czteropunktową przewagę po kolejnym asie serwisowym Bednorza. Zaraz po przerwie pomylił się w ataku ze środka Mateusz Sacharewicz, a zapłacił za to Bartłomiej Neroj. Zmienił go Grzegorz Pilarz. Trwał show Bednorza na zagrywce. Trener Krzysztof Stelmach starał się ratować sytuację czasem na żądanie. Jednak jego zawodnicy grali coraz bardziej niechlujnie w przyjęciu zagrywki i ataku. Marcin Wika i Serhiy Kapelus powędrowali na ławkę rezerwowych, ale ten set nie był już do uratowania. AZS wygrał z jeszcze większą przewagą ośmiu punktów.
Trzecią odsłonę oba zespoły rozpoczęły z dużym animuszem. Widzowie wyraźnie się ożywili, bo obserwowali mnóstwo przedłużonych wymian z efektownymi obronami. Po stronie BBTS-u na boisku pozostał Pilarz, ale wrócił Kapelus. Goście poprawili skuteczność w kontrataku i od razu przełożyło się to na wynik. Jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną mieli dwa punkty przewagi. Po stronie AZS-u wciąż dość bezbarwnie prezentował się belgijski atakujący. Ale na swoje nieszczęście goście szybko wrócili do błędów i nieskutecznej gry. Po serii udanych zagrywek Filipa Stoilovicia olsztynianie wyszli na prowadzenie 11:7. Zawodnicy BBTS-u przez długi czas nie potrafili znaleźć elementu, którym wyrównaliby grę. Olsztynianie, podobnie jak w dwóch poprzednich odsłonach, starali się kontrolować sytuację. Tym razem jednak nie do końca się to udało. Goście wykazali dużo więcej desperacji niż w poprzednich setach i "rzutem na taśmę" zdołali wyrównać na 23:23. W nerwowej końcówce wyszli nawet na prowadzenie, ale ostatecznie na przewagi wygrali miejscowi. W decydującej akcji goście dotknęli siatki, co potwierdził challenge. Indykpol AZS Olsztyn w dalszym ciągu jest niepokonany na swoim boisku.
Indykpol AZS Olsztyn - BBTS Bielsko-Biała 3:0 (25:19, 25:17, 29:27)
AZS Olsztyn: Stoilović, Bednorz, Woicki, Zajder, Koelewijn, Van den Dries, Potera (libero) oraz Bieńkowski.
BBTS Bielsko-Biała: Kapelus, Kwasowski, Neroj, Sacharewicz, Janeczek, Bogdan, Lewis (libero) oraz Modzelewski, Pilarz, Wika, Krulicki.
MVP: Paweł Woicki (AZS).