Zarówno kapitan, jak i trener Jastrzębskiego Węgla nie ukrywali po zaskakująco łatwo przegranym meczu w Warszawie, że była to całkowicie zasłużona porażka, za którą mogą winić tylko swoją słabą grę. - Byliśmy gorsi w każdym elemencie poczynając od mojej wystawy, poprzez zagrywkę, przyjęcie czy atak. Zaczęliśmy mecz nieźle, ale od połowy pierwszego seta było coraz gorzej, traciliśmy punkty z powodu świetnej zagrywki przeciwnika. I źle graliśmy już do samego końca. Nie ma co się nad tym spotkaniem rozwodzić, Politechnika wygrała je całkowicie zasłużenie - ocenił Michał Masny.
Wtórował mu szkoleniowiec Mark Lebedew , który przyznał, że jego podopieczni nie byli w stanie nawiązać walki z rywalem poza częścią pierwszego seta. - Nie wywieraliśmy żadnej presji zagrywką na rywalu, co bardzo utrudniało nam grę, a do tego sami nie byliśmy w stanie przyjąć ich serwisów. To z kolei było wodą na młyn gospodarzy i ułatwiało im zdobywanie punktów. Może tak słabe spotkanie to koszt tych wszystkich wcześniejszych kolejek, gdzie graliśmy wiele pięciosetowych spotkań z trudnymi rywalami. Myślę, że ta dłuższa przerwa świąteczno-reprezentacyjna przychodzi dla nas w idealnym momencie, może nawet dwa dni za późno - żartował Australijczyk.
W odmiennych nastrojach byli przedstawiciele ekipy gospodarzy. Kapitan AZS Politechniki Warszawskiej był jak na siebie bardzo wylewny w pochwałach. -
Wyszedł nam ten mecz taktycznie, wszystkie nasze założenia i strategia się sprawdziły. Dzięki temu łatwiej się nam grało. Warto też pochwalić znakomitą dyspozycję naszych środkowych, co pomagało w grze. Te trzy punkty są pięknym prezentem świątecznym dla nas i zbliżają nas do upragnionej ósemki - mówił Paweł Zagumny.
Szkoleniowiec Inżynierów był zadowolony przede wszystkim z tego, że udało się zdobyć trzy punkty mając do dyspozycji bardzo okrojony skład. Zawodników stołecznej drużyny dopadł paskudny wirus. - Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że pomimo naszych problemów zdrowotnych udało się wygrać i to za trzy punkty. Paweł Halaba jest kontuzjowany, a ani Paweł Mikołajczak ani Samik nie byli w stanie wyjść na boisko, bo dopadł nas wirus grypy żołądkowej. Na zmiany miałem tylko środkowych. I cieszę się, że pokazaliśmy, że nawet w okrojonym składzie jesteśmy w stanie utrzymać pewien poziomie. Zagrali zawodnicy, którzy zwykle siedzą na ławce, jak Kuba Radomski, i udźwignęli sytuację. Dzięki jego dobremu przyjęciu Jastrzębie nie zrobiło nam krzywdy zagrywką, Guma mógł grać co chciał i nasi środkowi błyszczeli. Być może za taki dobry występ moi zawodnicy dostaną nawet wolną Wigilię - zapowiedział trener Jakub Bednaruk.