WP SportoweFakty: O wyczynach Lotosu Trefla Gdańsk z poprzedniego sezonu napisano już chyba wszystko. W obecnych rozgrywkach zapisujecie kolejną kartę w historii klubu: w debiutanckim występie w Lidze Mistrzów już tylko krok dzieli was od fazy play-off.
Marco Falaschi: Od początku podkreślaliśmy, że celem minimum jest wyjście z grupy. Zważywszy na fakt, że tak jak mówisz: jest to pierwszy sezon Lotosu Trefla w tych rozgrywkach, będzie to wielki sukces. Mówię "będzie", bo awans nie jest jeszcze w stu procentach przesądzony. Nie ma co ukrywać, że mieliśmy dużo szczęścia podczas losowania, ale na boisku nic nie otrzymaliśmy za darmo. Jeśli w dwóch ostatnich kolejkach nie przytrafi się nic nieprzewidzianego, będziemy w najlepszej dwunastce Europy a potem trzeba czekać na kolejne losowanie. Może ponownie dopisze nam szczęście.
W grupie F chyba jak w żadnej innej zarysowała się wyraźna różnica pomiędzy DHL Modeną i Lotosem Treflem a pozostałymi ekipami.
- Modena to aktualnie jedna z najlepszych drużyn na kontynencie. Wiodą prym w Serie A i są na dobrej drodze by zawojować Ligę Mistrzów. Nie ma się co dziwić skoro każdy jest w stanie wymienić ich skład bez zająknięcia. Jeśli chodzi o ekipy z Nowego Sadu oraz Lublany to jasno i wyraźnie widać, że dzieli nas nie jedna, a kilka klas. W swoich ligach są oni bezkonkurencyjni, jednak nie posiadają obecnie potencjału na namieszanie w europejskiej stawce. Ale taka jest właśnie ta pierwsza, czasem mało atrakcyjna faza rozgrywek: szansę otrzymuje wiele krajów, a tylko niektóre ją wykorzystują.
Postawa ekipy z Modeny, ale również pozostałych dwóch przedstawicieli ligi włoskiej pokazuje, że po kilku dość przeciętnych latach Serie A wraca na europejski szczyt.
- Bez wątpienia drużyny z Serie A stoją przed dużą szansą na powrót w wielkim stylu. Po raz ostatni klub z Italii grał w ścisłym finale Ligi Mistrzów w 2013 roku. Potem nastąpiły dwa przeciętne a można nawet powiedzieć, że bardzo słabe lata - bo tylko tak w przypadku Włoch można traktować brak przedstawicieli w Final Four. Aktualnie wydaje się, że słaby okres został zażegnany. Poszczególne kluby ustabilizowały budżety i Włochy ponownie stają się kuszącym kierunkiem dla topowych siatkarzy.
Dzięki udziałowi w Lidze Mistrzów mogłeś chociaż na chwilę powrócić do ojczyzny. Potyczce rozegranej 19 listopada towarzyszyły dodatkowe emocje?
- Gdy już byliśmy w PalaPanini poczułem się troszkę inaczej. To nie był kolejny, zwykły mecz jaki co kilka dni rozgrywamy w PlusLidze. Pojawiły się emocje, ale na pewno nie większa presja. O tym nie było mowy. Szczególnie widok sektora zapełnionego przez rodzinę i przyjaciół okazał się dodatkowym impulsem.
Niestety, wasz mecz przeciwko wicemistrzom Włoch zdecydowanie nie należał do udanych.
- Wyjazd do Włoch przypadł akurat na nasz słabszy moment. Między innymi Seba (Sebastian Schwarz - przyp.red.) zmagał się z urazem, który wykluczył go całkowicie z występu. Dodatkowo brakowało w naszej grze stabilności. Teraz jesteśmy w zdecydowanie lepszej formie fizycznej i zapewniam, że jesteśmy w stanie z nimi rywalizować. I tu odniosę się na chwilę do publiczności: mam nadzieję, że kibice zapełnią 21 stycznia halę w Gdyni. To z pewnością przełoży się na naszą postawę.
Pozostając jeszcze chwilę przy temacie waszych włoskich rywali: w jakim stopniu można przygotować się taktycznie do takiego zawodnika jak Earvin Ngapeth, który słynie ze swoich niekonwencjonalnych zagrań?
- Bez wątpienia jest to nieobliczalny zawodnik, czasem podejmujący wręcz szalone decyzje. Jednak zapewniam, że również jego grę da się w pewnym stopniu rozpisać. Nie przez przypadek dwukrotnie go zablokowałem w wyjazdowym spotkaniu. Stojąc naprzeciw niemu trzeba przede wszystkim zachować chłodną głowę i pamiętać o każdym drobnym szczególe ustawiając defensywę. Myślę, że Ngapetha można porównać do naszego Mikusia (Mateusz Mika - przyp.red.). Gdybyś zapytała graczy Modeny jak go zatrzymać, też mieliby sporą zagwozdkę. Sposób w jaki Mateusz obija blok przeciwnika jest jedyny w swoim rodzaju.[nextpage] W trwającym sezonie nie tylko na europejskich parkietach prezentujecie dobrą formę. Zanotowaliście również znakomite otwarcie rozgrywek ligowych sięgając po Superpuchar.
- Wydaje mi się, że wiele osób już o tym zapomniało. A szkoda, bo tym meczem udowodniliśmy wszystkim, że Lotos Trefl Gdańsk nie skończył się po jednym sezonie. Przyznaję, że nie spodziewałem się zwycięstwa. Moim zdaniem Asseco Resovia dysponuje lepszym składem niż miało to miejsce w poprzednich rozgrywkach, ale ewidentnie zmagają się z jakimiś problemami, natomiast my ponownie pokazaliśmy, że potrafimy zagrozić każdemu.
Na przerwę w rozgrywkach udaliście się jako czwarta drużyna tabeli, doznając po drodze dwóch porażek. Nie byłoby negatywnych komentarzy gdyby nie...
- Tyle rozegranych tie-breaków...
Zgadza się. Lotos Trefl Gdańsk, aż sześciokrotnie rozgrywał pięciosetowe pojedynki, kilkukrotnie tracąc punkty trochę na własne życzenie.
- Przed zeszłoroczną przerwą również przegraliśmy zaledwie dwa mecze, ale wówczas zgarnialiśmy zazwyczaj pełną pulę więc wydźwięk był zupełnie inny. Ten sezon wygląda odmiennie: poziom ligi poszedł mocno w górę i tym bardziej można stracić punkty z nawet najniżej notowanym rywalem. Ok, jeśli przeanalizować dokładnie wszystkie mecze to nie popisaliśmy się w kilku z nich, oddając inicjatywę. Najlepszym tego przykładem jest pojedynek w Olsztynie. Należy jednak pamiętać, że 9 z 11 meczów graliśmy na wyjeździe. Z tej perspektywy osiągane wyniki można ocenić pozytywnie.
Jednak przy nowym systemie rozgrywania PlusLigi każdy punkt może okazać się na wagę złota.
- Nieukrywanym problemem jest tutaj brak play-offów. Zespoły z Kędzierzyna-Koźla oraz Bełchatowa odskoczyły od pozostałych ekip. Przy nowym systemie 5-6 "oczek" to już spora zaliczka. Dla nas druga runda będzie szansą na odrabianie strat. Nie ma mowy o składaniu broni.
Rozmawiamy podczas trzytygodniowej przerwy w rozgrywkach. Po tej pędzącej w zawrotnym tempie części sezonu to dla was pierwszy taki moment na złapanie oddechu.
- I to bardzo nas cieszy. W końcu mamy czas na odpoczynek i normalny trening bez ciągłego przemieszczania się. Po raz pierwszy od startu ligi mamy okazję do popracowania nad niuansami technicznymi i kondycją fizyczną. W trybie mecz co trzy dni zwyczajnie nie ma na to czasu. Wówczas najważniejsze jest utrzymanie świeżości i nawet dwugodzinny trening może okazać się zbyt męczący. Przeszliśmy mały reset i powoli skupiamy się na misji Będzin.
Reset fizyczny czy bardziej mentalny?
- Potrzebowaliśmy obu. Odpoczynek mentalny dotyczy głównie kilku z nas. Bez wątpienia odskoczni od siatkówki najbardziej potrzebują Mikuś i Seba, ale ponownie nie mają na to czasu z powodu turnieju kwalifikacyjnego. Pozostali spędzili święta w gronie rodzinnym i chociaż chwilowo zapomnieliśmy o obowiązkach. W moim przypadku bardziej skupiam się jednak na stronie fizycznej: w pierwszej części sezonu z wiadomych przyczyn byliśmy ciągle w rozjazdach. Chyba zrobiliśmy najwięcej kilometrów ze wszystkich ekip.[nextpage]Więcej spotkań, więcej podróży, inny tryb treningowy to głównie pochodna występów w Lidze Mistrzów.
- Liga Mistrzów to najważniejsze rozgrywki w Europie i udział w nich jest wielkim zaszczytem. Dla nas to nagroda za wspaniały poprzedni sezon i właśnie tak ją traktujemy, bawiąc się każdym występem. W żaden sposób nie traktujemy tego jako problem czy usprawiedliwienie.
Rozumiem takie podejście, ale w pierwszej części sezonu pojawił się zupełnie inny problem: brak występów w Ergo Arenie.
- I tu już nie mogę się z tobą nie zgodzić. Ok, ciągle zachowujemy pozytywne myślenie i nie skupiamy się na problemach od nas niezależnych. Ale nie ma co ukrywać, że byliśmy pozbawieni sporego atutu, bo granie w Ergo Arenie robi różnicę. Dla kibiców jest to niezauważalne, ale musicie mi wierzyć na słowo, że rywalom trudno jest się odnaleźć w tym obiekcie. Jest to sprawa nie tylko gabarytów, ale również i oświetlenia. Do tego dochodzi wsparcie kibiców: inaczej się gra przy ośmiu tysiącach, a inaczej przy dwóch.
W drugiej rundzie sytuacja się odmieni: będziecie gospodarzem większości spotkań.
- I postaramy się wykorzystać jak najlepiej ten atut. Ale zauważ, że pierwszy mecz z teoretycznie domowych rozegramy w Gdyni... Więc ciężko nas nazwać gospodarzem w pełni tego słowa znaczeniu. Jednak już zdążyliśmy się przyzwyczaić, że obecny sezon odbiega trochę od normalności.
Na dobry początek tuż po przerwie udacie się w ośmiodniowy tour po Polsce. Podobna sytuacja miała miejsce w listopadzie kiedy to zamiast wracać do Trójmiasta, między poszczególnymi meczami stacjonowaliście tydzień w Kleszczowie. Można powiedzieć, że w sezonie 2015/2016 non stop przebywacie w swoim gronie i czy tak czysto po ludzku nie macie czasem siebie dość?
- Całe szczęście tworzymy zgraną ekipę! Podczas takiego wyjazdu jesteśmy razem od rana do wieczora: wspólne treningi, posiłki, podróże, czas wolny i nie ma gdzie uciec. To momentami może być nużące. Ale tak jak mówię, nie ma między nami żadnych konfliktów ani wewnętrznych problemów, co znacznie ułatwia takie tygodniowe wyjazdy. Jesteśmy w tym sezonie trochę jak cyganie, ale tylko w ten sposób możemy ograniczyć długie podróże a to ma bezpośredni wpływ na naszą kondycję.
Poprzedni sezon był dla Lotosu Trefla Gdańsk niesamowity, obecne rozgrywki rozpoczęliście od zdobycia Superpucharu. Jakie więc cele, pomimo wszystkich zawirowań o których rozmawialiśmy, stawiacie sobie na najbliższe tygodnie?
- Mierzymy wysoko, jak na wicemistrzów kraju przystało, czyli miejsce w czwórce po fazie zasadniczej, które gwarantuje grę o medale. Spróbujemy też ponownie zawalczyć o Puchar Polski. Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów to awans do najlepszej szóstki byłby spełnieniem marzeń. A później... przyjdzie czas na podpisanie kolejnego kontraktu.
Rozmawiała Karolina Biesik