Marco Falaschi: Awans do "szóstki" Ligi Mistrzów byłby spełnieniem marzeń

Marco Falaschi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty ocenia debiutancki sezon Lotosu Trefla Gdańsk w europejskiej Lidze Mistrzów oraz dotychczasowy przebieg rozgrywek PlusLigi.

Karolina Biesik
Karolina Biesik

WP SportoweFakty: O wyczynach Lotosu Trefla Gdańsk z poprzedniego sezonu napisano już chyba wszystko. W obecnych rozgrywkach zapisujecie kolejną kartę w historii klubu: w debiutanckim występie w Lidze Mistrzów już tylko krok dzieli was od fazy play-off.

Marco Falaschi: Od początku podkreślaliśmy, że celem minimum jest wyjście z grupy. Zważywszy na fakt, że tak jak mówisz: jest to pierwszy sezon Lotosu Trefla w tych rozgrywkach, będzie to wielki sukces. Mówię "będzie", bo awans nie jest jeszcze w stu procentach przesądzony. Nie ma co ukrywać, że mieliśmy dużo szczęścia podczas losowania, ale na boisku nic nie otrzymaliśmy za darmo. Jeśli w dwóch ostatnich kolejkach nie przytrafi się nic nieprzewidzianego, będziemy w najlepszej dwunastce Europy a potem trzeba czekać na kolejne losowanie. Może ponownie dopisze nam szczęście.

W grupie F chyba jak w żadnej innej zarysowała się wyraźna różnica pomiędzy DHL Modeną i Lotosem Treflem a pozostałymi ekipami.

- Modena to aktualnie jedna z najlepszych drużyn na kontynencie. Wiodą prym w Serie A i są na dobrej drodze by zawojować Ligę Mistrzów. Nie ma się co dziwić skoro każdy jest w stanie wymienić ich skład bez zająknięcia. Jeśli chodzi o ekipy z Nowego Sadu oraz Lublany to jasno i wyraźnie widać, że dzieli nas nie jedna, a kilka klas. W swoich ligach są oni bezkonkurencyjni, jednak nie posiadają obecnie potencjału na namieszanie w europejskiej stawce. Ale taka jest właśnie ta pierwsza, czasem mało atrakcyjna faza rozgrywek: szansę otrzymuje wiele krajów, a tylko niektóre ją wykorzystują.

Postawa ekipy z Modeny, ale również pozostałych dwóch przedstawicieli ligi włoskiej pokazuje, że po kilku dość przeciętnych latach Serie A wraca na europejski szczyt.

- Bez wątpienia drużyny z Serie A stoją przed dużą szansą na powrót w wielkim stylu. Po raz ostatni klub z Italii grał w ścisłym finale Ligi Mistrzów w 2013 roku. Potem nastąpiły dwa przeciętne a można nawet powiedzieć, że bardzo słabe lata - bo tylko tak w przypadku Włoch można traktować brak przedstawicieli w Final Four. Aktualnie wydaje się, że słaby okres został zażegnany. Poszczególne kluby ustabilizowały budżety i Włochy ponownie stają się kuszącym kierunkiem dla topowych siatkarzy.
Mecz w Modenie był dla rozgrywającego Lotosu Trefla Gdańsk wyjątkowym wydarzeniem Mecz w Modenie był dla rozgrywającego Lotosu Trefla Gdańsk wyjątkowym wydarzeniem
Dzięki udziałowi w Lidze Mistrzów mogłeś chociaż na chwilę powrócić do ojczyzny. Potyczce rozegranej 19 listopada towarzyszyły dodatkowe emocje?

- Gdy już byliśmy w PalaPanini poczułem się troszkę inaczej. To nie był kolejny, zwykły mecz jaki co kilka dni rozgrywamy w PlusLidze. Pojawiły się emocje, ale na pewno nie większa presja. O tym nie było mowy. Szczególnie widok sektora zapełnionego przez rodzinę i przyjaciół okazał się dodatkowym impulsem.

Niestety, wasz mecz przeciwko wicemistrzom Włoch zdecydowanie nie należał do udanych.

- Wyjazd do Włoch przypadł akurat na nasz słabszy moment. Między innymi Seba (Sebastian Schwarz - przyp.red.) zmagał się z urazem, który wykluczył go całkowicie z występu. Dodatkowo brakowało w naszej grze stabilności. Teraz jesteśmy w zdecydowanie lepszej formie fizycznej i zapewniam, że jesteśmy w stanie z nimi rywalizować. I tu odniosę się na chwilę do publiczności: mam nadzieję, że kibice zapełnią 21 stycznia halę w Gdyni. To z pewnością przełoży się na naszą postawę.

Pozostając jeszcze chwilę przy temacie waszych włoskich rywali: w jakim stopniu można przygotować się taktycznie do takiego zawodnika jak Earvin Ngapeth, który słynie ze swoich niekonwencjonalnych zagrań?

- Bez wątpienia jest to nieobliczalny zawodnik, czasem podejmujący wręcz szalone decyzje. Jednak zapewniam, że również jego grę da się w pewnym stopniu rozpisać. Nie przez przypadek dwukrotnie go zablokowałem w wyjazdowym spotkaniu. Stojąc naprzeciw niemu trzeba przede wszystkim zachować chłodną głowę i pamiętać o każdym drobnym szczególe ustawiając defensywę. Myślę, że Ngapetha można porównać do naszego Mikusia (Mateusz Mika - przyp.red.). Gdybyś zapytała graczy Modeny jak go zatrzymać, też mieliby sporą zagwozdkę. Sposób w jaki Mateusz obija blok przeciwnika jest jedyny w swoim rodzaju.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×