Wojciech Włodarczyk: Czarni są faworytami kolejnego spotkania

W ostatniej kolejce PlusLigi, ekipa z Lubina poniosła sromotną porażkę z kędzierzyńską ZAKSĄ 0:3. W kolejnym meczu lubinianie zmierzą się z równie silną drużyną z Radomia. Wojciech Włodarczyk, przyjmujący Cuprum, zapowiada walkę na trudnym terenie.

WP SportoweFakty: Przed waszym spotkaniem z ZAKSĄ, wielu kibiców było przekonanych, że zakończy się ono po pięciu setach. Scenariusz okazał się jednak inny...

Wojciech Włodarczyk: Ja również byłem przekonany, że mecz skończy się po pięciu setach. Nie wiem co się stało... Dotychczas tylko raz przegraliśmy za trzy punkty - nie wyszedł nam pojedynek z Bielskiem. Liczyliśmy na to, że nie przegramy ani razu 0:3 w tym sezonie. Mieliśmy z ZAKSĄ momenty, że graliśmy naprawdę dobrze. Wynik setów był wyrównany, dopiero w końcówkach nam odjeżdżał. Myślę, że zaważył przede wszystkim rezultat drugiego seta, mimo, że ostatecznie prezentował się bardzo źle, to jednak partia do połowy wyglądała tak, że to my kontrolowaliśmy grę, ale gdzieś ta koncentracja nam uciekła.

Po 11. kolejce PlusLigi, do zajmującej 5. lokatę Asseco Resovii, brakowało wam zaledwie jednego "oczka". Obecnie sytuacja nieco się skomplikowała.

- Zależy nam na tym, by wziąć udział w Pucharze Polski, który odbędzie się we Wrocławiu. Musimy więc uzyskać co najmniej szóstą lokatę. W sobotę gramy w Radomiu i tam powalczymy, aby wziąć udział w Pucharze Polski.

Gracie z radomianami, którzy są "czarnym koniem" rozgrywek PlusLigi.

- My także mieliśmy być "czarnym koniem" rozgrywek, przynajmniej meczu z ZAKSĄ, ale się nie udało. Czarni prezentują bardzo fajną grę od początku. Nie mają przestojów, nie mają gorszych momentów, takich jak my mieliśmy np. z Bielskiem. Każdy sądził, że będzie łatwo, lekko i przyjemnie, a okazało się zupełnie inaczej. Ale to charakteryzuje drużynę z Radomia, że zawodnicy nawet z bardziej faworyzowanymi ekipami są w stanie powalczyć. Możemy się spodziewać ciekawego pojedynku. W obecnej sytuacji Czarni będą faworytem, a my będziemy trenować i walczyć o to, żeby pokazać się z lepszej strony.

Mimo młodego wieku, posiada pan bogaty dorobek klubowy. Skąd decyzja o przenosinach do Lubina?

- Zależało mi na współpracy z trenerem Cretu. Opowiedział mi, że tworzy się w Lubinie fajny projekt i ciekawą drużynę. Dlatego nie zastanawiałem się długo. Chciałem pograć, być na boisku trochę więcej, niż w Bełchatowie przez dwa lata. Myślę, że już w tej chwili zagrałem więcej, niż w tym czasie, który spędziłem w Skrze.

Jako siatkarz Cuprum jest pan jednym z popularyzatorów siatkówki na Dolnym Śląsku - terenie, na którym zdecydowanie króluje zamiłowanie do piłki nożnej.

- Nie mamy jeszcze pełnych hal na wszystkich naszych meczach, ale na przykład bardzo ciekawie wyglądała oprawa pojedynku z Bełchatowem, gdzie sala była pełna i fajnie było poczuć taką atmosferę, grając u siebie. Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie: za rok, dwa, hala będzie się zapełniała do ostatniego miejsca na większości meczów, a nie tylko na Skrze Bełchatów. Może nie ma wielu flag, transparentów, ale widzimy, że ludzie przyjeżdżają nie tylko z Lubina i okolic, ale także z miejscowości bardziej oddalonych.

Wraca pan jeszcze czasami pamięcią do przygody z ligą austriacką? Porównuje w jakiś sposób z ligą polską?

- Myślałem, że to pytanie już za mną, bo to jednak było trzy lata temu. Niewiele pamiętam szczegółów, ale na pewno zrobiłem ogromny przeskok jakościowy. Z taką grą, jaką prezentowaliśmy z ZAKSĄ do połowy chociażby drugiego seta, w Austrii wygrywalibyśmy mistrzostwo. W Kędzierzynie ten poziom nie wystarczył nam na długo, czego żałujemy. Jest różnica pomiędzy ligami, zarówno poziom, jak i oprawa są zupełnie inne.

Portale internetowe doniosły, że kibicował pan kolegom podczas turnieju w Berlinie. Jak oceniłby pan postawę Polaków podczas tych rozgrywek?

- Oczywiście kibicowałem wszystkim reprezentantom Polski, nie tylko moim kolegom klubowym. Wybrałem się do Berlina żeby ich wspierać i razem z Facundo Conte głośno dopingowaliśmy. Z Grzegorza Łomacza jestem niezmiernie zadowolony, bo zagrał bardzo dobre zawody. Cała drużyna zaprezentowała się na wysokim poziomie. Turniej owocował wieloma emocjami, a także długimi i wyczerpującymi pojedynkami. Wielkie brawa. Przyznam szczerze, liczyłem na to, że chłopaki z ZAKSY będą troszeczkę wymęczeni, a nie byli i pokazali się z bardzo dobrej strony.

Na światowych parkietach bryluje ostatnio reprezentacja Francji. Nie licząc oczywiście delikatnego potknięcia w Berlinie. Co pana zdaniem jest kluczem do sukcesu tej drużyny?

- Też się nad tym zastanawiałem i wniosek jest bardzo prosty. Ta drużyna gra ze sobą od wieku kadetów. Chyba poza Rouzierem, większość z nich to roczniki 89', 90', 91', a my graliśmy z nimi w kadecie, młodziku i tych wszystkich rozgrywkach młodzieżowych. Ten zespół praktycznie się nie zmienia od tamtych czasów. Znają się jak "łyse konie" i być może to jest ich siłą.

Chciałby pan zagrać w kadrze Stephane'a Antigi?

- To oczywiście pytanie retoryczne. Jasne, że chciałbym. Myślę, że z tych ludzi, których podczas naszego pojedynku z ZAKSĄ, było w hali "Azoty" może ze trzy tysiące, każdy chciałby być w kadrze. Nie wiem dlaczego miałoby być inaczej.

Rozpoczynają się właśnie mistrzostwa Europy w piłce ręcznej, których Polska jest gospodarzem. Będzie pan śledził poczynania Biało-Czerwonych?

- Oczywiście, że będę kibicował również szczypiornistom, jak każdy porządny obywatel. Nie jestem w stanie obiecać, że obejrzę wszystkie mecze, ale jeżeli nie będę trenował to dlaczego nie. Turniej jest w pełni transmitowany, więc na pewno obejrzę w miarę możliwości.

Rozmawiała Anna Kardas

Komentarze (0)