BBTS Bielsko-Biała przez pierwsze dwie partie dobrze prezentował się na tle AZS-u Częstochowa. Co prawda w inauguracyjnej odsłonie Akademicy mieli przewagę, lecz po emocjonującej końcówce odnieśli zwycięstwo. Częstochowianie obronili trzy piłki setowe, ale przy czwartej zablokowany został Bartłomiej Lipiński.
Druga partia była popisem bielszczan. BBTS rozpoczął ją od prowadzenia 8:1 i tej straty AZS nie był w stanie odrobić. Również trzecią odsłonę lepiej rozpoczęli goście, lecz przy stanie 6:3 zakończyli swoją dobrą gry. O czas poprosił wtedy Michał Bąkiewicz, a częstochowianie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęli dominować nad rywalami.
Bielszczanie po zakończeniu pojedynku odczuwali duży niedosyt. W dwóch kolejnych partiach nie mogli nawiązać skutecznej walki z gospodarzami. - Przez dwa sety była dosyć dobra gra. Natomiast od trzeciej partii było pikowanie w dół. Tie-break był podsumowaniem tego, że jednym zawodnikiem nie da rady wygrać meczu - stwierdził trener BBTS-u, Krzysztof Stelmach.
Liderem zespołu z Podbeskidzia był Serhiy Kapelus. Rozgrywający Grzegorz Pilarz skierował do niego aż 53 piłki, a przyjmujący BBTS-u skutecznie zakończył 23 ataki (43 proc.). - Kapelus trzymał grę w tie-breaku, inni mu już nie pomogli. Przykro, bo faktycznie dwa sety były dobre. Można było ten mecz wygrać, ale wyjeżdżamy z Częstochowy z jednym punktem. W ogóle nie jestem z niego zadowolony - powiedział Stelmach.
Po drugim secie AZS zmienił taktykę. Częstochowianie zaczęli serwować na Kapelusa, który odebrał 38 zagrywek (55 proc. pozytywnego i 21 proc. perfekcyjnego przyjęcia). - Wszystkie drużyny już mają tą samą taktykę: zagrywka w Kapelusa. Rywale wiedzą, że dużo gramy na lewe skrzydło. Niestety, prawy atak nam za bardzo nie funkcjonuje. Nasza gra jest uproszczona i dosyć przejrzysta - zakończył szkoleniowiec bielskiego klubu.