Srecko Lisinac: Największym problemem możemy być my sami

Środkowy PGE Skry Bełchatów, Srecko Lisinac przyznaje, że kwestia awansu do kolejnej fazy Ligi Mistrzów siatkarzy zależeć będzie przede wszystkim od dyspozycji bełchatowian.

Wicelider PlusLigi w minioną sobotę dopiero po tie-breaku pokonał plasujący się na zaledwie jedenastym miejscu w stawce Effector Kielce. Wynik ten może sugerować, że siatkarze z Bełchatowa cały czas dochodzą do siebie po problemach zdrowotnych, których nabawili się podczas wyjazdu do Bielska-Białej tydzień wcześniej. Trzeba jednak przyznać, że ostatni rywal zaprezentował się w Hali Energia naprawdę dobrze.

- Myślę, że na naszą postawę wpływ miała zarówno dobra gra Effectora jak i nasze ostatnie problemy. Przez dwa sety kontrolowaliśmy spotkanie. Nie wykorzystaliśmy jednak naszych okazji do zakończenia meczu w trzech partiach. Rywalom dodało to skrzydeł. Nie byliśmy w stanie znaleźć recepty na ich dobrą grę - przyznał po spotkaniu Srećko Lisinac, który zdobył w ostatniej kolejce 12 punktów.

Po dwóch pierwszych setach sobotniego spotkania wiele wskazywało na rozstrzygnięcie meczu w trzech odsłonach. Bełchatowianie prowadzili zresztą na obu przerwach technicznych kolejnej partii, ale w emocjonującej końcówce zabrakło im zimnej krwi i to kielczanie mogli cieszyć się ze zwycięstwa 34:32, a także przedłużenia nadziei na korzystny rezultat.

- Wygląda na to, że zabrakło nam energii i siły, co nie powinno mieć miejsca, zwłaszcza w sytuacji, gdy mieliśmy zwycięstwo na wyciągnięcie ręki. Niepotrzebnie pozwoliliśmy wrócić kielczanom do gry. Czeka nas wciąż sporo pracy, by dojść do odpowiedniej formy i dyspozycji. Choroba czy problemy zdrowotne nie są żadnym wytłumaczeniem dla tego, co wydarzyło się w sobotę - podkreślił Serb w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty.

Effector nie tylko potrafił wrócić do gry po dwóch przegranych setach i kilkupunktowej stracie w trzeciej odsłonie, ale też całkowicie przejąć inicjatywę w kolejnej partii. Podopieczni Dariusza Daszkiewicza od początku czwartej części spotkania byli zdeterminowani, by doprowadzić do tie-breaka i ostatecznie cel ten udało im się osiągnąć dzięki przekonującemu zwycięstwu 25:19.

- Rywale zaczęli przede wszystkim ryzykować na zagrywce. Zanotowali też kilka dobrych interwencji w defensywie. My, to prawda, w tamtym momencie nie czuliśmy się chyba najlepiej, ale to wszystkiego nie wyjaśnia. Nasze problemy rozwiązać powinniśmy wcześniej, na parkiecie. Musimy pracować nad odpowiednim reagowaniem na tego typu sytuacje - wyjaśnił 23-letni środkowy.

Kielczanie sprawili w sobotę PGE Skrze sporo problemów
Kielczanie sprawili w sobotę PGE Skrze sporo problemów

Już we wtorek bełchatowian czeka kolejny mecz. Jego stawką będzie awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. I choć PGE Skra w starciu z Duklą Liberec w teorii wydaje się być murowanym faworytem, ostatnie mecze z niżej notowanymi rywalami pokazały, że podopiecznym Miguela Falaski problemy sprawić może każdy.

- Mecz z Duklą, choć rywal nie wygrał jeszcze w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów ani razu, będzie kluczowy da naszych losów w tych rozgrywkach. Musimy więc w pełni skupić się na tym starciu, żeby odpowiednio się do niego przygotować i awansować do fazy pucharowej Champions League - zaznaczył nasz rozmówca.

Siatkarze Dukli w europejskich rozgrywkach wygrali w tym sezonie zaledwie dwa sety, oba z Knack Roeselare. W pierwszym starciu z bełchatowianami nie mieli dużo do powiedzenia, tylko raz przekraczając barierę dwudziestu oczek. Jak będzie w rewanżu? - Największym problemem dla nas możemy być my sami. Wszystko zależy właśnie od tego, jak my będziemy grać, a musimy zaprezentować się znacznie lepiej niż w meczu z Effectorem - zauważył Srecko Lisinac.

Komentarze (0)