AZS Politechnika Warszawska ma za sobą serię bardzo nieudanych spotkań. Od początku roku przegrywają mecze za trzy punkty, i to z rywalami wcale nie z góry tabeli. W 15. kolejce PlusLigi podejmowali ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle i pokazali znacznie lepszą grę niż poprzednio, ale nie ugrali nawet seta.
- Na pewno momentami nasza gra wyglądała lepiej niż w poprzednich spotkaniach, ale wynik jest taki sam. To, że mamy trochę więcej małych punktów, nic nie znaczy. Wynik nam chwały nie przynosi, zwłaszcza, że mieliśmy okazję, aby urwać seta albo nawet coś więcej. Niestety, nie skorzystaliśmy z niej. Wielka szkoda - mówił po spotkaniu przygnębiony Paweł Zagumny. Mimo wszystko ma on nadzieję, że fatalna passa jego zespołu zostanie wkrótce przełamana. - Na razie faktycznie gramy słabiej, ale liczymy wszyscy na to, że od meczu w Radomiu to się zmieni i zaczniemy punktować. Zagramy ostrzej niż dotychczas i mam nadzieję, że to wypali.
Warszawiacy, mimo przepaści w tabeli i budżetach między zespołami, nie byli na Torwarze chłopcem do bicia. Poza drugą połową pierwszego seta grali z liderem tabeli jak równy z równym, a w drugim secie prowadzili nawet 23:20, ale w pole serwisowe wszedł Grzegorz Bociek i zrobił dwa asy z rzędu. Ostatecznie ZAKSA wygrała tego seta na przewagi. - W pierwszym secie przeważyły nasze błędy własne. Zrobiliśmy bodajże z trzy dotknięcia siatki, dwa auty i to chyba była największa różnica. Graliśmy jak równy z równym, ale pięć punktów oddaliśmy im za darmo. A dobrze broniliśmy, podbijaliśmy i mocne ataki i kiwki. A w drugim secie to chyba wyszedł nasz brak doświadczenia. No i Bociuś. Wszedł na boisko w momencie, kiedy już nam się wydawało, że jest set dowieziony. A tu nasi przyjmujący zaskoczeni, że Bociuś umie zagrywać i set nam uciekł - oceniał przyczyny porażki doświadczony rozgrywający.
Zagumny był zawodnikiem kędzierzyńskiego zespołu przez pięć lat, dopiero od tego sezonu gra w Politechnice, i sam przyznał, że bardzo mu zależało na wyniku tego pojedynku. - Na pewno to miało dla mnie znaczenie. Grałem tam pięć lat i chciałem się pokazać z jak najlepszej strony w Warszawie. Bardzo chciałem wygrać, jeżeli nie mecz, to przynajmniej jakiś punkt, bo te punkty są nam bardzo potrzebne. A przy okazji też dla osobistej satysfakcji - powiedział 38-letni mistrz świata.