Tylko pierwszy set układał się idealnie według scenariusza Impelek. Zawodniczki Jacka Grabowskiego rozbiły rywalki 25:14 i chyba nikt ze zgromadzonych w Hali Orbita nie spodziewał się późniejszych problemów wrocławianek. Stało się jednak inaczej. Pilanki zaryzykowały w ataku, Małgorzata Skorupa stawiała blok za blokiem i doszło do tie-breaka. W nim dopiero w samej końcówce Impel Wrocław uratował triumf 15:13.
- Właściwie to nie wiem, co się stało w dalszej fazie meczu. Dwa pierwsze sety były przecież wyraźnie po naszej stronie - mówiła po spotkaniu Monika Ptak, środkowa Impela.
Zwycięstwo nad pilankami nieco poprawiło humory we wrocławskim obozie. Przed kilkoma dniami Impel wypuścił z rąk awans do najlepszej dwunastki Ligi Mistrzyń, przegrywając 2:3 z Telekomem Baku. W ostatni weekend zawodniczki trenera Grabowskiego pojechały do Sopotu na pojedynek z jednym z rywali do medalu, PGE Atomem Treflem Sopot. Wrocławianki zagrały najsłabszy mecz w sezonie i przegrały 0:3. Jeden z setów zakończył się wynikiem 10:25.
- Na pewno ten Sopot siedzi w naszych głowach. Nie powinniśmy się tym zajmować, ale jakoś to jeszcze w głębi przeżywamy. Przegrać seta 10:25 to wstyd. Staramy się skupiać na tym, co nas czeka. Nie mamy już przecież wpływu na przeszłość - przyznała Ptak.
W następnej kolejce do Wrocławia przyjedzie Polski Cukier Muszynianka Enea Muszyna. Mineralne w zeszłym sezonie odniosły cztery zwycięstwa nad Impelem, a w bieżących rozgrywkach sprawiły wrocławiankom ogromne problemy. - Rywalki z Muszyny przyjadą, by zabrać nam te trzy punkty - stwierdziła wrocławska środkowa.