Gdy w połowie stycznia Impel Wrocław wygrywał w Lidze Mistrzyń z SC Dresdner, a w Orlen Lidze z Chemikiem Police, wydawało się, że wrocławianki znalazły się na właściwej ścieżce. Tylko pozornie. Porażki z PGE Atomem Treflem Sopot i Telekomem Baku siedzą w głowach siatkarek z Dolnego Śląska.
- Na pewno zawodniczkom Liga Mistrzyń pozostaje w pamięci. Nie jest łatwo przejść z tym do porządku dziennego. Wypuściliśmy przecież z rąk olbrzymią szansę. Byliśmy bardzo blisko awansu do najlepszej dwunastki zespołów Europy, a to oznaczałoby największy sukces w historii klubu - przypomniał trener wrocławianek, Jacek Grabowski.
Zła passę udało się przerwać w meczu z PTPS-em Piła, choć zwycięstwo przyszło dopiero po tie-breaku. Trener Grabowski zaskoczył rywalki i po raz pierwszy w sezonie desygnował do gry w podstawowej szóstce Magdalenę Grykę. Szkoleniowiec zostawił na ławce Milenę Radecką, jednak nie chciał zdradzić powodów tej decyzji. - Od tygodnia borykamy się z kłopotami. Nie chciałbym jednak wchodzić w szczegóły. Trzeba iść do przodu. Epicentrum naszych problemów było w Sopocie - przyznał Grabowski.
Szkoleniowca może martwić kolejny słaby mecz Kristin Hildebrand. Amerykanka w pięciosetowym meczu skończyła 3 ataki (13 proc. skuteczności). Lepiej spisała się jej zmienniczka, Andrea Kossanjowa. Czemu zatem Czeszka nie zaczynała setów w szóstce? - To są trudne decyzje, ale na nasze szczęście pozostawiłem Andreę w tie-breaku na parkiecie i to ona skończyła bardzo ważny atak na 14:13 - tłumaczył trener Impela.