Karol Kłos: Ciekawe czy ZAKSA udźwignie ten ciężar

PGE Skra Bełchatów w dobrym stylu pokonała Asseco Resovię Rzeszów i w niedzielę zagra w finale Pucharu Polski przeciwko ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle.

WP SportoweFakty: Ostatnio o tym już nie wspominaliście, ale zdaje się, że po takim spotkaniu (wygranym 3:1 z Asseco Resovią Rzeszów - przyp. red.) można powiedzieć, że powrócił kolektyw?

Karol Kłos: To było widać na boisku, że chyba wszystko w końcu się zebrało do kupy i zaczyna super funkcjonować. Każdy z nas, każdy z osobna, zagrał bardzo dobry mecz. To dzięki całej drużynie wygraliśmy.

Widać było, szczególnie po wygranych akcjach, ale także w trudniejszych momentach, na przykład w końcówce meczu, takiego prawdziwego ducha drużyny. 

- Bardzo mocno nad tym pracowaliśmy. Bardzo się cieszę, że to zostało zauważone, mam nadzieję, że kibice również to widzieli na boisku.

W pierwszej odsłonie wasza gra nie wyglądała najlepiej, później prezentowaliście się znacznie lepiej. Co było tego przyczyną?

- Myślę, że nie było problemów z przyjęciem, ale było trochę błędów własnych, pomyłek w ataku. Ja też kilka popełniłem, więc myślę, że nie kończyliśmy pierwszej piłki i tym przegraliśmy premierowego seta. Później to wszystko się uspokoiło i zagraliśmy dużo równiej, a dzięki temu udało się zwyciężyć.

To dobry prognostyk po dość niefortunnym styczniu. 

- Powoli pracujemy nad tym, żeby to wyglądało jak najlepiej. Myślę, że takie zwycięstwa budują i będą dawały nam większą pewność siebie, której ostatnio nam brakowało.

W niedzielę zmierzycie się z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, o której już przed turniejem mówiło się, że jest głównym pretendentem do zdobycia trofeum.

- ZAKSA jest już faworytem w całych rozgrywkach PlusLigi, bo grają po prostu najrówniej w siatkówkę ze wszystkich zespołów. Puchar Polski to jednak zupełnie inna impreza, wystarczy już tylko jedno spotkanie, żeby go wygrać. Mam nadzieję, że złamiemy fantastycznie grających kędzierzynian.

Nie zawsze faworyt wytrzymuje presję.

- Zobaczymy, ciekawe czy ZAKSA udźwignie ten ciężar. Wszyscy już o tym mówią, że są właściwie murowanymi kandydatami do pucharu. Będę się powtarzał, ale oni grają najrówniej, dlatego właśnie są faworytem.

Wracając na chwilę do tematu kadry narodowej, spotkanie o trzecie miejsce z Niemcami wygraliście po heroicznej walce. Czy to może być taki mecz-symbol, który scalił tę drużynę?

- Jeżeli chodzi o reprezentację, to na pewno tak. To był fantastyczny mecz, zakończony happy endem, ale teraz trzeba walczyć dalej. W Japonii będzie nas czekał na pewno bardzo długi turniej. To jeszcze jednak odległa sprawa, wiele spotkań przed nami zanim spotkamy się na kadrze.

Bartosz Kurek po tym starciu powiedział, że nie ma już "drużyny mistrzów świata". 

- Oczywiście jest kilku siatkarzy, którzy grali w tej zwycięskiej ekipie podczas mistrzostw świata, ale to jest jednak zupełnie inny zespół. Jak widać, ci którzy odeszli, zostali godnie zastąpieni. Chociażby Mateusz Bieniek, który się świetnie odnalazł i gra fantastycznie. Myślę, że trener Stephane Antiga naprawdę robi kawał dobrej roboty, jeżeli w miejsce doświadczonych zawodników, którzy nas opuścili, jest zawsze w stanie znaleźć graczy, którzy wcale nie są słabsi.

Jak dużo brakuje panu do formy z mistrzostw świata?

- Oj, jeszcze trochę brakuje.

Czy to kwestia zdrowia?

- Myślę, że wszystkiego po trochę, może pewności siebie, umiejętności i czasami tej fizyczności. Powoli pracuję nad tym, żeby było cały czas lepiej. Ale jak to w życiu, nie zawsze wszystko idzie prosto, czasami trzeba wejść kawałek pod górkę.

Rozmawiała Dominika Pawlik

Komentarze (0)