Sławomir Stolc: Mamy problemy i jakoś musimy sobie z nimi radzić

Wypożyczony z ZAKSY półtora miesiąca temu Sławomir Stolc występuje regularnie w pierwszej szóstce Effectora Kielce i, co udowodnił choćby w ostatniej kolejce, jest jasnym punktem tej ekipy. Przy obecnych problemach kielczan ma to istotne znaczenie.

Pod koniec maja oficjalna strona ZAKSY podała, że szeregi drużyny zasili 23-letni Sławomir Stolc. Ekipa z Opolszczyzny ma w tym sezonie tak mocny skład, że młody przyjmujący nie miał wielu okazji gry na ligowym parkiecie. Dlatego też wypożyczenie zawodnika do Effectora Kielce było dla niego ogromną szansą do rozwoju.

Siatkarz jest obecnie stałym graczem pierwszej szóstki i prezentuje wyrównaną, dobrą formę. Ma to duże znaczenie przy aktualnych problemach kadrowych kielczan. Kontuzje Adriana Buchowskiego i Mateusza Bieńka, a także odejście Grzegorza Szymańskiego i Krzysztofa Wierzbowskiego sprawiły, że na niektórych pozycjach trener nie posiada zmienników. Dlatego też w pojedynku z ZAKSĄ nominalny rozgrywający Michał Kędzierski przez ponad seta grał na pozycji przyjmującego.
WP Sportowe Fakty: Wynik 0:3 nie mówi wszystkiego o waszym pojedynku z ZAKSĄ. Mimo trudności przez dwa sety równo walczyliście z liderami tabeli.

Sławomir Stolc: Podjęliśmy walkę szczególnie w pierwszej odsłonie. Nie ma co ukrywać - byliśmy na parkiecie słabszym zespołem. Ciężko jest urwać ZAKSIE chociażby seta. Nie jesteśmy pierwszą drużyną, która w kędzierzyńskiej hali przegrywa 0:3. W tym momencie musimy się koncentrować na następnych meczach i pracować dalej na treningach.

Sławomir Stolc najjaśniejszym punktem Effectora Kielce w tym spotkaniu. Zgodzi się pan z tym stwierdzeniem?

- Nie wiem... Chyba musiałbym obejrzeć mecz na spokojnie i go przeanalizować. Jednak siatkówka nie jest sportem indywidualnym, na boisku liczy się cała drużyna. Taką postawę zaprezentowała ZAKSA i z nami wygrała.

Spędził pan kilka miesięcy w Kędzierzynie-Koźlu, poznał drużynę od wewnątrz. Znajomość słabszych punktów ZAKSY pomogła panu w grze przeciwko temu rywalowi?

- Trudno znaleźć słabe punkty w drużynie ZAKSY, które można wykorzystać będąc po drugiej stronie siatki. Nawet jeśli jest się w środku tego zespołu - nie sposób doszukiwać się najmniejszego mankamentu. Nie zapominajmy, że w Kędzierzynie-Koźlu grają najlepsi siatkarze na świecie i tworzą zgrany kolektyw. Spędziłem na Opolszczyźnie pół roku i mogę potwierdzić, że w zespole panuje świetna atmosfera, a to zawsze przekłada się na rezultat na boisku.

W takim razie w przyszłości stawia pan na Kielce czy Kędzierzyn-Koźle?

- Oba miasta są piękne, trudno mi jednoznacznie powiedzieć, które jest ładniejsze. Świetnie żyło mi się w Kędzierzynie, tak samo żyje mi się w Kielcach. Mam szczęście do miast, bo wcześniej grałem przecież w Gdańsku. Za każdym razem trafiam do fajnych i ciekawych miejsc.

Macie w tym momencie jednego nominalnego atakującego - Sławomira Jungiewicza. Czy ta sytuacja ma się jakoś zmienić w najbliższym czasie?

- Nie chciałbym się wypowiadać na ten temat. W tej chwili mamy... a może się jednak wypowiem. Mamy tragiczną sytuację kadrową. Nie mamy zmienników, bo przecież kontuzjowani są Adrian Buchowski, jak również Mateusz Bieniek. Wstępna diagnoza wykluczyła środkowego reprezentacji Polski na trzy tygodnie. Mieliśmy Grześka Szymańskiego, który również zmagał się z urazem. Nawet na treningu jest nam ciężko cokolwiek zrobić, a i na meczach bywa różnie. Przeciwko ZAKSIE Michał Kędzierski - nominalny rozgrywający, musiał grać na przyjęciu i nie był to epizod, ale ponad jeden set. Swoją drogą poradził sobie całkiem dobrze. Niestety, mamy problemy i jakoś musimy sobie z nimi radzić.

Tydzień temu siatkarska Polska żyła finałami Pucharem Polski. Jako oceniłby pan przebieg tego turnieju?

- Nie jestem ekspertem, tylko zawodnikiem, ale powiem tak: ZAKSIE trochę uciekło to trofeum. Oglądałem mecz finałowy i kibicowałem chłopakom. W końcówce zabrakło im trochę szczęścia, czego bardzo żałuję. Bardzo przeżywałem to spotkanie przed telewizorem i było mi bardzo przykro, że ZAKSA przegrała.

Jako MVP sezonu Młodej Ligi sprzed kilku lat, jakich rad udzieliłby pan młodszemu koledze, Kamilowi Semeniukowi, który ma ogromne szansę na zdobycie tej nagrody w aktualnych rozgrywkach?

- Kamil na pewno jest mądrym chłopakiem, poznałem go osobiście. Bardzo dobrze się "prowadzi"- ma profesjonalne podejście do sportu. Na treningach daje z siebie sto procent i jedyną radą, jakiej mogę mu udzielić jest to, by nie przestawał tego robić, był wytrwały, a upływający czas przyniesie efekty.

W Kędzierzynie-Koźlu młodzież w sposób naturalny decyduje się na siatkówkę. Pan pochodzi z miejscowości, w której ta dyscyplina sportu nie jest tak popularna [Kościerzyna - red.]. Dlaczego wybrał pan siatkówkę?

- Jako mały chłopiec oglądałem mecze w telewizji i spodobało mi się to. Mój tata był bardzo pozytywnie nastawiony do sportu, pomógł mi wybrać się do szkoły w Gdańsku i tam mogłem rozpocząć swoją siatkarską przygodę. Nie mam jakiegoś siatkarskiego ideału. Po prostu staram się robić swoje i cały czas się rozwijać.

Do następnej kolejki PlusLigi pozostał tydzień. Gracie u siebie z Cuprum Lubin. Macie dużo czasu na przygotowanie, ale czy wystarczająco, by zniwelować w jakiś sposób problemy kadrowe?

- To nie jest dla nas nowa sytuacja, ponieważ kontuzje w naszej drużynie ciągną się właściwie od Nowego Roku. Jesteśmy pozytywnie nastawieni. Rozegraliśmy przecież dobry mecz z Bełchatowem, bo urwaliśmy im punkt. Z Gdańskiem niewiele zabrakło [1:3 - red.], z Bydgoszczą również zdobyliśmy punkt po pięciosetowym boju. W Kędzierzynie-Koźlu nawiązaliśmy walkę do połowy meczu, więc mimo wszystko nie ma dramatu i nie możemy narzekać. Musimy robić swoje i po prostu walczyć tym, co mamy.

Rozmawiała Anna Kardas

Komentarze (0)