Pierwsze starcie obu ekip w gdańskiej Ergo Arenie było widowiskiem bardzo jednostronnym. Przed kilkoma dniami zarówno gdańszczanie, jak i bydgoszczanie przegrali swoje pojedynki nie zdobywając punktów, dlatego też tym razem należało spodziewać się sporych emocji. Tym bardziej, że atakujący gospodarzy Bartosz Krzysiek przed pojedynkiem zapowiadał, że o potyczce z Trójmiasta on i jego koledzy zapomnieli.
Trener Piotr Makowski postanowił zaskoczyć rywali nowym ustawieniem, desygnując do gry w wyjściowej szóstce Łukasza Wiese. Tradycyjnie jednak to do Jakuba Jarosza kierowana była większość piłek. Ten z kolei dobrze był pilnowany przez blok przyjezdnych. Szwankowało także przyjęcie zagrywki, co zmusiło bydgoskiego szkoleniowca do skorzystania z przerwy na żądanie (7:10). Interwencja trenera wprowadziła w grę gospodarzy nieco spokoju. W ofensywie uaktywnił się Michał Ruciak, natomiast po stronie przyjezdnych bardzo dobrze w ataku radził sobie Sebastian Schwarz. Reprezentant Niemiec w pojedynkę nie był jednak w stanie wypracować dla swojego zespołu znaczącej przewagi. Z kolei ambitnie walczący gospodarze powoli i konsekwentnie odrabiali dystans, doprowadzając w końcówce do remisu 18:18. Decydujący moment seta należał do Wojciecha Grzyba. Doświadczony środkowy popisał się serią udanych zagrywek, które pozwoliły odskoczyć wicemistrzom Polski na cztery punkty (22:18). To wystarczyło, kropkę nad "i"postawił Mateusz Mika.
Porażka nie podłamała gospodarzy, którzy w drugiej partii kontynuowali walkę punkt za punkt. Dobra gra w ataku Jakuba Jarosza w pewnym momencie dała miejscowym nawet dwupunktowe prowadzenie (10:8), jednak skuteczne zagrywki Wojciecha Grzyba pozwoliły przyjezdnym odzyskać przewagę. Podopieczni Piotra Makowskiego nie zamierzali złożyć broni i po drugiej przerwie technicznej ruszyli do odrabiania strat. Ciężar zdobywania punktów wziął na siebie Lukasz Wiese i wydawało się, że to może przynieść oczekiwany efekt, bowiem na tablicy świetlnej pojawił się rezultat remisowy 17:17. W końcówce, przy stanie 23:20 dla Lotosu Trefla, trener Andrea Anastasi postanowił nieco pozmieniać. Na placu gry pojawili się: Mateusz Czunkiewicz, Przemysław Stępień i Damian Schulz. To nie była dobra decyzja, bowiem ekipa znad Brdy szybko odrobiła straty. Zmiany powrotne uratowały jednak gości z opresji.
Walczący o pozostanie w grze goście nie zamierzali łatwo się poddać. Na początku trzeciej partii ich gra opierała się głównie na Jakubie Jaroszu i dopóki lider gospodarzy radził sobie w ataku, wynik oscylował wokół remisu. Kilka udanych bloków na liderze gospodarzy sprawiło, że gdańszczanie odskoczyli na cztery punkty (5:9). Grający na luzie wicemistrzowie Polski nie przejmowali się pojedynczymi nieudanymi akcjami. Po jednej z nich Bartosz Gawryszewski podszedł nawet do Marco Falaschiego, dając mu do zrozumienia, że nie ma żalu o wystawę, która była zdecydowanie za wysoka. Po drugiej stronie zdecydowanie słabiej spisywał się Murilo Radke, którego rozegranie momentami bezbłędnie odczytywali gdańszczanie. Trener Piotr Makowski starał się szukać impulsu, który poderwałby jego podopiecznych do walki, jednak bezskutecznie. Losów seta nie odmieniło wejście na parkiet Nikodema Wolańskiego i Bartosza Krzyśka. Na placu gry pojawili się także Jan Nowakowski i Dawid Murek, jednak nie zdołali oni w sposób szczególny zaakcentować swojej obecności na boisku.
Łuczniczka Bydgoszcz - Lotos Trefl Gdańsk 0:3 (21:25, 23:25, 23:25)
Łuczniczka: Jurkiewicz, Jarosz, Radke, Wiese, Ruciak, Kosok, Żurek (libero) oraz Krzysiek, Wolański, Nowakowski
Lotos: Mika, Falaschi, Troy, Gawryszewski, Schwarz, Grzyb, Gacek (libero) oraz Schulz, Czunkiewicz, Stępień
MVP: Murphy Troy (Lotos Trefl)