Ola Piskorska: Cudzoziemcy w PlusLidze? To nie jest żaden problem (felieton)

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Wiele się mówi na temat siatkarzy z innych krajów w polskiej lidze. Głównie mówi się niedobrze i sugeruje, że lepiej by było bez większości z nich. Ale to wcale nie jest takie oczywiste.

W tym artykule dowiesz się o:

PlusLiga skończyła właśnie 15 lat. Jest bardzo szybko rosnącym nastolatkiem, z 10 zespołów powiększyła się do 14, a już następne trzy stoją w kolejce. Jednocześnie pojawia się w niej coraz więcej zawodników zagranicznych, nie tylko tych bardzo znanych i reprezentujących swoje kraje, ale również mało znanych. To nie wszystkim się podoba.

Ostatnio krytycznie na ten temat wypowiedział się jeden z komentatorów telewizyjnych, który "nie rozumie, po co ściąga się do PlusLigi obcokrajowców grających średnio lub słabo". Ja jednak uważam, że jest kilka argumentów za.

Zdumiewający jest często podnoszony aspekt, że oni zabierają miejsca Polakom. Mamy w lidze 14 zespołów, czyli lekko licząc 196 miejsc do obsadzenia. Czy naprawdę ktokolwiek uważa, że mamy w naszym kraju 196 zawodników grających lepiej od wszystkich z zagranicy? Możemy optymistycznie przyjąć - biorąc pod uwagę wszystkie reprezentacje - że mamy ich około 50, co nadal zostawia 146 miejsc pustych. Nijak nie da się znaleźć 146 siatkarzy w Polsce, którzy graliby na poziomie plusligowym. Spokojnie można postawić tezę, że ci Polacy, którzy się nadają do ekstraklasy, już w niej grają. Prawdę mówiąc, łatwo można by pokazać wśród nich kilku, a nawet kilkunastu, którzy w tej ekstraklasie grać nie powinni. Nie jestem w stanie wskazać ani jednego zawodnika polskiego, który powinien grać w PlusLidze, a w niej nie gra, bo miejsce zabrał mu ktoś z innego kraju.

Owszem, bywa tak, że przeciętni siatkarze zagraniczni w danym klubie wychodzą w szóstce, a polscy stoją w kwadracie. Ale to nie jest wina systemu, tylko samych zawodników, którzy na treningach przegrywają z rywalami. Można założyć nawet, że jest to z korzyścią dla nich, bo - chcąc wreszcie uciec z klaskacza - przyłożą się do swojego rozwoju. Rywalizacja wewnątrz drużyny jest zawsze doskonałą motywacją dla wszystkich.

To nie jest też tak, że polskie kluby marzą o zatrudnianiu siatkarzy z zagranicy. To są często większe koszty (opłaty licencyjne i do federacji), więcej zamieszania z odnajdywaniem się zawodnika w obcym kraju bez znajomości języka (i jeszcze częste wymagania dotyczące wynajmu mieszkania i samochodu służbowego) oraz przymus nieustannego pilnowania limitu w trakcie meczów. Najbogatsze kluby, oczywiście, ściągają zagraniczne gwiazdy i reprezentantów swoich krajów dla podniesienia poziomu zespołu oraz z powodów prestiżowych. Ale plusligowe średniaki i doły bardzo chętnie zatrudniłyby wyłącznie Polaków, bo tak jest i taniej, i łatwiej.

Tylko że muszą też myśleć o wyniku. I jak mają do wyboru siatkarza z polskiej 1 ligi albo nieopierzoną młodzież ledwo wyrosłą z juniora, to wolą wziąć przeciętnego obcokrajowca, który gwarantuje solidność.  Problem jest też w tym, że w Polsce jest mało doświadczonych i ogranych siatkarzy, między 30 a 35 rokiem życia, którzy nadal są w pełni zdrowia i grają na stabilnym poziomie, ale nie jest to poziom reprezentacyjny. Te nieliczne sztuki są zwykle wykupowane przez najzamożniejsze kluby do drugich szóstek albo po latach kariery są emocjonalnie związane z jednym miastem, którego nie chcą opuścić. A tymczasem tacy zawodnicy są bezcenni - nie ulegają presji ani emocjom, wspierają i uczą siatkarską młodzież, wnoszą spokój i doświadczenie, mają swoje techniczne sztuczki, które im pomagają i wiedzą, co jest ważne i korzystne dla drużyny. Bardzo dobrym przykładem jest 33-letni Aleksander Szafranowicz, który nigdy nie był wielkim nazwiskiem europejskiej siatkówki, ale grał w wielu klubach, zahaczył o Ligę Mistrzów i widać, jak wiele wnosi do drużyny Jastrzębskiego Węgla swoim doświadczeniem.

Ktoś może powiedzieć, że to jeszcze ma sens, ale po co ściągać do naszej ligi siatkarzy młodszych na przeciętnym poziomie? W przypadku młodszych zawodników ich poziom jest zawsze pewną niewiadomą. Tak jak niejedna potencjalna gwiazda w PlusLidze straciła cały swój blask i wylądowała w kwadracie, tak i średni sportowo siatkarz może nagle zaskoczyć, bo np. wstrzeli się w koncepcję gry trenera. Dopiero w trakcie ligi można w pełni ocenić wartość transferu. Każdy może się okazać strzałem w dziesiątkę albo niewypałem.

Uważam też, że to wszystko jest dobre dla polskiej siatkówki z powodów prestiżowych. Zostańmy takimi Włochami naszego regionu, do których ciągną wszyscy siatkarze z okolicznych krajów i marzą o tym, żeby grać w naszej lidze. Przecież ligi czeska, słowacka, niemiecka, państw bałtyckich, a nawet francuska są od PlusLigi słabsze i biedniejsze. Niech przyjeżdżają do nas zagraniczni trenerzy, nawet młodzi, ze swoimi nowatorskimi pomysłami i odmiennymi doświadczeniami. Bądźmy ważnym ośrodkiem, w którym rozwijają się talenty nie tylko polskiej siatkówki, to będzie miało wiele korzyści dla polskich siatkarzy zmuszonych do walki o miejsca, ale i dla wagi naszego głosu w strukturach międzynarodowych. Chciałabym więcej takich Aleksandarów Atanasijeviców, którzy dziś są gwiazdami swoich reprezentacji, a nieustannie i publicznie opowiadają, że nauczyli się w siatkówkę grać w Polsce i bez dwóch sezonów w polskiej lidze nie osiągnęliby tego, co mają. Przy utrzymanym obecnym zdroworozsądkowym limicie trzech cudzoziemców na boisku to nie odbierze niczego polskim siatkarzom, a różnorodność i rywalizacja mogą korzystnie wpłynąć na ich rozwój.

I oczywiście, wszyscy potrafimy wymienić nazwiska zawodników zagranicznych w klubach z dołu tabeli, którzy nie prezentują żadnego poziomu i nie powinni się nigdy znaleźć w PlusLidze. Problem w tym, że w PlusLidze nie powinny się znaleźć również te kluby. A rodzimi siatkarze w nich grający nie pokazują wcale lepszej siatkówki niż ci z innymi paszportami. I kwestią do rozważenia i rozwiązania nie są tutaj obcokrajowcy, lecz utrzymywanie na siłę w ekstraklasie zespołów, które z wielu względów w niej być nie powinny.

A znacznie większym problemem niż cudzoziemcy, moim zdaniem, są bardzo utalentowani polscy juniorzy, którzy podpisują wieloletnie kontrakty z najbogatszymi klubami i w efekcie w newralgicznym wieku 20-21 lat lądują zamurowani w kwadracie. Bo taki klub gra o najwyższe cele na forum krajowym i międzynarodowym i nie będzie stawiał na nieopierzonego młodziana bez doświadczenia. Ale akurat się przyda jako "zapchajdziura" do składu, bo jakieś umiejętności ma, jest Polakiem i jest tani. Postawa klubu jest zrozumiała, liczy się wynik, ale z punktu widzenia polskiej siatkówki i polskiej reprezentacji to fatalne. Znacznie bardziej fatalne niż kilkudziesięciu zagranicznych siatkarzy w PlusLidze.

Ola Piskorska

Zobacz wideo: Tałant Dujszebajew: jestem szczęśliwy i bardzo dumny z prowadzenia kadry

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu:
Komentarze (5)
avatar
Krzysztof Wójcik
28.02.2016
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Masło maślane : " Spokojnie można postawić tezę, że ci Polacy, którzy się nadają do ekstraklasy, już w niej grają.Nie jestem w stanie wskazać ani jednego zawodnika polskiego, który powinien gr Czytaj całość
sined
28.02.2016
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
A ja sie z tym kompletnie nie zgadzam.Nie wydaje mi sie aby w naszym kraju brakowało dobrych siatkarzy a to że obcokrajowiec jest troszke lepszy i zostaje zakontraktowany w miejsce Polaka to du Czytaj całość
avatar
lewap90
28.02.2016
Zgłoś do moderacji
4
3
Odpowiedz
podpisuje się wszystkimi rękoma i nogami pod tym artykułem. Z resztą po przeczytaniu nazwiska autorki wiedziałem, że się nie zawiodę ;) Dodam jeszcze, że pół biedy, gdy w klubach z dołu tabeli Czytaj całość