Nieskuteczny Impel zawiódł w ważnym meczu. "Powinniśmy to wygrać!"

Trener Jacek Grabowski był wyraźnie rozczarowany postawą swoich siatkarek w starciu z Tauronem MKS Dąbrowa Górnicza. Według niego na końcowym wyniku zaważył drugi set.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Wrocławski Impel miał w środowym spotkaniu z Tauronem MKS Dąbrowa Górnicza właściwie wszystko pod kontrolą: wygrał on pierwszego seta wyjazdowego meczu aż do 15, w drugim prowadził 18:14 dzięki pewnej ręce w ataku Kristin Hildebrand. Ale od tego momentu na pierwszy plan wyszła Micha Hancock i jej piekielnie mocne serwisy. To ona wraz z Tamarą Kaliszuk, wybraną MVP starcia w Hali Centrum, odmieniła losy rywalizacji. - Mieliśmy przyjętą piłkę w górze, ale nie byliśmy w stanie wyprowadzić ataku. Poza tym nasza zagrywka nie była najlepsza. Tak naprawdę przegraliśmy seta w jednym ustawieniu, prowadząc bardzo wysoko, a tak naprawdę mogliśmy prowadzić jeszcze wyżej. Sam nie wiem, jak to się stało: przez naszą nieporadność straciliśmy prowadzenie w meczu i to był kluczowy moment. Powinniśmy prowadzić 2:0, a drugiego seta powinniśmy wygrać do 12 albo 15! - trener wrocławskiej drużyny Jacek Grabowski nie krył swojej irytacji.

Tym samym zagłębiowski zespół zemścił się za porażkę 2:3 w pierwszym spotkaniu fazy zasadniczej i zrównał się punktami z Impelem (obie ekipy mają ich teraz po 43). Grabowski, łączący funkcje prezesa i trenera dolnośląskiej kadry, miał spory żal do swoich podopiecznych o brak agresji i dominacji w kluczowych momentach meczu. - Dąbrowianki wykorzystały okazję i zaczęły grać lepiej. Hancock coraz lepiej zagrywała, w dodatku weszła Kaliszuk, która zagrała świetne spotkanie, a my byliśmy coraz mniej agresywni w naszej grze. Udokumentowaliśmy nasza wysoką przewagę w pierwszym secie i powinniśmy to zrobić w drugim, ale stało się inaczej - uznał.

Po stronie niedawnego uczestnika Ligi Mistrzyń i Pucharu CEV widoczny był brak Caroliny Costagrande, której nie potrafiła zastąpić Czeszka Andrea Kossanjowa. Do tego pierwszą "strzelbą" Impela była Kristin Hildebrand, ponieważ zwyczajowa liderka tej drużyny Katarzyna Skowrońska-Dolata spisywała się zdecydowanie poniżej swoich możliwości. Atakująca polskiej kadry skończyła tylko 29 procent posłanych do niej piłek i została tego dnia przyćmiona przez Kaliszuk. - Costagrande doznała drobnego urazu i nie chcieliśmy ryzykować pogłębieniem się kontuzji, natomiast na kolejny mecz powinna być gotowa. Natomiast co do Kasi, to ma ona swoje różne momenty... Sezon jest długi, ten reprezentacyjny, jak i klubowy. Trudno przy takim natężeniu meczów grać przez cały czasy na wysokim poziomie. Zabrakło w tym meczu skuteczności Kasi, to prawda, ale nie tylko ona byłą odpowiedzialna za grę i wynik - stwierdził szkoleniowiec wrocławianek.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×