Rumuński wulkan niedługo wygaśnie. W Niemczech stał się trenerską legendą

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Stelian Moculescu, trener VfB Friedrichshafen, oficjalnie w marcu ogłosił, że po sezonie 2015/2016 przechodzi na emeryturę. W ciągu 19 lat pracy w klubie z południa Niemiec osiągnął bardzo dużo sukcesów.

- Zawsze słuchałem głosu serca. Teraz dał mi do zrozumienia, że nadchodzi właściwy czas na zakończenie trenerskiej kariery - powiedział niespełna 66-letni Stelian Moculescu podczas niedawno zwołanej konferencji prasowej, specjalnie w celu ogłoszenia tej decyzji.

- Osiągnięcia Steliana w ciągu 19 lat pracy z VfB Friedrichshafen są imponujące. Bardzo szanuję jego wybór i doceniam, że uprzedził nas z wyprzedzeniem o planowanym odejściu - skomentował z kolei Sebastian Schmidt, prezes klubu.

Pod wodzą rumuńskiego szkoleniowca, w latach 1997-2015 VfB zdobył 13 tytułów mistrza Niemiec oraz 13 krajowych pucharów. Ale jego największym sukcesem był sensacyjny triumf w Lidze Mistrzów w 2007 roku. Moculescu zszokował wtedy cały kontynent, a kilku jego podopiecznych wybiło się do bardziej renomowanych lig. Do tej grupy zaliczali się między innymi, dobrze znani z występów w PlusLidze, Jochen Schoeps, Simon Tischer oraz Lukas Divis.

Zanim jednak Rumun objął stery w zespole z Friedrichshafen, około 60 tysięcznego miasta położonego nad Jeziorem Bodeńskim, był już w pełni zaaklimatyzowany na niemieckiej ziemi.

W Niemczech na stałe przebywał bowiem od 1972 roku. Pozostał w tym kraju po zakończeniu Igrzysk Olimpijskich w Monachium, na których zajął z reprezentacją Rumunii 5. miejsce. Miał wtedy zaledwie 22 lata. Niedługo potem rozpoczął już swoją przygodę trenerską.

Zaskakująca reprymenda i kosztowny wybuch

Pierwsze kroki w nowej roli stawiał w sezonie 1976/1977. Po tym, jak w trakcie rozgrywek z prowadzenia TSV 1860 Monachium zrezygnował Hermann Pflitschinger, Moculescu został grającym szkoleniowcem. Już wtedy ujawnił swój znak rozpoznawczy, który niezmiennie cechował go w kolejnych latach spędzonych na trenerskiej ławce: emocje.

Podczas jednego ze spotkań głośno manifestował pracę sędziego. Wielkie było jego zaskoczenie, kiedy arbiter zwrócił się do niego w języku rumuńskim. Nakazał mu się uspokoić. Było to jednak nic w porównaniu do wybuchu złości, jakiego Rumun dopuścił się w 2013 roku podczas finałowej rywalizacji VfB Friedrichshafen z Berlin Recycling Volleys.

Rzecz wydarzyła się po ostatnim, czwartym spotkaniu serii, przegranym przez jego zespół 2:3. "Jeśli ktoś nie chce, byśmy byli mistrzami Niemiec, wystawia przeciwko nam sędziego. Ciągle podejmował te same g**niane decyzje" - takie słowa trenera zostały przytoczone w raporcie, którego analizą zajęła się odpowiednia komisja z ramienia Bundesligi.

Stelian Moculescu nigdy nie był "oazą spokoju"
Stelian Moculescu nigdy nie był "oazą spokoju"

Frustrację Moculescu potęgował fakt, że wspominany sezon 2012/2013 był pierwszym, w którym nie wywalczył z VfB ani jednego trofeum. Srebrny medal rozgrywek ligowych nie sprawił mu choćby najmniejszej satysfakcji. - Oddałem go sędziemu - zaznaczył z ironią w rozmowie z Die Welt. Za głośne wyrażanie niezadowolenia musiał zapłacić 5 tysięcy euro kary oraz został zawieszony na jeden mecz.

Nieodłączny talizman

Ambicja - to słowo, które również od zawsze charakteryzowało jego trenerskie poczynania. - Tak długo, jak kluby będą zadowalać się zajęciem piątego czy szóstego miejsca, nie będą się rozwijać - wyznał na łamach Süddeutsche Zeitung.

Wymagające podejście pozwoliło mu bardzo szybko odnieść pierwsze triumfy w roli trenera. Już w 1978 i 1980 roku świętował z TSV 1860 Monachium zdobycie mistrzostwa Niemiec. Następnie pracował między innymi w VC Passau, TSV Milbertshofen i ASV Dachau, by w 1997 roku na stałe zadomowić się w VfB Friedrichshafen.

Jego osiągnięcia były dostrzegane za granicą, czego skutkiem były oferty współpracy od klubów włoskich i tureckich. Usługami Moculescu poważnie interesował się choćby Fenerbahce Grundig Stambuł. Szkoleniowiec, biorąc pod uwagę zdanie swojej żony Gabrieli, odrzucił jednak wszelkie propozycje podjęcia wyzwania w innym kraju.

- Żona nie chciała wyjeżdżać, a samemu też się na to nie zdecyduję - podkreślał dla Südwestrundfunk. Od małżonki otrzymał również pewnego razu prezent, który z miejsca uczynił swoim talizmanem. Była to figurka Ruperta Mayera, księdza z zakonu jezuitów, będącego głównym przedstawicielem katolickiego ruchu oporu, funkcjonującego w Monachium w czasach Trzeciej Rzeszy.

Przypiął ją do breloczka z kluczami i nosi ją zawsze przy sobie. Nie zaprzecza, że jest człowiekiem przesądnym. - Nigdy nie zapomnę tej figurki. Jeśli nie będę jej mieć przy sobie, to znaczy, że umarłem - zaznaczył także dla Südwestrundfunk.

W Niemczech zostanie na zawsze zapamiętany nie tylko ze względu na sukcesy odniesione z Vfb Friedrichshafen. W latach 1999-2008 prowadził również niemiecką reprezentację, z którą, po 36 latach przerwy, wywalczył awans na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. To właśnie pod wodzą Moculescu rozpoczęła ona wspinaczkę na siatkarskie szczyty, której finalnym efektem było zdobycie brązowego medalu podczas Mistrzostw Świata 2014 w Polsce.

[tag=53176]Wiktor Gumiński

Zobacz wideo: Kandydatów do wyjazdu na Euro 2016 nie brakuje

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A. [/tag]

Źródło artykułu:
Komentarze (0)