Mecz ostatniej kolejki PlusLigi pomiędzy AZS Politechniką Warszawską a AZS-em Częstochowa był bardzo falujący, bowiem przez pierwsze dwa sety goście z Częstochowy nie istnieli na boisku, ale zdołali się podnieść i wrócić do gry. - Mecz był zacięty, co pewnie podobało się kibicom, choć był dziwny. Pierwsze dwa sety Politechnika była bardzo skoncentrowana, dobrze weszła w spotkanie, mocno i celnie zagrywali, przez co my mieliśmy sporo kłopotów. Grali agresywnie, a Paweł Zagumny bardzo szybko rozgrywał. Ale my się nie poddaliśmy, co bardzo mnie cieszy i zdołaliśmy wrócić do gry. Nie parzyliśmy na wynik, skupialiśmy się tylko na pojedynczych akcjach i to przyniosło dobry skutek. Udało nam się doprowadzić do tie breaka i nawet dobrze go zaczęliśmy, ale to jest zawsze trudny set. Walczyliśmy do końca, ale nie udało nam się wygrać - ocenił spotkanie Rafael Redwitz.
Wtórował mu kapitan drużyny stołecznej. - Zaczęliśmy spotkanie nadspodziewanie dobrze zagrywką i blokiem i utrzymaliśmy ten poziom przez dwa sety. Ale potem się skończyło, oni przestali psuć serwisy, my zaczęliśmy naszą i gra się odmieniła. Stanęliśmy na dwa sety, ale chwała drużynie, że w tie breaku ponownie się zmobilizowaliśmy i zwyciężyliśmy, również dzięki odrobinie szczęścia - mówił Paweł Zagumny.
Trener gości podkreślał, że decydująca w tym spotkaniu była zagrywka obu zespołów. - Dwa pierwsze sety były dla nas bardzo trudne, Politechnika grała bardzo dobrze, a my kompletnie nie potrafiliśmy złapać swojego rytmu gry. Potem sytuacja się odwróciła, wywarliśmy większą presję zagrywką i to przyniosło dobre efekty. Bardzo mnie to cieszy, że po tak nieudanych dwóch partiach mój zespół zdołał powrócić do gry. Żałujemy tie breaka, bo mieliśmy swoje szanse, ale zabrakło nam umiejętności i trochę szczęścia - przyznał Michał Bąkiewicz.
Rywalom gratulował trener Inżynierów, który docenił ich powrót do gry. - Zawodnicy Częstochowy byli już liczeni po dwóch setach, a jednak powrócili, czego im gratuluję. Postawili się w następnych dwóch partiach, a także w tie breaku, gdzie przegrywając wyciągnęli seta na po 13. Pokazali charakter, bo my ich zbiliśmy bardzo mocno na początku. Może moi zawodnicy się spodziewali, że rywal się podda w tym trzecim secie i przez to zagrali bardziej miękko? Zwłaszcza w zagrywce, którą celowaliśmy nie tam, gdzie powinniśmy albo przesadnie ryzykowaliśmy - powiedział Jakub Bednaruk.
Warszawski szkoleniowiec był bardzo szczęśliwy, że jego podopiecznym udało się zająć ósme miejsce na koniec sezonu zasadniczego, co przy budżecie i możliwościach stołecznego klubu jest imponującym wyczynem. - Byłem bardzo ostrożny przed tym meczem, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że te ostatnie dni pościgu za ósmym miejscem były bardzo intensywne i wyczerpujące dla całego zespołu. I to fizycznie i mentalnie, najpierw mecz o życie w Jastrzębiu, potem to samo z Bydgoszczą, bardzo ciężkie trzy sety. Jesteśmy w ósemce niezależnie od innych wyników i to jest dla nas mistrzostwo Polski czy mistrzostwo świata nawet. W najgorszym momencie mieliśmy do Olsztyna stratę ponad dziesięciu punktów i to wydawało się prawie niemożliwe. A jednak się udało i bardzo się z tego cieszę. To jest czwarty sezon z rzędu, kiedy osiągamy coś nieprawdopodobnego - mówił Bednaruk, który jest współautorem tego sukcesu, bo co roku dokonuje trafionych transferów oraz dobrze prowadzi swój zespół.
Zobacz wideo: Dujszebajew: musimy budować charakter zwycięzców!
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.