Roberto Santilii kontra Tomaso Totolo

W meczu Jastrzębskiego Węgla z Sisleyem Treviso na ławkach trenerskich zasiądą przyjaciele: Robeto Santilli - pierwszy trener jastrzębian, i Tomaso Totolo - asystent trenera włoskiej drużyny, Francesco Dall'Olio. Dla Totolo jest to też spotkanie z drużyną, którą doprowadził do wicemistrzostwa Polski. Później polecił i namówił do pracy w klubie z Jastrzębia Roberta Santillego.

Obaj szkoleniowcy znają się od ośmiu lat - od czasu, kiedy wspólnie podjęli pracę z juniorską kadrą Włoch. Ale od tamtej pory łączy ich przyjaźń. - Jak już będzie po wszystkim, to znów sobie razem usiądziemy i wypijemy kufelek dobrego polskiego piwa - mówi przed meczem z Sisleyem trener Jastrzębskiego Węgla, Roberto Santilli.

Obydwaj bardzo cenią się nawzajem za pasję i profesjonalizm wkładany w pracę. Podkreślając to, żaden nie podjąłby się też odpowiedzi na pytanie, który z nich jest lepszy. Chociaż Tomaso Totolo podkreśla, że to Santilli jest jego nauczycielem.

Niewątpliwie obaj są ambitni. Ale czy Puchar Challenge Cup zaspokaja ich aspiracje? - Jest oczywiste, że taki zespół jak Jastrzębski Węgiel powinien grać w silniejszych rozgrywkach, podejmować na europejskiej arenie większe wyzwania. Granie z anonimowymi Portugalczykami z Fonte Bastardo nie było szczytem naszych ambicji, ale cóż więcej nam pozostało po straconej szansie w Pucharze CEV? Myślę, że znalezienie się w turnieju finałowym Challenge Cup z pewnością zrekompensowałoby nam wcześniejsze niepowodzenia. Osiągnięcie Final Four jakiegokolwiek z pucharów jest niezłym wyczynem, dlatego trzeba wykorzystać dzisiejszą szansę - opowiada o pucharowych aspiracjach Santilli.

A czy rywalizacja w Challenge Cup zaspokaja ambicje Tomaso Totolo? - Nie ma wyjścia. Trzeba brać to, co jest. Ta sytuacja jest wynikiem naszej słabej postawy w minionym roku. Dlatego też koncentrujemy się na tym, co jest teraz, czyli konfrontacji z Jastrzębiem. Wiem, że będzie diabelnie ciężko ich ograć. Zwłaszcza dlatego, że od jakiegoś czasu nie omijają nas kłopoty zdrowotne. Na urazy narzekają Alessandro Fei oraz Alberto Cisolla. Stefan Hubner od ponad miesiąca leczy kontuzjowaną nogę i w ogóle nie przyjechał do Jastrzębia. Mimo to trzeba wziąć się w garść i spróbować wygrać - mówi Totolo.

Wygrywać będzie zespół, a zespół tworzą zawodnicy. Gdyby można było zabrać rywalowi jednego z graczy, Tomaso Totolo wybrałby Guillaume Samicę. - Od dłuższego czasu mamy ogromne problemy z przyjęciem, dlatego Francuz byłby dla nas odpowiedni - uzasadnia. A kogo z Treviso wziąłby do swojej drużyny Roberto Santilli? - Nie potrzebuję żadnego z nich! (śmiech) Mówiąc poważnie, Sisley to drużyna złożona ze sportowych mistrzów. Znam ich doskonale, nieraz mierzyłem się z nimi we Włoszech. Nawet pracując w Polsce, rok po roku wpadam na Treviso. To moja zmora, straszna obsesja. Z zawodników Sisleya wybrałbym Gustavo, z którym pracowałem przez rok w Latinie. To siatkarz kompletny.

Pucharowy mecz w Jastrzębiu odbędzie się na lodowisku Jastor. Tomaso Totolo cieszy fakt, że rywal nie zyskuje przewagi w postaci własnej hali, choć gra u siebie. - Wiem, że dla Jastrzębia byłoby zdecydowanie lepiej grać w małej hali, gdzie atmosfera jest zawsze gorąca i wyjątkowa. Myślę, że nasi zawodnicy byliby w szoku, gdyby ją zobaczyli. Mam świadomość, że Jastrzębski Węgiel nie trenuje na lodowisku co dzień, dlatego być może będzie to dla nas korzystne.

Trener jastrzębian wolałby jednak grać na Szerokiej. - Zawsze lepiej gra się nam w Boryni. Z kolei przeciwnik z reguły czuje się tam mało komfortowo. Liczę jednak na to, że lodowisko także w środę będzie pękać w szwach, a nasi fani poniosą nas do zwycięstwa.

Siłę kibiców podkreśla też Tomaso Totolo, którego w Polsce urzekli fantastyczni siatkarscy fani. Nawet Włosi takich nie mają - podkreśla. Jego przyjaciela, trenera Jastrzębskiego Węgla, urzeka wiele, ale w jednym się zgadzają. - Pasja do siatkówki. Mam na myśli zarówno samych zawodników, jak i zwykłych ludzi, publiczność. Tak jedni, jak i drudzy oddają siatkówce swoje serce - kończy Santilli.

Komentarze (0)