Od hotelowego gońca do zbawcy Azzurrich - kim jest Gianlorenzo Blengini?

Jako pierwszy przekonał włoską federację, że można łączyć funkcję trenera reprezentacji z pracą w klubie. Wywalczył awans na igrzyska, zdobył brąz mistrzostw Europy, z Lube wylądował na podium LM. Gianlorenzo Blengini przeżywa swoje pięć minut.

Nicole Makarewicz
Nicole Makarewicz
Gianlorenzo Blengini Materiały prasowe / cev.lu / Na zdjęciu: Gianlorenzo Blengini

Czwarty set. Azzurri prowadzą w meczu z Polską 2:1, a w czwartej partii jest 24:19. Serwuje Buszek - prosto w aut. I to już koniec. Gianlorenzo Blengini odwraca się w stronę swoich asystentów i krzyczy z radości. Chwilę później biegnie do swoich siatkarzy i w ekstazie świętuje razem z nimi. Przeżywa właśnie wielki sukces, pierwszy w roli selekcjonera reprezentacji Włoch. Zdobywa awans na igrzyska olimpijskie po morderczym Pucharze Świata. Jego droga na szczyt to jednak bardziej maraton niż sprint.

Pasja ważniejsza niż pieniądze

Jego przygoda ze sportem zaczęła się jak na Włochy klasycznie, od calcio. W szkole natrafił jednak na lekcje siatkówki, którą od razu pokochał. Grał na przyjęciu. Jak sam mówił - tam gdzie brakowało mu wzrostu, nadrabiał charakterem - ale nawet takie podejście nie pozwoliło mu na wielkie osiągnięcia w roli gracza. Szybko zorientował się, że więcej może zdziałać z perspektywy ławki trenerskiej. Najpierw trenował młodzież. Pierwszą drużynę prowadził mając 23 lata.

Później przyszedł czas na seniorskie wyzwania. Kiedy skończył 27 lat powierzono mu kierowanie Sporting Torino Parella grającym w Serie C. Większość zawodników w zespole była od niego starsza, ale on się tym nie przejmował. Nie przeszkadzało mu też to, że z trenerskiej pensji nie dało się wyżyć. - By przynieść przyzwoitą wypłatę trenowałem na raz 3-4 drużyny i dorabiałem - mówił w wywiadzie dla portalu Lupi Pallavolo. Co robił, by zdobyć dodatkowe pieniądze? Sprzedawał książki, był gońcem hotelowym i pracował w warzywniaku swojego wujka.

Pierwszy raz naprawdę zaczął wierzyć, że jego kariera zmierza w dobrą stronę, gdy dostał szansę prowadzenia młodzieżowej drużyny z Cuneo. Pieniądze znowu go nie satysfakcjonowały, ale możliwość pracowania w jednym z bardziej szanowanych ośrodków siatkarskich w kraju już tak. Rano pracował z wujkiem, popołudniu z siatkarzami.

Mentorów dwóch

Blengini miał wyjątkowe szczęście do znajdowania zatrudnienia u boku świetnych trenerów. Los splatał go cały czas z Mauro Berruto i Julio Velasco. Wiele się od nich uczył, ale jednocześnie trenerzy tego formatu rzucali długi cień, w którym przez kilka lat tkwił turyńczyk. Przez dziewięć sezonów był drugim trenerem w czterech klubach.
Blengini długo współpracował z Mauro Berutto Blengini długo współpracował z Mauro Berutto
Pierwszym mentorem był dla niego Berruto. Razem prowadzili drugoligowe Cus Torino, po sezonie przenieśli się do Copry Piacenzy. W sezonie 2001/2002 udało im się wprowadzić zespół do Serie A1, zdobyli też Puchar Włoch Serie A2. W 2003 klub zdecydował się na zerwanie umowy z Berutto. Na jego miejsce przyszedł nie kto inny, jak Julio Velasco.

Kolejne pięć lat - w Piacenzie, Modenie i Montichiari, Blengini szkolił się w trenerskiej sztuce codziennie podglądając i współpracując z Velasco, który uczynił włoską reprezentację wielką. Przez lata pracy zdobył z nią medale najważniejszych imprez. - Pięć lat, które z nim spędziłem, były dla mnie inwestycją. Zawdzięczam mu wiele, ale nigdy nie próbowałem go naśladować tak jak niektórzy. Poznawałem jego metody, ale dostosowywałem je do swoich pomysłów - twierdzi trener Cucine Lube Banca Marche Civitanova.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×