Sebastian Świderski: Nie chcemy niszczyć karier

Prezes ZAKSY Kędzierzyn-Koźle opowiada w rozmowie z naszym portalem o wypożyczaniu młodych zawodników, przyczynach wzrostu frekwencji w hali Azoty oraz sytuacji zespołu przed finałową rywalizacją z Asseco Resovią Rzeszów.

WP SportoweFakty: ZAKSA jest wskazywana jako faworyt do zdobycia złotego medalu PlusLigi. Z drugiej strony, jeden finał w tym sezonie już przegraliście.

Sebastian Świderski: Porażka w finale Pucharu Polski z PGE Skrą Bełchatów dała nam wiele do myślenia, ale też dużo doświadczenia. Po raz pierwszy graliśmy wtedy o tak wysoką stawkę w obecnym składzie. Co do Asseco Resovii, ktoś powie, że to dla nas najlepszy rywal, ponieważ w rundzie zasadniczej wygraliśmy z nim dwukrotnie. Ale z drugiej strony, analizując ostatnie lata, najważniejsze mecze sezonu zwykle padały łupem drużyny z Rzeszowa. Nie ma już miejsca na spoglądanie do tyłu. Teraz ważne są jedynie następne zwycięstwa. Grę o mistrzostwo Polski zaczynamy od zera.

W 2013 roku zostaliście w najważniejszym momencie sezonu z jednym atakującym. Teraz klubowi grozi podobna perspektywa?

- Nie, Grzegorz Bociek od środy zaczął normalnie trenować. Tydzień powinien mu wystarczyć, by wrócić na odpowiedni poziom sportowy. Fizjoterapeuci ciągle z nim pracują i wydaje mi się, że do finałowych zmagań przystąpimy w pełnym składzie. Trzy lata temu zostaliśmy właściwie bez atakującego, bo Dominik Witczak skręcił staw skokowy, a Antonin Rouzier miał kontuzjowany bark. Teraz jednak mamy w odwodzie kilku zawodników. Na przykład ewentualny występ Rafała Buszka na pozycji atakującego jest alternatywą.

Na przestrzeni sezonu można było zauważyć, że Ferdinando De Giorgi dość szybko wyklarował sobie wyjściowy skład. To jasny podział ról sprawił, że w zespole panuje tak dobra atmosfera?

- Trener od razu ustalił reguły, jakie panują w drużynie. Pokazał, że preferuje włoską myśl szkoleniową, opierającą się głównie na sześciu zawodnikach. Zmiennicy wchodzą na boisko, ale rzadko. Aktualnie takie rozwiązanie się sprawdza, lecz w kolejnym roku będzie o to na pewno trudniej. Dojdzie Liga Mistrzów, więc "gołą szóstką" nie damy rady rozegrać całego sezonu. Atmosferę wykreowała natomiast cała grupa. Wszyscy ciężko trenują i jest chemia między nimi.

Podczas gdy wszyscy chwalą Benjamina Toniuttiego, nie należy również zapomnieć o Grzegorzu Pająku, który rozpoczął w wyjściowym ustawieniu jeden ligowy mecz i zakończył go z nagrodą MVP.

- Każdy zna swoje zadania, wiedząc od czego i po co jest. Nikt nikomu nie daje nic za darmo, ale każdy w zespole jest i czuje się potrzebny. Wszyscy muszą ciężko pracować na swoją szansę. I akurat podczas spotkania w Częstochowie (24 kolejka - red.) Grzesiek wykorzystał otrzymaną okazję w stu procentach.

Zaczęliście już prowadzić rozmowy o przyszłości zawodników?

- Nasi zawodnicy są dla nas najważniejsi. Jesteśmy we wstępnej fazie rozmów. Na razie nie chcemy jednak robić zamieszania, bo nie sprzyjałoby to nikomu w ostatnich spotkaniach. Jeżeli tylko zapadną jakieś decyzje, na bieżąco będziemy o nich informować.

Po zakończeniu rozgrywek z wypożyczeń powrócą Sławomir Stolc oraz Dominik Witczak. Jak będzie wyglądać ich przyszłość?

- Ci zawodnicy mają kontrakty na przyszły sezon, więc na pewno będziemy z nimi rozmawiać. Trener będzie mieć do dyspozycji szeroki skład. Na kogo postawi? To już jego decyzja. Ja będę starał się spełnić jego wymagania kadrowe. Nie zapominałbym jednak też o, wypożyczonym do pierwszej ligi, Krzysztofie Zapłackim oraz Pawle Grycu, który podczas pobytu w BBTS-ie niestety złapał kontuzję. To świadczy o polityce klubu, opartej na chęci inwestowania w młodych siatkarzy.

Skoro tak, to czy w najbliższym czasie może zostać wypożyczony ktoś z trójki Kamil Semeniuk - Korneliusz Banach - Krzysztof Rejno?

- Młodzi zawodnicy powinni się rozwijać. Z taką myślą zostali wypożyczeni choćby Sławek Stolc oraz Krzysztof Zapłacki. Tak samo miało być z Pawłem Grycem. Kontuzja wyeliminowała go na cały sezon, ale wiemy, że ciężko pracuje nad powrotem do gry. Będziemy się mu bacznie przyglądać w kolejnym roku. Ci siatkarze potrzebują jak największej liczby gier, w których mogą doświadczyć stresu meczowego. Ciągły pobyt na ławce by im tego nie zagwarantował. Nie chcemy być klubem, który niszczy kariery. Wszystkich naszych młodych graczy będziemy uważnie monitorować i wspólnie decydować, co będzie dla obu stron najlepsze.

Kolejne pojedynki w hali Azoty przyciągały na trybuny dużo więcej kibiców niż w poprzednim sezonie. Wzrost frekwencji był związany wyłącznie ze znacznie lepszymi wynikami?

- Przede wszystkim z dobrą postawą zespołu, ale także z pozytywną relacją na linii zawodnicy-kibice. Jesteśmy otwarci na wszelkie spotkania z ludźmi. Współpracujemy ze szkołami, z domem dziecka oraz innymi instytucjami, które chcą przychodzić na mecze i dopingować ZAKSIE. Staramy się inwestować w dzieci i młodzież, by wychować ich na kibiców, którzy zostaną z nami na dłużej. Ponadto w tym sezonie było też mniej siatkówki w Kędzierzynie-Koźlu. Występując w europejskich pucharach, rozgrywaliśmy dużo spotkań w środku tygodnia, co nie sprzyjało uczęszczaniu do hali.

Analizujecie, ile procent widowni stanowi młodzież ucząca się do 26. roku życia, a ile dorośli?

- Dokładnych statystyk nie prowadzimy, ale mamy ogólne rozeznanie. W następnym sezonie będziemy na pewno zmieniać ceny biletów, w zależności od przeciwnika. Będą również promocje podobne do tej, która miała miejsce pod koniec ferii zimowych na spotkaniu z Effectorem, kiedy najmłodsi kibice płacili za bilet 2 złote. Chcemy, aby hala Azoty żyła siatkówką, dlatego musimy przede wszystkim słuchać głosu fanów.

Rozmawiał Wiktor Gumiński

Zobacz wideo: Kibice w Spodku pomogą hokeistom w awansie do Elity

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: