Aż tak pewnego zwycięstwa Trentino Volley w drugim półfinale Final Four Ligi Mistrzów mało kto się spodziewał. Podopieczni Radostina Stojczewa mierzyli się w nim ze swoimi rodakami - ekipą Cucine Lube Banca Marche Civitanova. Mimo nie najlepszego startu, szybko zdołali przejąć kontrolę nad spotkaniem i ostatecznie efektownie zamknąć wynik rywalizacji w trzech setach.
- Zagraliśmy najlepiej jak potrafimy. Lube było faworytem, ich umiejętności czy ich technika przewyższa nas, ale w półfinale Ligi Mistrzów nie było tego widać. Każdy z naszego zespołu włożył w ten mecz całe swoje serce, a w najważniejszych momentach potrafiliśmy zachować spokój. Pierwszy raz doszedłem tak daleko, do Final Four i wcześniej koledzy z drużyny ostrzegali i prosili żebym nie podchodził do tego turnieju emocjonalnie i tak też zrobiłem. Swoją drogą Lube podarowało nam bardzo dużo w tym meczu, grało na naszą korzyść - mówił chwilę po spotkaniu kreator gry Trentino - Simone Giannelli.
Tym samym drużyna z Trydentu zameldowała się w ścisłym finale siatkarskiej Champions League, pierwszy raz od sześciu lat. O krążek z najwyższego kruszcu przyjdzie im walczyć z Zenitem Kazań.
- Absolutnie nie podarujemy Zenitowi zwycięstwa. Ani w teorii, a tym bardziej w praktyce. Zenit jest mocny, ale my się ich nie boimy. W Kazaniu inwestują bardzo dużo w drużynę i mają presję wyniku. My mamy wolną rękę. Co się stanie, to się stanie. Dotychczas gramy z chłodną głową i jesteśmy cierpliwi, spróbujemy nie tracić żadnych niepotrzebnych punktów - dodał włoski rozgrywający.
Start finałowej rywalizacji rozpocznie się chwilę po ostatniej akcji meczu o brąz, w którym główną role odgrywać będzie Asseco Resovia Rzeszów. Pierwszy gwizdek finału planowany jest na godzinę 18.
Zobacz wideo: Fabian Drzyzga: Nie przegraliśmy w szatni. Kibice by nas...
{"id":"","title":""}