Final Four Ligi Mistrzów to już historia. Złote medale ponownie zdobyli gracze Władimira Alekny. W niedzielę jednak Rosjanie byli w dużych opałach, bo przegrywali 0:2 z Trentino Volley. Włosi nie wykorzystali szansy na wygranie z potentatem i musieli się zadowolić drugą lokatą.
Bardzo dobry turniej rozegrał Tine Urnaut. - Wszystko mieliśmy w swoich rękach, prowadziliśmy przecież 2:0. Potem nie graliśmy o wiele gorzej, niż na początku spotkania, ale to już nie było to samo z naszej strony. Największym błędem było to, że daliśmy się rozkręcić Zenitowi. Potem oczywiście mieliśmy jeszcze swoje szanse, ale Rosjanie to znakomita drużyna. Poczuli, że mogą coś ugrać i to ich zmotywowało do walki. Przez to przegraliśmy - mówi przyjmujący.
W sobotę liderem Trentino był Mitar Tzourits. W finale atakujący nie wytrzymał ciśnienia w najważniejszych momentach, choć całościowo jego występ można uznać za dobry. - Mitar nie jest maszyną. Poza tym nasza gra ma się opierać na całym zespole, a nie na jednym zawodniku. Być może czuł już zmęczenie, bo nie jest łatwo zagrać dwa dni z rzędu na najwyższym poziomie. Zabrakło nam spokoju w końcówkach. Tie-breaka zaczęliśmy nieźle i przez jakiś czas prowadziliśmy. Zabrakło niewiele, ale taki jest sport - oznajmia Słoweniec.
Były gracz ZAKSY Kędzierzyn-Koźle ocenia całą krakowską rywalizację pozytywnie. - Spisaliśmy się na duży plus, choć niedosyt pozostanie. Mogliśmy zdobyć złoto, co byłoby odebrane jako niespodzianka. Od początku wiadomo było, że faworytem jest Zenit, choć duże szanse dawano też Resovii z racji miana organizatora turnieju. Porażka w finale nie zmieni mojego zdania, że wykonaliśmy w Krakowie dobrą robotę - kończy Urnaut.