WP SportoweFakty: Gdzie w kobiecej siatkówce szykują się teraz najciekawsze roszady podczas okienka transferowego?
Jakub Dolata: Turcja i Włochy, te dwa kraje zdecydowanie powinny nas interesować najbardziej. Najsilniejsze zespoły tureckie właściwie już kończą budowanie swoich składów; wygląda na to, że Vakifbank, Eczacibasi i Fenerbahce będą jeszcze silniejsze i jeszcze trudniej będzie je pokonać. Do tego dokonało się tam sporo roszad wśród trenerów, ale wciąż będą to nazwiska z najwyższej półki. Włosi już tradycyjnie budują swoje drużyny bardzo ciekawie, korzystają z ligowego limitu czterech obcokrajowców na parkiecie i to pozwala im wypłynąć na szerokie wody. Nie będzie przesadą twierdzenie, że tam chcą grać wszyscy i to mimo mniejszych pieniędzy niż te, które oferują Chiny czy Japonia. Chodzi o jakość, to ona przekonuje najlepsze siatkarki. Tam ostatni zespół naprawdę może wygrać z pierwszym przy sprzyjających okolicznościach, co świadczy wyraźnie o poziomie rozgrywek. Do tego włoscy kibice, którzy wypełniają hale do ostatniego miejsca, doskonale znają zasady i nie potrzebują sędziego, żeby dokładnie wiedzieć, co wydarzyło się na parkiecie albo do jakiego błędu doszło. I nie są tam konieczne wielkie, kosztowne oprawy, bo liczą się pasja i zaangażowanie. To bardzo przyciąga zarówno fanów, jak i sportowców.
Skoro jesteśmy przy Włoszech: mieliśmy w poprzednim sezonie dwie Polki występujące w Serie A1, Berenikę Tomsię i Magdalenę Wawrzyniak. Z tej dwójki mniej zadowolona na pewno była Wawrzyniak, nie dostała wielu okazji do gry w Igorze Gorgonzola Novara.
- W przypadku Magdy doskonale wiedzieliśmy, do jakiego klubu się wybiera i jakiego rywala będzie miała na swojej pozycji. W Novarze po drodze doszło, jak wiemy, do różnych przetasowań, zmienił się trener, a wraz z nim koncepcja gry zespołu. W trakcie sezonu doszła też Nicole Fawcett, której transfer miał rozwiązać problemy trapiące zespół. W przypadku Magdy chodziło przede wszystkim o to, by miała okazję spróbować innej filozofii siatkówki, trenować w innych warunkach i zobaczyć, z czym wiąże się włoski trening, ten czysto siatkarski i fizyczny. I myślę, że jest zadowolona z tej szansy: pracowała z bardzo dobrymi trenerami, a że miała mniejsze szanse na pojawienie się na boisku? Samanta Fabris zanotowała bardzo dobry sezon, była jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą atakującą w całej lidze i trudno się dziwić, że w klubie z tego nie korzystano. Magda musiała czekać na swoje szanse, dostała ich kilka i wydaje mi się, że je wykorzystała. Koniec końców tej gry nie było za wiele, ale jestem przekonany, że wyciągnie ona sporo z tej włoskiej lekcji.
ZOBACZ WIDEO Stephane Antiga: Tokio? Tam można zagrać tylko bardzo dobrze (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Za to dla Bereniki Tomsi poprzedni sezon był właściwie idealny. Punktowy rekord w fazie zasadniczej, nagroda od La Gazzetta Dello Sport, teraz pewnie transfer do czołowego europejskiego klubu…
- Berenika pracuje z Top Volley od samego początku i faktycznie w swojej karierze zrobiła ogromny krok do przodu. Była środkową z najwyższej światowej półki, w końcu byle kto nie gra w Fenerbahce, a potem postanowiła zmienić pozycję i to był dobry ruch z jej strony. Trafiła z Legionowa do Montichiari, zespołu z ambicjami i jednocześnie bez obezwładniającej presji. Dzięki spokojnej, dwuletniej pracy we Włoszech stała się, można to powiedzieć bez większej przesady, najlepszą zawodniczką ligi. W przyszłym sezonie Berenika będzie mogła się pokazać nie tylko w topowym klubie, ale także w europejskich pucharach. Reprezentacja tez będzie miała z niej sporo pożytku, bo mało jest tak fizycznie grających zawodniczek w całej Europie. Ona nieraz nas zaskoczy! Sam byłem pod ogromnym wrażeniem jej gry w tym sezonie.
Tomsia ma sporo ofert z Włoch, do walki o nią włączyły się ponoć ekipy tureckie. Doradzał pan swojej zawodniczce w wyborze kolejnego klubu?
- Najodpowiedniejszym kierunkiem będzie ten, który wybierze sama Berenika. Zapewniam, że dokona ona właściwego wyboru i trafi tam, gdzie będzie się najlepiej rozwijała, oczywiście pod okiem dobrego trenera.
[b]
Pisał pan niedawno na Twitterze o transferze obiecującej polskiej zawodniczki do włoskiej ekstraklasy. Rozumiem, że na razie nazwisko jest tajemnicą?[/b]
- Nie mogę zdradzić, ale w najbliższym sezonie ligi włoskiej zobaczymy co najmniej cztery Polki (jedna z nich, Katarzyna Skorupa, trafiła już do Imoco Conegliano – przyp. red.).
Liga włoska po raz kolejny okazała się kuźnią niesamowitych talentów, ale nie pozostają one w niej długo. Choćby Kelsey Robinson, najlepsza siatkarka finałów Serie A1, już teraz przenosi się do Chin.
- Taka jest już naturalna kolej rzeczy, że zawodnik trenuje, rozwija swoje umiejętności, dochodzi na sam szczyt w danych rozgrywkach i zastanawia się: co robić dalej? Można grać do końca życia we Włoszech i wygrać szesnaście razy mistrzostwo, ale pytanie, czy to faktycznie jest cel, do którego powinno się dążyć. A może spróbować czegoś nowego, wygrywać rozgrywki w innych krajach, a do tego zarabiać większe pieniądze? Skoro liga chińska trwa trzy, cztery miesiące, a kontrakty bywają trzykrotnie lub nawet czterokrotnie wyższe od tych europejskich, to nie zdziwi mnie, jeśli ktoś wybierze grę właśnie w tym kraju. Poza tym po zakończeniu rozgrywek w Chinach niektóre okna transferowe na Starym Kontynencie są jeszcze otwarte i niejedna zawodniczka zdecydowała się na powrót do Europy na fazę play-off.
[nextpage]Ważnym wydarzeniem było dla pańskiej agencji nawiązanie współpracy z Zhu Ting, w tej chwili jedną z najlepszych przyjmujących świata, i jej transfer do samego Vakifbanku Stambuł. Jak trudne było przekonanie władz klubu z Henanu do wypuszczenia jej poza Chiny?
- Bardzo trudne. Ludzie z naszej firmy pracowali nad tym transferem przez długie miesiące, by ostatecznie dopiąć celu. To była jedna z najtrudniejszych spraw, którą zajmowaliśmy się w ostatnich czasach, ale udało się i myślimy, że dzięki niej Vakifbank będzie bardzo mocny. Negocjacje z Chińczykami w celu namówienia jakiejkolwiek chińskiej zawodniczki poza ojczyzną są bardzo wymagające. Najłatwiej przeprowadza się je tuż po igrzyskach olimpijskich, ponieważ pierwszy rok po tym turnieju jest traktowany przez wszystkich jako okazja do "restartu", a właściwe przygotowania do igrzysk zaczynają się w drugim roku cyklu olimpijskiego. Do tego transfer tak młodej dziewczyny był o tyle trudny, że Chińczycy zwykle pozwalali wyjeżdżać zagranicę zawodniczkom po 26 roku życia. Z prostej przyczyny: starszych siatkarek zwykle się już nie powołuje do reprezentacji, bo według nich są już na to za stare i zbyt wyczerpane, a na ich miejsce są setki młodszych i sprawniejszych dziewczyn. Sam fakt występów tak młodej i utalentowanej przyjmującej z Chin w Turcji będzie nieco precedensowy i bardzo ciekawy. Zobaczymy, jak się to potoczy, nie wiadomo, czy Ting będzie pasować inna kultura, czy przystosuje się do życia w niej. Niektóre Chinki łatwo akceptowały zmiany, inne nie: na przykład Wang Yimei (była zawodniczka Eczacibasi Stambuł i Trabzonu Idmanocagi - przyp.red.) ciężko było się zaadaptować do naszej cywilizacji.
Dochodzi do tego specyfika azjatyckiego rynku. Sama Kim Yeon-Koung przez długie lata walczyła ze swoim Heungkuk Spiders o prawo do samodzielnego decydowania o swojej karierze. Tamtejsze regulacje mają z wolnym rynkiem niewiele wspólnego.
- W Japonii, Korei Południowej czy Chinach niemal w ogóle nie dochodzi do transferów wewnątrzkrajowych, tam, jeżeli jesteś wychowankiem jednego klubu, to reprezentujesz go od kadr juniorskich właściwie do końca kariery i grasz w jednym zespole z tymi samymi zawodnikami. To widać także po kolejnych rocznikach w kadrach młodzieżowych i seniorskich, one zwykle grają w tych samych grupach i dlatego ich zgranie jest na najwyższym poziomie, a gra przeciwko chińskim reprezentacjom i klub jest taka trudna. Oni po prostu znają się nawzajem na pamięć! Jest przyzwolenie na zatrudnianie graczy z zagranicy, w Japonii jest to jeden zawodnik, w Chinach dwóch, co do Korei, to w zeszłym sezonie tamtejsza liga zamknęła się na świat, stawiając wyłącznie na Amerykanki. Teraz V-League otworzyła się na pięć innych krajów, ale mimo wszystko to nie jest to samo, co kiedyś, bo i stawki są mniejsze.
[b]
Liga azerska, swego czasu przyciągająca najlepsze nazwiska, obecnie w niczym nie przypomina siebie samej z dawnych, dobrych lat. Uznanych marek jest tam jak na lekarstwo. [/b]
- Tak naprawdę nie wiadomo, co będzie z ligą azerską w przyszłym sezonie. A powód jest bardzo prosty: ceny paliwa i ropy naftowej spadły dramatycznie, a Azerbejdżan stoi ropą i od niej zależy kondycja całej tamtejszej gospodarki. Do tego stosunek tamtejszego pieniądza, manata azerskiego, jest stale regulowany przez władze względem euro, rubla i dolara: kiedy moja żona przebywała w tamtym kraju, stosunek manata do euro wynosił jeden do jednego, teraz jest to jeden do półtora. Czyli wartość kontraktów wzrosła o połowę! Jako że wszystkie kluby azerskie są oparte na państwowych spółkach, ich problemy leżą przede wszystkim w sytuacji gospodarczej. Za chwilę może się okazać, że upadnie pięć, sześć mocnych klubów w azerskiej Superlidze, a to w przybliżeniu jest sto zawodniczek i kilku trenerów. Po ich powrocie na rynek transferowy ceny oczywiście spadną, ponieważ podaż będzie większa niż popyt. To negatywnie wpłynie na kwoty kontraktów, w końcu siatkarki będą musiały szukać szybko klubów, a część z nich na pewno zostanie bez pracy. Z Azerbejdżanu wpłynie to na Europę, z Europy na Polskę, z Orlen Ligi na pierwszą ligę... Niestety, takie są realia.
Skoro o kryzysach mowa, nie najlepsza sytuacja panuje w brazylijskiej Superlidze, gdzie nawet najsilniejsze kluby mocno ograniczają budżety. Wygląda na to, że czołowe zawodniczki kadry Ze Roberto wyemigrują do lig europejskich.
- Liga brazylijska charakteryzuje się tym, że Osasco czy każdy inny zespół na ma boisku tak samo mocną szóstkę jak w rezerwach. To są niezwykle wyrównane drużyny, jako że krajowe siatkarki są wychowane w wymagającym reżimie treningowym i wyróżniają się doskonałą techniką. Nawet jeśli odejdzie jedna czy druga uznana postać, na jej miejsce znajdą się kolejne dobre zawodniczki. Problemem będzie z pewnością opuszczanie Brazylii przez reprezentantki, w końcu pieniędzy na tamtejszych rynku jest coraz mniej, gospodarka przeżywa trudności. Wracamy tu znowu do roku poolimpijskiego, nieco lżejszego. Czołowe siatkarki kadry będą chciały wyjechać tuż po igrzyskach, także dlatego, że po powrocie do kraju w systemie rankingu spada z siedmiu punktów do trzech i łatwiej im będzie znaleźć zatrudnienie. Wiem, że najlepsze Brazylijki już szukają klubów w Europie, choćby Adenizia będzie występowała we włoskim Savino del Bene Scandicci. Nie jest wykluczone, że niemal cała żeńska reprezentacja Brazylii będzie występowała na naszym kontynencie.
Niewiele mówi się o zmianach kadrowych w Rosji, większe emocje wzbudziło tylko odejście Gamowej z Dynama Kazań. Chodzi o kwestie…?
- Tylko i wyłącznie ekonomiczne. Wchodzi tu w grę kurs rubla do dolara i euro, do tego nastąpiły w ostatnim czasie spore problemy z płynnością finansową i znajdowaniem sponsorów. Na dobrą sprawę w każdym kraju występują podobne problemy, tylko Turcja, rynek wschodzący, w którym co chwila ktoś inwestuje spore pieniądze, skutecznie im się opiera. Patrząc tylko na nasz kraj: notowania giełdy w ostatnim półroczu pokazują, że to nie był dobry czas dla spółek państwowych… Niestety, taki jest moment, musimy to wszyscy przeżyć. Nie możemy się spodziewać, że kontrakty będą utrzymywały się na podobnym poziomie, przy tych warunkach ekonomicznych nie jesteśmy w stanie iść górę z ich wartością.
Jak to wygląda w Polsce, wartość umów rośnie na przestrzeni ostatnich lat?
- Tak naprawdę zależy to od danego przypadku, roku i uwarunkowań gospodarczych, które wtedy panowały. Powiedziałbym, że tendencja jest niestety zniżkowa, pewnie dlatego, że kluby teraz stawiają przede wszystkim na wypłacalność i unikają za wszelką cenę problemów z płatnościami na przestrzeni dłuższego okresu. I to jest dobre podejście: większość zawodniczek woli zarabiać minimalnie mniej, ale mieć gwarancję regularnej pensji niż mieć zapisane w kontrakcie więcej i nie widzieć tych pieniędzy przez dłuższy czas. Był czas tendencji rosnącej, kiedy renoma ligi rosła, nasze kluby rozwijały się i dochodziły coraz dalej w europejskich pucharach, a tym samym chciały równać do najlepszych w Europie. Robił to Chemik, swego czasu bardzo blisko był sopocki Atom. Pozostałe zespoły Orlen Ligi starają się równać do czołowej czwórki i inwestować jak najwięcej, ale nie da się tego robić bez końca. Teraz dużo będzie zależało od polityki i podejścia spółek skarbu państwa do sponsoringu klubów sportowych.
Rozmawiał Michał Kaczmarczyk