Ten mecz miał prawo zapowiadać się bardzo ciekawie. Nie tylko ze względu na bezpośrednią walkę o awans do Rio, ale również na historię pojedynków pomiędzy tymi ekipami. We wrześniu 2015 roku Kanada oraz Australia spotkały się ze sobą w Pucharze Świata i rozegrały najdłuższy pojedynek w historii tego turnieju. Trwał on 2 godziny i 37 minut, a do tego był to mecz rekordowy pod względem liczby zdobytych małych punktów przez obie ekipy. Rozegrano wtedy aż 245 akcji.
We wtorek rano w Tokyo Metropolitan Gymnasium rozdano nieco mniej małych punktów, a dokładnie 222. Zaczęło się pozytywnie dla drużyny prowadzonej przez Roberto Santillego, ale prowadzenie 5:2 było ich jedynym w tej partii. Znakomicie dysponowani Justin Duff i Nicholas Hoag zniwelowali straty, a następnie razem z Gavinem Schmittem prowadzili grę swojego zespołu. Ostateczny zryw zanotowali po II przerwie technicznej. Przy stanie 16:15 Kanadyjczycy zdobyli trzy oczka w jednym ustawieniu i pewnie zmierzali po wygraną w tej odsłonie (25:19).
Pełna pościgów oraz zwrotów akcji była partia druga. Zaczęło się od dwupunktowego prowadzenia Kangurów (8:6). Jednakże po serii nieudanych ataków Thomasa Edgara, to ekipa spod znaku Klonowego Liścia przejęła inicjatywę (17:14). W tym momencie w ekipie z Antypodów przebudziło się drugie skrzydło. Nathan Roberts zaczął znajdywać sposób na kanadyjską defensywę i doprowadził do stanu po 20. Od tej chwili doszło do gry dwa punkty za dwa punkty (20:22, 22:22, 22:24, 24:24, 26:24). Volleyroos dwukrotnie odrabiali straty, w tym obronili dwie piłki setowe, a sami wykorzystali pierwszą okazję na skończenie partii.
Konarski: rezerwowi bohaterami? Ciężko się nie zgodzić (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
To zwycięstwo nakręciło australijskich siatkarzy na dalszą grę. Najpierw sygnał do ataku dał Edgar, który dał swojemu zespołowi dwa oczka przewagi (8:6). Po skutecznej czapie Aidana Zingela było już 11:8, ale chwilę później fantastycznie w polu zagrywki spisyał się Hoag i wyrównał stan partii (13:13). W odpowiedzi na linii 9. metra pojawił się Roberts, który dwoma kolejnymi asami pozwolił znów odskoczyć Australijczykom. Tym razem swoje udało im się dowieźć prowadzenie do końca. Po wygranej 25:20, objęli prowadzenie w całym spotkaniu.
Najbardziej wyrównana ze wszystkich była czwarta odsłona tego widowiska. Żadnej z drużyn nie udawało się uciec od rywala na więcej niż dwa punkty. Inicjatywa leżała po stronie zawodników z Ameryki Północnej, choć był taki fragment, że można było odnieść wrażenie, iż jest to pojedynek Thomasa Edgara z Gavinem Schmittem, a nie reprezentacji Australii z reprezentacją Kanady. Lepsi okazali się ci drudzy, choć potrzebowali aż pięciu piłek setowych, by doprowadzić do tie-breaka. Ostatni punkt asem serwisowym zdobył Schmitt.
W secie prawdy więcej różnorodności w ofensywie wykazywali Kanadyjczycy. Już na starcie wypracowali sobie trzy punkty przewagi (4:1, 7:4) i pilnowali tego dystansu już do samego końca. Po jednej stronie siatki regularnie punktowali Perrin, Duff i Schmitt, zaś z drugiej strony nadchodziły odpowiedzi w przeważającej większości ze strony tylko samego Edgara, który w całym meczu zdobył 33 oczka, ale to było za mało, by poprowadzić Australię do wygranej. Podopieczni Glenna Hoaga po dwóch wcześniejszych porażkach w tie-breakach z Polską i Iranem w końcu mogli cieszyć się z pierwszego triumfu w Tokio. W środę czeka ich pojedynek z Wenezuelą, zaś Kangury zmierzą się z Francuzami.
Australia - Kanada 2:3 (19:25, 26:24, 25:20, 27:29, 12:15)
Australia: Sukochev, Walker, Zingel, Edgar, Sanderson, Mote, Perry (libero) oraz Roberts, Carroll, Bell.
Kanada: Sanders, Hoag, Simac, Schmitt, Perrin, Duff, Lewis (libero) oraz Bann (libero), Marshall, Vandoorn, Blankenau, Verhoeff, Van Lankvelt.
Nie tylko Japonia, Kanada i Chiny walczą dzielnie ale i Australia gra siatkówkę na wysokim poziomie.
A nasi myślą, że już wygrali kwalifikacje bo pokonali żabojadów.