Raul Lozano mógł zostać w PlusLidze, ale wybrał inaczej

W drugiej części wywiadu dla WP SportoweFakty Raul Lozano zdradza, czy była możliwość pozostania w Radomiu i czy satysfakcjonuje go wynik osiągnięty z Cerrad Czarnymi. A także kogo uważa za największe młode talenty siatkarskie w Polsce.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Czy była możliwość, żeby jednak połączył pan pracę z reprezentacją Iranu i Cerrad Czarnymi Radom?

Raul Lozano: To byłoby możliwe, ale fizycznie nie dałbym rady łączyć obydwu tych funkcji. Spędzałbym bardzo dużo czasu poza krajem i z dala od rodziny. Nie chciałem tak. W tym momencie to nie pieniądze są najważniejsze, ale praca, którą mogę wykonać. Idę tam, gdzie wydaje mi się, że będzie mi lepiej. To mój wybór. Chciałem pracować z reprezentacją, która ma szanse zakwalifikować się na igrzyska olimpijskie i pojechać tam po raz trzeci. Udało mi się tego dokonać i to za każdym razem z inną drużyną.

[b]

To w Radomiu nie było dobrze?[/b]

- Oczywiście praca w Radomiu była bardzo przyjemna, z młodą grupą, chociaż trzeba pamiętać, że mieliśmy też w drużynie Daniela Plińskiego, zawodnika 37-letniego. Wspaniale się z nimi wszystkimi pracowało. Ale kwalifikacja po raz trzeci do igrzysk olimpijskich była wyzwaniem i chciałem je podjąć. Powiedziałem władzom klubu, że będę pracować do początku kwietnia, a potem pojadę do Iranu. Azjaci zresztą chcieli, żebym od razu opuścił Polskę, ale tego nie zrobiłem. Chciałem kontynuować swoją pracę i przyjechać jak najpóźniej to możliwe.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Jakub Rzeźniczak o świetnym turnieju Michała Pazdana. "To pokazuje przewrotność piłki"

Zespół zajął szóste miejsce w PlusLidze. Jak pan ocenia ten wynik?

- Uważam, że z tymi młodymi zawodnikami jest to wynik godny pochwały. Moim zdaniem nie można oceniać tego rezultatu tylko przez pryzmat zwycięstw i porażek. To nie była drużyna na zdobycie pucharu Polski i wygranie ligi. Dla tego zespołu zakończenie sezonu na piątym czy szóstym miejscu to jest dobry wynik. Biorąc pod uwagę poziom młodych zawodników oraz budżet klubu, nie można myśleć, że jak nie awansowaliśmy do finału ligi, to nic nie osiągnęliśmy. Takie podejście idzie wbrew analizom dziennikarzy, którzy uważają, że trener powinien zawsze wygrywać. Ocena powinna zależeć od tego, jaką drużynę otrzymał szkoleniowiec i co z nią zrobił. Ja dostałem taką grupę i uważam, że do maksimum wykorzystałem jej potencjał.

Kibicuj Polakom podczas Final Six LŚ w Krakowie! Bilety są jeszcze dostępne

Ale ponoszenie serii porażek nie było chyba miłe?

- Oczywiście, bo ja też lubię wygrywać. Jak miałem drużynę, której celem było zdobycie mistrzostwa, to zdobywałem mistrzostwo. Tak było we Włoszech. Myślę, że jestem chyba jedynym trenerem, który trenował osiem różnych drużyn ligi włoskiej i siedem razy dotarł do półfinału. A nie ma dużo drużyn, które docierają tak daleko. I osiągnąłem optymalny wynik. Myślę, że z Iranem jest identycznie. Nie mamy drużyny, żeby walczyć o olimpijski finał, ale jeśli dobrze zaczniemy i zdążymy poprawić parę rzeczy, to możemy wyjść z grupy, a potem zobaczymy.

Początek rozgrywek ligowych był bardzo dobry w wykonaniu pana podopiecznych, co na pewno rozbudziło apetyty. Drużyna była nawet przez pewien czas liderem. Dlaczego więc skończyła na o wiele niższej pozycji?

- Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że sprzyjał nam kalendarz. Na dzień dobry graliśmy z kandydatem do tytułu, który dopiero co się zgrywał. Przegraliśmy 2:3, a mogliśmy wygrać 3:1. Potem były mecze z drużynami z dolnej połówki tabeli i nie traciliśmy z nimi punktów. Wykorzystaliśmy dobry terminarz. Potem na naszej drodze stanęła Asseco Resovia, która w listopadzie była w ogromnym kryzysie. Zawodnicy albo byli bez formy, albo byli kontuzjowani, a my ten mecz zagraliśmy bardzo dobrze. W drugiej części sezonu prezentowaliśmy taki sam poziom, jak w pierwszej, ale pozostałe drużyny dokonały skoku jakościowego, jeżeli chodzi o swoją grę. Tutaj dobrym przykładem jest Resovia, bo w rundzie rewanżowej przegraliśmy z nimi 0:3. Byliśmy na pierwszym miejscu w tabeli, bo wygraliśmy te mecze, które powinniśmy byli wygrać.

[nextpage]
Uważa pan, że można było coś zrobić lepiej?

- Jedyne, co moglibyśmy zmienić, to zagrać lepiej dwa mecze u siebie: z Politechniką oraz Cuprum Lubin. Spotkanie z warszawskim zespołem przegraliśmy grając po prostu brzydko. Mogliśmy wygrać, a straciliśmy trzy punkty, które powinniśmy dopisać do swojego dorobku. Ewentualnie mogliśmy lepiej zaprezentować się w dwóch ostatnich meczach sezonu. Co do pozostałych, to osiągnęliśmy w nich maksimum. Ominęły nas kontuzje, co było dosyć szczęśliwe, gdyż nie mieliśmy bardzo szerokiego składu. Praktycznie nie mieliśmy zbyt dużo zmian, a był w pewnym momencie problem z przyjmującymi, kiedy Wojciech Żaliński został powołany do reprezentacji. Kiedy zawodnik ma kontuzję, wypada z gry, to drużyna cierpi, zwłaszcza jak się nie ma 14-15 graczy jak Resovia czy Skra Bełchatów. Podsumowując, to była drużyna, która grała dobrze cały sezon, z wyjątkiem jednej brzydkiej porażki u siebie.

W drużynie faktycznie miał pan sporo młodych zawodników, a najbardziej z nich wyróżniał się Artur Szalpuk, który zrobił przez ostatni czas ogromny postęp i teraz odchodzi do klubu z większymi aspiracjami, do Skry Bełchatów.

- To faktycznie zawodnik z ogromnym potencjałem. Myślę, że niewielu jest dwudziestolatków na takim poziomie. W meczach Ligi Światowej wprowadzałem Mohammadjavada Manavinezhada, który ma inne charakterystyki jeżeli chodzi o wzrost, technikę ataku i ogranie. Ale on też ma potencjał, nie widziałem młodych graczy z takimi możliwościami. W takich przypadkach wiele się mówi o talencie, ale już nie o tym, jak się go szlifowało. Może posłużę się następującym porównaniem. W muzyce ktoś może być wirtuozem i mieć niesamowite uzdolnienia w tym kierunku. Ale dopiero jak doda do tego osiem godzin ćwiczeń dziennie, to będzie mógł brzmieć, jak on chce i jak chcą pozostali członkowie orkiestry. To nie jest tak, że ktoś utalentowany może sobie cały dzień leżeć na plaży i będzie jak Leo Messi, bo mu talent na to pozwala. To tak nie działa ani w muzyce, ani w sporcie. Siatkarz, który ma talent, musi uczyć pracować się z grupą. Kontynuując muzyczne porównanie, musi się nauczyć grać w orkiestrze. Inaczej sam talent nie wystarczy do grania w reprezentacji. Przed oboma wspomnianymi zawodnikami jest bardzo obiecująca przyszłość.

Podczas pracy w polskiej lidze ktoś jeszcze z młodych siatkarzy wpadł panu w oko?

- W Polsce jest jeszcze może z czterech-pięciu takich dwudziestolatków jak Artur Szalpuk. To Mateusz Bieniek, Bartosz Bednorz, Maciej Muzaj, Aleksander Śliwka, chociaż on akurat w minionym sezonie nie grał za dużo, czy Kacper Piechocki. Cała ta szóstka ma możliwości, żeby w pewnym momencie wejść do reprezentacji i stać się podstawowymi zawodnikami, jak kiedyś Bartosz Kurek, Jakub Jarosz, Piotr Nowakowski czy Zbigniew Bartman. Grają dobrze w klubie, mogą i w drużynie narodowej. Zresztą nie tylko w polskiej reprezentacji pojawiło się ostatnio sporo młodych siatkarzy, to samo jest w drużynie serbskiej czy bułgarskiej.

Teraz w Radomiu nowym trenerem będzie Robert Prygiel, który pracował z panem w zeszłym sezonie. To w tym momencie był najlepszy wybór na to stanowisko?

- Z Robertem pracowaliśmy cały rok i wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Myślę, że w nadchodzącym sezonie może osiągnąć tak samo dobre rezultaty, jak w poprzednim. Zresztą zanim współpracował ze mną, był już samodzielnie trenerem. To bardzo inteligentna osoba, która dostanie teraz przebudowaną drużynę. Założeniem jest osiągnąć więcej niż rok temu, ale to nie będzie łatwe.

Rozmawiała Anna Bagińska

Źródło artykułu: