Radomianie sami jednak mogą pluć sobie w brodę. W czwartym secie przegrali, bowiem na własne życzenie, po własnych często prostych błędach. - To bardzo bolesne dla nas i stawia nas praktycznie już w krytycznej sytuacji. Bardzo żałujemy, że nie udało się, a mieliśmy na to szansę. Były sety, w których prowadziliśmy pięcioma, czy sześcioma punktami i nie potrafiliśmy tego dowieźć. Nie potrafiliśmy wykorzystać wielu szans, które stworzyli nam rywale. Na pewno szkoda, jesteśmy wszyscy rozgoryczeni. Zobaczymy, co będzie za tydzień - mówił wyraźnie podłamany atakujący, Marcin Owczarski.
W obecnej sytuacji dla radomskiej ekipy każdy punkt jest na wagę złota. Właśnie w ogromnym ciśnieniu i presji, Owczarski upatruje przyczyn porażki, zwłaszcza w czwartej partii. - To może być konsekwencja jakiegoś ciśnienia, że ten punkt może dać nam wyrównanie. Nie wytrzymaliśmy tego psychicznie, a była duża szansa. Stało się i tyle - dodaje.
Porażka z wicemistrzem Polski definitywnie nie przekreśla jednak ekipy Jana Sucha w walce o utrzymanie. W ostatniej kolejce Jadar będzie musiał jednak rozprawić się z ekipą z Kędzierzyna i dodatkowo liczyć na potknięcie Delecty Bydgoszcz z Treflem Gdańsk. - Chcielibyśmy w to wierzyć, że wygramy za trzy punkty z Kędzierzynem, ale to będzie kolejny mecz o życie. Takie mecze są specyficzne gatunkowo i gra się je bardzo trudno. Mamy nóż na gardle i to różnie wychodzi. Zostawimy serce na boisku w przyszłym tygodniu i zobaczymy. To jest sport i postaramy się wygrać - zapewnia atakujący Jadaru.
Obraz gry Jadaru diametralnie zmienił się jednak odkąd stery w klubie objął trener, Jan Such. Pod wodzą byłego opiekuna Resovii Rzeszów, radomianie odbili się od dna i wciąż mają szansę na utrzymanie się w gronie najlepszych. - Tak, zdobyliśmy sporo punktów. Jak była zmiana trenera, mieliśmy na koncie trzy punkty, a teraz mamy piętnaście. Oto chodziło, żeby te punkty zdobywać. Szkoda, że również Bydgoszcz po zmianie szkoleniowca również zaczęła zdobywać punkty i tak się próbujemy oszukać cały czas. Miało być tak fajnie, a jest bardzo ciężko… - kończy Marcin Owczarski.