Robert Kaźmierczak: Nie możemy mówić, że coś przegraliśmy

Reprezentacja Polski zajęła w Final Six Ligi Światowej piąte miejsce, pokonując Francuzów, ale przegrywając z Serbami. - Najważniejsze przed nami - zapewnia Robert Kaźmierczak, statystyk Polaków.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
Robert Kaźmierczak będzie pomagał reprezentacji Belgii WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Robert Kaźmierczak będzie pomagał reprezentacji Belgii

WP SportoweFakty: Czy przebieg spotkania Serbów z Francuzami był zaskakujący?

Robert Kaźmierczak: Wiedzieliśmy, że zaczną innym składem. Na parkiecie zobaczyliśmy drugiego atakującego Tomislava Dokica i nominalnie trzeciego środkowego Dragana Stankovicia, który zagrał bardzo dobre spotkanie. Nie możemy mieć do nikogo pretensji, walczyli do samego końca. Wszystko zależało od nas i to my nie sprostaliśmy zadaniu. Serbowie potrzebowali dwóch setów, żeby zająć pierwsze miejsce w grupie i z przebiegu tego tie-breaka wynikało, że nie odpuszczali do samego końca.

Serbowie nie zagrywali tak dobrze, jak w starciu z Francuzami. Czy to kwestia tego, że Trójkolorowi lepiej przyjmowali od Biało-Czerwonych?

- To prawda, że zrobili tylko jeden bezpośredni punkt z zagrywki, a w naszym meczu aż 10, ale często utrudniali grę Francuzom, którzy starali się utrzymać piłkę w grze; całe spotkanie przyjęcie utrzymywało się na 40 proc. ale nie robili bezpośrednich błędów. W najważniejszym piątym secie zagrywka ich nie zawiodła, ale w ataku znakomicie spisywali się francuscy skrzydłowi, którzy w tym secie skończyli na 70 proc.

W zagrywce dużo lepiej spisywali się Trójkolorowi, przebieg pierwszych dwóch setów miał bardzo podobny przebieg, gra była wyrównana i żaden z zespołów nie potrafił odskoczyć przeciwnikowi. Dopiero przy stanie 16:16 w pierwszym secie Nicolas Marechal, a w drugim Kevin Le Roux zrobili różnicę w tym elemencie. Punktowali bezpośrednio i dzięki temu ich zespół zbudował kilku punktową przewagę, którą utrzymywali do końca.

Co się zmieniło w grze Polaków w porównaniu do fazy interkontynentalnej? 

- Jeśli porównamy elementy siatkarskie, to przyjęcie na pewno nie było naszą najmocniejszą stroną w tych meczach. Serwis nie jest jeszcze naszym atutem, robimy czasami za dużo błędów i nie dajemy sobie nawet szansy, żeby dobrze reagować w bloku i obronie, ale często też mocno ryzykujemy więc błędy muszą być w to wkalkulowane. Nie jesteśmy zadowoleni, nie awansowaliśmy, nie zasłużyliśmy na to. Przegrywając 1:3 mecz w grupie, w której są trzy zespoły, to raczej zamykasz sobie drogę i ciężko w takich chwilach liczyć na przeciwników. Brakowało nam wygranej w pierwszym secie, który był na przewagi.

ZOBACZ WIDEO Serbowie o polskich kibicach. "Czujemy się tutaj jak w domu" (źródło TVP)

Nie lepiej byłoby grać w piątek, a dzień przerwy mieć na przykład w czwartek?

- Myśleliśmy też o tym. Rzeczywiście ten zespół, który gra ostatni mecz ma komfort, że może ciągle walczyć o ten awans i może trafić na zespół który ma już zapewniony awans. Plan był taki, żebyśmy mieli dzień przerwy. Nie wiedzieliśmy, że taki będzie scenariusz.

Grupa była jednak trudna, nieobliczalni Francuzi, no i Serbowie, którzy jako jedyni nie zagrają na igrzyskach.

- Oczywiście, byli faworytami naszej grupy, grali bardzo dobrze w fazie interkontynentalnej. Obawialiśmy się meczu z nimi. Zagrali z nami bardzo dobre zawody. Zobaczymy, na którym miejscu skończą, ale na pewno mają predyspozycje, żeby zagrać w finale.

Czy można wyciągnąć pozytywne wnioski z tych dwóch spotkań? 

- Jest ciężko po takim turnieju, ale musimy myśleć pozytywnie. Na pewno zrobiliśmy sporo punktów blokiem, do tego mamy dwóch bardzo mocnych atakujących. Na środku dobrze spisywał się Karol i Mateusz. Powinniśmy pojechać na trzy dni do domu, złapać trochę oddechu i wrócić naładowani pozytywną energią. Na pewno nie możemy teraz mówić, że coś przegraliśmy, bo najważniejsze jeszcze przed nami. Ten turniej nam nie wyszedł i czego bardzo żałujemy, bo każdy z nas chciał przed naszą publicznością zagrać w finale. Musimy myśleć o tym, co jeszcze przed nami i ile możemy wygrać w tym sezonie.

Dwukrotnie tym pierwszym atakującym był Dawid Konarski. To, co prezentował może cieszyć. 

- Jeśli chodzi o dyspozycję zawodników, to od dłuższego czasu widzieliśmy, że Dawid jest w dobrej formie, a Bartek go wspiera w tej całej układance, walczą o swoją pozycję i ta zdrowa rywalizacja wyjdzie nam na dobre. Mamy dwóch bardzo silnych atakujących i to jest bez dwóch zdań pozytyw. Dawid zagrał bardzo dobre pierwsze spotkanie, w drugim meczu miał słabszy moment szczególnie na lewym skrzydle i dlatego Bartek wszedł na boisko.

W Krakowie rozmawiała Dominika Pawlik

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×