Odkładając na bok mało fortunne okoliczności, w jakich pierwotnie ujrzała światło dzienne informacja o braku powołania dla Marcina Możdżonka, warto się przyjrzeć temu, co najbardziej doświadczonych z reprezentacyjnych środkowych wnosił do drużyny narodowej.
By nie sięgać daleko pamięcią, warto przywołać niedawny turniej kwalifikacyjny w Tokio (28 maja - 5 czerwca - przyp. red.), podczas którego Polacy w końcu wywalczyli olimpijski awans. 31-letni siatkarz nie rozpoczął go w wyjściowym składzie. Za kadencji Stephane'a Antigi generalnie nie wychodził często w "szóstce". Nigdy jednak publicznie na swój los nie narzekał. Pogodził się z rolą strażaka.
W wielu meczach nawet nie powąchał boiska bądź pojawiał sie wyłącznie na zadaniowych zmianach, w celu podwyższenia bloku. Było jednak również sporo ważnych momentów, w których po jego wejściu odwracały się losy widowiska. Tak było między innymi 29 maja w starciu z Francją.
ZOBACZ WIDEO Serbowie o polskich kibicach. "Czujemy się tutaj jak w domu" (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Możdżonek zastąpił w nim zagubionego Mateusza Bieńka i odegrał wielką rolę w imponującym, zwycięskim powrocie naszej kadry ze stanu 0:2. Tym występem wywalczył sobie przepustkę do podstawowego składu w dalszej części turnieju. W zwycięskich konfrontacjach z Japonią i Chinami był kluczowym elementem polskiej układanki. Nie gorzej wypadł z Wenezuelą. Gdy już wywalczyliśmy przepustkę do Rio de Janeiro, szansę gry otrzymali inni środkowi.
Już wtedy było niemal na sto procent wiadomo, że jeden z nich nie pojedzie na igrzyska olimpijskie. W związku z redukcją składu do 12 graczy, jednym z przeznaczonych do odstrzału, obok libero, był właśnie gracz odpowiedzialny za blokowanie. Słowo "blokowanie" odgrywa tu kluczową rolę. I prowadzi do sedna sprawy.
Bo kiedy Możdżonek okazywał się "asem z rękawa", jego znakiem rozpoznawczym zawsze były bloki. W tym elemencie dawał kadrze najwięcej. Dzięki dużemu doświadczeniu z kilkuletniej rywalizacji na arenie międzynarodowej, i bacznemu obserwowaniu z boku przebiegu spotkań, stał się koszmarem niejednego przeciwnika.
Przegrał jednak rywalizację z tercetem Karol Kłos - Mateusz Bieniek - Piotr Nowakowski. Zasadność powołania pierwszej dwójki na igrzyska nie podlega wątpliwości. Kłos wyróżnia się wszechstronnością, zaś Bieniek gwarantuje dużą siłę ognia w ofensywie. Jest jedynym z czwórki blokujących, który dysponuje mocną i regularną zagrywką. Obecność Nowakowskiego daje już jednak wiele do myślenia.
Cały sezon 2015/2016, z powodu kontuzji kręgosłupa, spędził on poza boiskiem. Mimo to Antiga mu zaufał, najpierw zabierając go do Tokio, a następnie dając dużo okazji do odzyskania meczowego rytmu w Lidze Światowej. Gołym okiem było jednak widać, że od optymalnej formy dzieli go bardzo dużo. Nawet podczas Final Six.
Francuski selekcjoner jednak zaryzykował, wierząc, że w ciągu najbliższych trzech tygodni Nowakowski może wrócić na najwyższy poziom. Uznał, że w Rio de Janeiro nie potrzebuje dżokera, który wypełniał tą funkcję najlepiej ze środkowych. Przed wyprawą na głęboką wodę pozbawił się jednego z najpewniejszych kół ratunkowych.
Obroni się, jeżeli Nowakowski wróci w Brazylii na właściwe obroty. To bowiem on był podczas kadencji Francuza, ale i również wcześniejszych trenerów, podstawowym siatkarzem w praktycznie wszystkich ważnych turniejach. Kiedy tylko był w pełni formy, decydował o obliczu kadry w większym stopniu niż Możdżonek. Dlatego też, z drugiej strony, można zrozumieć ruch Antigi, polegający na walce do końca o odbudowanie jednego z filarów.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Pojedzie zaś Nowakowski, Czytaj całość