Niewątpliwie osiągnięcia zespołu wiązały się z dużym wysiłkiem. Na przykład Zbigniew Bartman wystąpił we wszystkich meczach, a Wojciech Gradowski nie grał wyłącznie wtedy, gdy był kontuzjowany.
- Poziom ligi jest wyrównany, trudno w jakimkolwiek meczu zagrać rezerwą, bo przeciwnik zaraz to wykorzysta. Jeżeli ktoś mówi, że odpuszczamy sobie niektóre mecze, to jest w błędzie. Jestem pełen podziwu dla tego, co zrobiliśmy. Od października gramy co trzy dni. A bilans mamy bardzo dobry. W lutym rozegraliśmy osiem spotkań, z czego wygraliśmy sześć. Potknięcie w Bydgoszczy czy słabszy mecz w Kędzierzynie musiały się zdarzyć. Obciążenia są ogromne, a zawodnicy i tak dają sobie z nimi radę. Optymistyczne jest to, że po przegranej na ogół bardzo szybko przychodziło zwycięstwo - podsumowuje trener AZS-u Częstochowa, Radosław Panas.
Tak też było ostatnio w Olsztynie, gdzie częstochowianie wygrali 3:2. Był to już ich 11. tie-break, a siódmy zwycięski - świadczy to o sile psychicznej zespołu. Dzięki swojemu charakterowi drużyna sprawiała też niespodzianki. Czy jednak dojrzała już do tego, by walczyć o wielkie sukcesy? - Czekają nas ogromne wyzwania, ale ja wierzę w zespół i uważam, że wyniki są sprawą otwartą - mówi Radosław Panas. - Zdaję sobie sprawę, jak może być ciężko. Znam wartość Włochów, wiem, z kim będziemy grać w pierwszej rundzie play-off. To są zespoły, których budżety wielokrotnie przekraczają nasz, zbudowane pod kątem gry na kilku frontach. My mamy ograniczone możliwości, a już sama PlusLiga jest bardzo wymagająca - dodaje.
Trenera akademików cieszą wyniki, postępy jego podopiecznych, ale także to, że potrafili się dogadać. Zdarzało się bowiem, że trzeba było neutralizować napiętą atmosferę w zespole. - Nie popadam w skrajności i namawiam wszystkich, aby z chłodną głową spoglądali na to, co się wydarzyło i wydarzy. Przypominam, że mamy zespół zbudowany od podstaw. Zrobiliśmy bardzo dużo, a chyba nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa - kończy Panas.