Łukasz Płócienniczak: Jeden punkt w meczu z AZSem KSZO Ostrowiec Św. to prawie jak porażka...
Marek Mierzwiński: Nawet nie boli to, że zdobyliśmy tylko jeden punkt w tym meczu, ale styl w jakim gramy. To, co zagraliśmy było tragedią. Jest mi przykro, że po raz kolejny zawiedliśmy kibiców. Z teoretycznie słabszym przeciwnikiem znowu sobie nie radzimy. Zawsze jest tak w tym sezonie, że jeżeli naszym rywalem jest zespół z dołu tabeli, to dostosowujemy się do niego poziomem. Gramy bardzo słabo, popełniamy mnóstwo błędów, po kilkanaście w secie, a w pewnych momentach wcale nie realizujemy taktyki. W ten sposób wygrywać się nie da.
Dużo błędów było także na zagrywce. Zawodniczki serwowały daleko w aut albo w środek siatki. Czym to było spowodowane?
- W polu zagrywki było widać, że dziewczyny grają nie tam gdzie trzeba i na domiar złego psuły serwisy. Mądra, doświadczona zawodniczka wie, że jeżeli koleżanka przed nią psuje ten element gry, to ona takiego błędu zrobić nie może. Natomiast moje podopieczne myliły się seryjnie. Problem jest w ich głowach, są umiejętności, chęci, potencjał, niczego zawodniczkom nie brakuje. Wystarczy tylko wykonywać to, co robimy na treningach i zakładamy sobie przed meczem.
Potraficie wygrać z liderem - Budowlanymi Łódź. W zeszłej kolejce pokonaliście silną drużynę Budowlanych Toruń, więc to nie jest kwestia formy. Występy we własnej hali, przed własną publicznością tak paraliżują drużynę?
- To nawet nie jest kwestia własnej hali. Choć trochę taka żywiołowa publiczność także paraliżuje moje zawodniczki. Jednak one mają przede wszystkim problem w psychice. Potrafią walczyć z bardzo silnym zespołem, a gdy przyjeżdża słabszy rywal, przegrywają z nim. Bałem się żeby przeciwko KSZO dziewczyny nie wygrały pierwszego seta zbyt łatwo, ponieważ wtedy w drugim secie mamy koszmarne problemy z uzyskaniem dobrego rezultatu. Niestety ta teoria się potwierdziła. Pierwszą partię wygraliśmy do 17, a na samym początku drugiej odsłony zrobiliśmy 7-8 błędów, w dodatku niewymuszonych.
KSZO jest stosunkowo niskim zespołem, a pana zawodniczki systematycznie atakowały w blok...
- Tak, to prawda. Niektóre zawodniczki sprawiały wrażenie, że chciały zakończyć akcję "gwoździem". Dlatego nie ma się co dziwić, że bardzo często trafialiśmy na blok KSZO. To kończyło się czapą albo kontrą. Wystarczyło zaatakować trochę dalej i może mecz inaczej by się ułożył.
Waszym zadaniem jest zakwalifikowanie się do pierwszej czwórki i walka o awans do PlusLigi Kobiet. Na chwilę obecną nie możecie być pewni nawet czwartego miejsca. Co będzie, jeśli nie osiągniecie zamierzonego celu?
- Jeżeli nie zajmiemy miejsca w pierwszej czwórce, to będzie po prostu tragedia. Wszyscy w klubie zdajemy sobie z tego sprawę. Ten ostatni mecz z Chemikiem pokaże, czy zespół ma charakter, czy zasługuje na to, by grać o awans. Wszystkie mecze, które odbyły się do tej pory, nie mają już najmniejszego znaczenia. W tej chwili trzeba pokazać charakter w jednym jedynym meczu, który nas czeka.
Chemik w tym sezonie spisuje się rewelacyjnie. Zdobywa punkty z najlepszymi drużynami w lidze. To nie będzie łatwy mecz...
- Graliśmy z nimi w tym sezonie już chyba cztery razy. Wygraliśmy wszystkie spotkania i mało tego, przegraliśmy tylko jednego seta w tych meczach. To nie Chemik będzie naszym przeciwnikiem, tylko my sami. Jeżeli ze sobą zwyciężymy, to z policzankami także sobie poradzimy.
Liczy pan na gładkie zwycięstwo w kolejnym pojedynku?
- Chemik gra u siebie i jest w komfortowej sytuacji, bo cel, który sobie założył, już został osiągnięty. Kilka osób ma coś do udowodnienia Piastowi, tak więc na pewno zagrają na podwójnej mobilizacji, jak to zawsze bywa. Jednak powtarzam jeszcze raz, musimy ten mecz wygrać. Jeżeli tak się stanie, to dotychczasowe wpadki pójdą w zapomnienie. Natomiast jak polegniemy, to będzie tragedia dla nas wszystkich w klubie, zawodniczek, działaczy i moja osobista także.
W światku siatkarskim pojawiła się pogłoska, że policzanki się podłożą. Chemik chce zająć piąte miejsce, żeby nie wydawać zbędnych pieniędzy na dodatkowe wyjazdy. Wam byłoby to na rękę. Zapewnilibyście sobie miejsce w pierwszej czwórce...
- Myślę, że nie jest możliwe, żeby Chemik nam się podłożył. Wiem, że oni mają już pewne utrzymanie i dodatkowym problemem byłyby podróże do Chorzowa czy Łodzi. Nikt nawet nie będzie liczył na to, że dostaniemy od policzanek jakiś prezent. Swoją postawą nie zasługujemy na żadne taryfy ulgowe. Musimy zagrać dobrze i wygrać, żeby sobie udowodnić, że czwórka nam się należy.
Nawet jak wygracie w Policach, to i tak rzutem na taśmę zajmiecie miejsce w czwórce. Nie boi się pan, że z tak słabą grą Piast szybko odpadnie z walki o awans do PlusLigi Kobiet?
- Gdy już awansujemy do czwórki, to paradoksalnie może być tylko lepiej. Z dziewczyn zejdzie cały ciężar związany z rundą zasadniczą i presja dobrego wyniku. Myślę, że będzie nam wtedy dużo łatwiej. Widać, że przeciwko dobrym zespołom potrafimy grać na wysokim poziomie i przede wszystkim wygrywać. Najsmutniejsze jest to, ze zawodniczki stać na to, żeby nie tylko pewnie awansować do czwórki, ale także walczyć w finale ligi.
W takim razie dlaczego jeszcze Piast nie ma zapewnionego miejsca, które pozwoli walczyć o finał?
- Wystarczało czasami przebijać piłki na drugą stronę, a przeciwnicy sami by się załatwiali. Niestety nie wykorzystywaliśmy tego. Wręcz przeciwnie, byliśmy ligowym Świętym Mikołajem i rozdawaliśmy punkty własnym kosztem. Na szczęście przeciwnicy w tym sezonie byli dla nas bardzo łaskawi. Gdy nam zdarzały się wpadki ze słabszymi zespołami, rywale grali dla nas, ponieważ także przegrywali swoje spotkania.