Guillaume Samica: W tym roku zaskakuję nawet siebie

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko

Guillaume Samica już za kilka dni zainauguruje swój drugi sezon w ONICO AZS Politechnice Warszawskiej. - Chcę się nim nacieszyć, ponieważ myślę, że to będzie mój ostatni rok w Polsce - mówi zawodnik.

WP SportoweFakty: Nagroda dla najlepszego zawodnika Memoriału Zdzisława Ambroziaka to miła rzecz, jednak z pewnością nie to wyróżnienie było najważniejsze w tym turnieju, tylko możliwość przećwiczenia nowych zagrań przed sezonem.

Guillaume Samica: W tym roku w porównaniu z zeszłym gramy mniej meczów, ale mieliśmy naprawdę ciężkie przygotowania. Jestem naprawdę zaskoczony, ponieważ zna pani moją miłość do trenowania i siłowni, ale w tym roku robię wszystko na maksa i także zaskakuję siebie. Mam nadzieję, że ta zmiana planu przygotowań poczyniona przez trenera Bednaruka pomoże drużynie. Mam również nadzieję, że jak będę w dobrej formie, to będę ważnym zawodnikiem Politechniki. Nagroda MVP to miła sprawa, ale to nic specjalnego. Lepsze są zwycięstwa zespołu niż te indywidualne. Akurat kupiłem do domu nowy mebel, który stoi pusty, więc będę miał teraz co na nim postawić.

W finale Memoriału zagraliście z drużyną, z którą ponownie spotkacie się na boisku tydzień później, ale już w meczu ligowym. Stąd te roszady w składzie, bo raczej nie zobaczymy takich samych szóstek w meczu pierwszej kolejki PlusLigi?

- Oni zagrali drugim składem i my właściwie też. Udowodniliśmy, przede wszystkim sobie, nie im, bo nie obchodzi mnie co myśli przeciwna drużyna, że po pierwsze jesteśmy w stanie wygrać. Po drugie, po raz kolejny okazało się, że diabeł tkwi w szczegółach, bo w trzech setach przegrywaliśmy zaledwie dwupunktową różnicą. Popełniliśmy całą masę głupich błędów, a to zepsuta łatwa zagrywka, a to źle rozwiązaliśmy akcję na wysokiej piłce, jakaś asekuracja, której nie wykonaliśmy. I jeszcze ja, chciałem grać jak Paweł Zagumny i próbowałem rozgrywać do tyłu. Akurat tego seta wygraliśmy, ale to były drobne błędy, których nie wolno nam robić przeciwko takiej drużynie. Może przeciwko ekipie nie tak silnej, wtedy możemy się parę razy pomylić. Przeciwko Resovii, Skrze, ZAKSIE, jeśli chcemy wygrać jeden set, dwa czy punkt, to nie można popełniać żadnych błędów.

Zacięte wyniki setów wskazują, że macie szansę powalczyć z Resovią o dobry wynik.

- W zeszłym roku pokonaliśmy rzeszowian na ich własnym boisku jak grali pierwszym składem, potem w rewanżu w Warszawie zmietli nas z parkietu. W siatkówce nigdy tego nie przewidzisz. Myślę, że tak jak w zeszłym roku, końcowe rozstrzygnięcia w lidze pozostaną kwestią otwartą i ważne jest, by wygrywać mecz za meczem. Nie robić planów, nie myśleć, co może być, po prostu grać i wykorzystywać okazje przeciwko każdemu rywalowi.

W tym bardzo długim sezonie na pewno wynik każdego spotkania będzie się liczył. Jak panu się podoba rozszerzenie ligi do szesnastu zespołów?

- Pani wie, jak mi się podoba ten pomysł, widziała pani, co umieściłem w mediach społecznościowych w momencie, kiedy nie miałem podpisanego nowego kontaktu i byłem wolnym zawodnikiem, więc nikt mi nie mógł nic powiedzieć. Życzyłem niektórym drużynom powodzenia. Dla widowiska, kibiców, telewizji, sponsorów, to jest naprawdę dobra zmiana. Dla nich płyną z tego tylko same korzyści. Skutki negatywne zaś dotykają zawodników. Tacy siatkarze jak Mateusz Mika, Fabian Drzyzga czy Piotr Nowakowski, który wracał po długiej kontuzji, to ich ten pomysł dotknie najbardziej. Występują w kadrze, w klubie oprócz rozgrywek ligowych grają też w Lidze Mistrzów i Pucharze Polski. Jeżeli masz dwie szóstki na jednakowym poziomie, jak w Resovii Rzeszów, to w porządku. Ale już Mateusz Mika spędzał ostatnio więcej czasu na regeneracji i powrocie do formy niż na boisku, a to jest jeden z najważniejszych zawodników polskiej reprezentacji.

Nie ma w poszerzeniu ligi żadnych pozytywów?

- Jedyną dobra rzeczą jest to, że nie ma takiej fazy play-off jak wcześniej. Jest ona krótka, ale z kolei dla show i dla samego sportu to nie jest dobre. Skra Bełchatów przegrała jednego seta i nie zagrała w zeszłym sezonie w finale. Oczywiście zasad trzeba przestrzegać, ale z drugiej strony można je zmienić.

To będzie pana drugi sezon w ONICO AZS Politechnice Warszawskiej. Czego się pan po nim spodziewa?

- Chcę się nim nacieszyć, ponieważ myślę, że to będzie mój ostatni sezon w Polsce. Być może znajdę jakieś miejsce, żeby zakończyć moją karierę, może gdzieś bliżej domu, ale tego nie wiem. Chcę się po prostu cieszyć każdym dniem i każdym momentem. W jednym z rozegranych w Memoriale meczów trener wprowadził mnie na boisko w tie-breaku. To było dla mnie trudne, i psychicznie, i fizycznie, ale byłem szczęśliwy i starałem się dać z siebie wszystko. Czerpię z tego radość, ponieważ kocham siatkówkę, kocham moją robotę i będę za tym tęsknił, kiedy już będę musiał zakończyć karierę.

Z pewnością to będzie dla pana smutny moment.

- Na pewno, a siatkówka straci wspaniałego sportowca i showmena.

A także osobę, która dba o atmosferę w drużynie. Pan chyba zawsze ma coś do powiedzenia?

- To jedna z moich ról w drużynie, czasem może jest tego gadania zbyt dużo, ale kiedy byłem młodszy i grałem z doświadczonymi zawodnikami, oni mi także pomagali. Nie tylko jeżeli chodzi o kwestie dotyczące siatkówki, ale też inne. Dawanie wskazówek sprawia mi radość. W meczu finałowym Memoriału nie było na boisku ani Pawła Zagumnego, ani Andrzeja Wrony, czyli zawodników, którzy mają największe doświadczenie i którzy wezmą na siebie najtrudniejsze decyzje, tak więc musiałem to zrobić dla drużyny. To miłe, ale kosztowało mnie bardzo dużo energii i było trudne. Jednak jestem zadowolony, bo myślę, że pokazaliśmy parę dobrych zagrań.

Rozmawiała Anna Bagińska
ZOBACZ WIDEO: Sporting - Legia. Portugalski dziennikarz właśnie tego się po Legii spodziewał

Komentarze (0)