Miano faworytów środowego spotkania PlusLigi w Kielcach leżało na barkach przyjezdnych, jednakże przyznanie go nie było do końca kwestią oczywistą. W ostatnim czasie podobnie jak Cuprum, tak i kielecki Effector regularnie punktował w ligowej tabeli i przed rywalizacją zapowiadał walkę do samego końca.
Jak kielczanie powiedzieli tak też zrobili, przynajmniej w partii inauguracyjnej spotkanie. Początek to przede wszystkim wyrównana gra obu zespołów, która przebiegała pod dyktando właśnie podopiecznych Dariusza Daszkiewicza. Przełamanie na korzyść Cuprum nastąpiło dopiero po wejściu w pole serwisowe Marcusa Boehme, który zamęczył kielecka defensywę (14:8). Z kolei tym co grało na niekorzyść gospodarzy było ich prawe skrzydło, na którym Leo Andrić dał więcej złego niż dobrego drużynie. Stąd przewaga wypracowana wcześniej przez Boehme wystarczyła do zwycięstwa w premierowej odsłonie.
W kolejnej partii nadal największym atutem w mało dynamicznej lecz skutecznej grze lubinian był Marcus Boehme. Co prawda Niemiec stracił celność zagrywki, ale bezwzględnie punktował na środku siatki. To właśnie dzięki niemu i serwisowi Mateusza Malinowskiego siatkarze prowadzeni przez Gheorghe Cretu znów przełamali rywali i odskoczyli na parę oczek (19:15). W kolejnym ustawieniu Effector zdołał złapać kontakt z rywalem (18:19), lecz ostatecznie pogrążył się brakiem kończącego ataku w pierwszym uderzeniu (23:25).
10-minutowa przerwa nieco odmieniła obraz rywalizacji i jakość prezentowanej przez obie ekipy gry. Przyjezdni wyszli na trzecią partię mocno zmotywowani aby zakończyć losy meczu w trzech setach, co od razu rzutowało na tablicę wyników (6:1). Jednakże zbita z tropu kielecka ekipa mozolnie, lecz regularnie odrabiała straty i doprowadziła do remisu, co więcej wyszła na prowadzenie (13:12). Spora zasługa w tym środkowych Effectora. Bez różnicy czy w pierwszej linii był Jędrzej Maćkowiak czy Peter Wohlfahrtstätter, obaj świetnie wywiązywali się ze swojego podstawowego zadania jakim jest blok.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Real ich rozgromił, ale wiedzą, jak wygląda piękna piłka
Podczas gdy wiele wskazywało na to, że punktem kulminacyjnym meczu będzie "przepychanka" przy stanie 18:18 wygrana przez Cuprum, kielczanie zdołali podnieść się w końcówce (20:22). Efektownie zrobili aż 5 punktów w serii przy zagrywkach kapitana Macieja Pawlińskiego i zakończyli zwycięsko seta (25:22).
Ostatnie minuty trzeciej partii, kompletnie rozregulowały przyjezdnych z Lubina, bowiem po zmianie stron boiska sprawiali wrażenie nieobecnych. Doskonale wykorzystali to podopieczni Daszkiewicza, którzy bez problemu przejęli inicjatywę i pozwolili odbudować się swojemu atakującemu, co okazało się fatalne w skutkach dla Cuprum. Siatkarze Effectora rywalom pozwolili jedynie na pojedyncze zrywy, a sami punktowali ich zagrywką i atakami z pipe'a, które co ciekawe uruchomili dopiero w czwartej odsłonie. Bezsilni gracze Cuprum znów musieli uznać wyższość gospodarzy ze świętokrzyskiego.
W tie-breaku, zarówno Marcin Komenda, jak i Grzegorz Łomacz nie kombinowali i piłki posyłali do swoich najpewniejszych kolegów. Warto nadmienić, że z wymienionej dwójki, to ten pierwszy lepiej prezentował się na placu boju. W końcówce Effector nie wytrzymał tempa i uległ w efekcie błędów własnych 9:15.
Zwycięstwem 3:2 Cuprum Lubin, który do Kielc przyjechał z zamiarem przeskoczenia w ligowej klasyfikacji ekipę Asseco Resovii Rzeszów i zajęciem pozycji lidera PlusLigi, wyjechał z Kielc z dwupunktową zdobyczą.
[event_poll=70635]
Effector Kielce - Cuprum Lubin 2:3 (18:25, 23:25, 25:22, 25:18, 9:15)
Effector Kielce: Andrić, Komenda, Maćkowiak, Wachnik, Wohlfahrtstatter, Pawliński, Sobczak (libero) oraz Więckowski, Formela, Superlak.
Cuprum Lubin: Taht, Hain, Łomacz, Boehme, Pupart, Kaczmarek, Rusek (libero) oraz Malinowski, Gorzkiewicz, Gunia, Koumentakis.
MVP: Grzegorz Łomacz (Cuprum Lubin).