Nie zasłużyła na taką śmierć. Sprawa Ingrid Visser po latach

Trzy lata temu światem siatkówki wstrząsnęła wiadomość o tragedii słynnej holenderskiej siatkarki Ingrid Visser oraz jej partnera. Czy po latach uda się ukarać wszystkich winnych tej okrutnej zbrodni?

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Siatkówka Materiały prasowe / Siatkówka

Gdy pełne zadośćuczynienie krzywd rodzinom ofiar jest niemożliwe, wymiar sprawiedliwości stara się przede wszystkim dolegliwie ukarać sprawców. Ale póki co wygląda na to, że bliscy Ingrid Louise Visser i Lodewijka Severeina nie doczekają się pełnej satysfakcji. 27 października sąd w Murcji uznał Juana Cuencę i jego ochroniarza Valentina Iona winnych morderstwa słynnej holenderskiej siatkarki i jej partnera w maju 2013 roku i skazał ich na 34 lata pozbawienia wolności (po 17 za każde zabójstwo). Wzburzenie rodzin zamordowanych wzbudził werdykt ławy przysięgłych w sprawie Constantina Stana, który miał pomagać winnym w ukryciu zwłok.

Dziewięciu ławników zdecydowało, że nie można mu udowodnić winy, mimo to sąd wymierzył mu karę pięciu miesięcy pozbawienia wolności. Serafin de Alba, właściciel sadu cytrynowego, w którym ukryto ciało zamordowanych, został oczyszczony z zarzutów, choć prokuratura w Murcji twierdziła przez cały okres sądzenia sprawy, że był on całkowicie świadomy, do czego została wykorzystana jego posesja. Już wiadomo, że wyroki dotyczące Stana i de Alby doczekają się apelacji, co wydłuży i tak maksymalnie rozciągnięty w czasie proces.

Ingrid Visser, wieloletnia kapitan reprezentacji Holandii, firmowała swoim nazwiskiem trzy najważniejsze sukcesy w historii żeńskiej kadry Oranje: mistrzostwo Europy z 1995 roku, srebrny medal tej imprezy (2009) i mistrzostwo cyklu World Grand Prix (2007). Gdy szczęśliwa gwiazda holenderskich siatkarzy przygasła z nadejściem nowego wieku, ona przez lata dbała o to, by siatkarski świat czuł respekt przed czerwono-biało-niebieską flagą.

Występowała w Rosji, Brazylii i Azerbejdżanie, ale swoje największe sukcesy odnosiła w drugiej ojczyźnie, Hiszpanii. To tam zdobywała trzy medale Ligi Mistrzyń, w tym brązowy w 2007 roku, gdy w Spar Teneryfie Marichal występowała Milena Rosner, a większego komentarza w przypadku tak znakomitej postaci nie wymaga dorobek w postaci czterech mistrzostw kraju i pięć pucharów Hiszpanii. Jednym z jej ostatni klubów był CAV 2005 Murcia, były zespół Małgorzaty Glinki-Mogentale i Agaty Mróz-Olszewskiej. Pobyt był udany na trójkę z plusem, bo rosnący w siłę zespół, sięgający po puchary i superpuchar kraju, stoczył się gwałtownie z powodu bankructwa sponsorów. To przypieczętowało los klubu, a kilka lat później, jak miało się okazać, także samej Visser.

ZOBACZ WIDEO Cristiano Ronaldo - najpierw uzdrowił, teraz znów się spotkał
W pierwszej dekadzie XXI wieku hiszpańska siatkówka brylowała na europejskich salonach podobnie jak ta grecka, dominujące dziś zespoły z Turcji mogły co najwyżej pomarzyć o pieniądzach klubów z Teneryfy, Murcji czy Almerii i gwiazdach, które lgnęły do kuszącego pogodą i kontraktami Półwyspu Iberyjskiego. Sytuację zmienił kryzys finansowy z przełomu 2008 i 2009 roku, który rozbił w drobny mak hiszpańską branżę budowlaną, a następnie całą tamtejszą gospodarkę. Siatkarska Superliga do dziś nie podniosła się po takim ciosie, podobnie jak większość biznesmenów inwestujących w nią w czasach prosperity.

Zawodniczki reprezentujące CAV 2005 Murcja w ostatnich latach jego istnienia, w tym Ingrid Visser, nie doczekały się wypłaty większości pensji i nagród. Wspomniany Juan Cuenca, były dyrektor klubu, w 2011 roku bez słowa wyjaśnienia oczyścił swoje biuro, zabrał komputery i wyzerował stan kont, na których były ulokowane resztki klubowego budżetu sekcji siatkówki i piłki nożnej. Nie zostawił ich dla siebie, musiał jakoś uregulować rosnące zobowiązania wobec właściciela klubu Edefasto Livantego. Jeśli wierzyć skazanemu, upominający się o swoje pieniądze Livante przez lata szantażował go i wysyłał mejlowo pogróżki, dołączając zdjęcia pistoletu czy szubienicy.

Cuenca oskarżał Lifantego także o podejrzaną spółkę z Lodewijkiem Severeinem i nielegalne sprowadzanie diamentów z państw afrykańskich do Holandii, ale w świetle innych doniesień wygląda to na próbę przerzucenia odpowiedzialności. Severein, który poznał Visser w czasie pełnienia funkcji menadżera kadry Holenderek, jako czujny biznesmen nie przepuszczał okazji do zarobienia pieniędzy i w czasie, gdy jego partnerka grała w Hiszpanii, miał prowadzić wraz z Cuencą przedsiębiorstwo zajmujące się wydobyciem marmuru i zainwestował w nie setki tysięcy euro. Firma upadła wraz z klubem, pieniądze uciekły razem z Cuencą, a Holender przez lata starał się je odzyskać. Jeśli dodać do tych długów zaległe należności wobec Visser, nie należało się dziwić Cuence, kiedy mówił, że bał się spotkania z Severeinem i gdy dowiedział się o ich przyjeździe do Hiszpanii w maju 2013 roku, wpadł w panikę.

Czy rodziny Ingrid Visser i Lodewijka Severeina doczekają się sprawiedliwości?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×