Rewanżowy mecz kwalifikacji Ligi Mistrzów PGE Skra Bełchatów zorganizowała w Wieluniu, ponieważ jej domowy obiekt w tym czasie był niedostępny, a Europejska Konfederacja Piłki Siatkowej nie wyrazi zgody na zmianę terminu rozegrania tego spotkania. Bełchatowianie niedzielne starcie rozpoczęli w dokładnie takim samym składzie, jak pierwsze stracie z mistrzem Grecji, wygrane pewnie 3:0 cztery dni wcześniej. W niedzielę do pełni szczęścia i awansu do siatkarskiej elity podopiecznym Philippe'a Blaina brakowało dwóch wygranych setów. Pierwsze starcie potwierdziło, że Żółto-Czarni są zdecydowanym faworytem tej pary, a pierwsze minuty rewanżu sugerowały, że tego wieczoru siatkarze PGE Skry dopełnią formalności.
Gospodarze już od pierwszych minut narzucili rywalom swój styl gry i ze spokojem budowali kolejnymi udanymi akcjami bezpieczną przewagę. W połowie seta bełchatowianie prowadzili 17:10, a kilka minut później dystans dzielący oba zespoły wynosił nawet 11 oczek. Bełchatowianom wychodziło w tym czasie niemal wszystko. Punktowali nawet z trudnych teoretycznie piłek sytuacyjnych, zupełnie odbierając przeciwnikom chęci do gry. Dzieła zniszczenia w tej odsłonie dynamicznym atakiem ze środka dopełnił Karol Kłos.
Rywale nie załamali się jednak takim obrotem sprawy i choć po zmianie stron przegrywali już 0:3, potrafili wrócić do gry i wywrzeć na przeciwniku większą presję. Mało tego, siatkarze PAOK znaleźli wreszcie sposób, by zmusić bełchatowian do popełniania błędów i na drugiej przerwie technicznej prowadzili już trzema oczkami. PGE Skra takim obrotem sprawy była na tyle oszołomiona, że zamiast brać się za odrabianie strat, przyjmowała kolejne ciosy, zupełnie opuszczając gardę (14:20). Brakowało dokładności w rozegraniu i precyzji w ataku. Festiwal nieporadności przerwało na chwilę pojawienie się w polu serwisowym Nikołaja Penczewa, ale nie uchroniło to bełchatowian przed niespodziewaną stratą seta.
Pierwsze minuty trzeciej odsłony do złudzenia przypominały obrazy z poprzedniej partii. Po agresywnym i udanym początku PGE Skry (4:0) rywale odrobili całą stratę, ale tym razem gospodarze w porę się otrząsnęli. Bełchatowianie odzyskali równowagę, którą utracili, gdy trener rywali dokonał zmiany rozgrywającego pod koniec premierowej odsłony. Gra Athanasiosa Terzisa nie robiła już na Żółto-Czarnych wrażenia. Z kolei Nicolas Uriarte, po kilku słabszych minutach, z coraz większą swobodą uruchamiał w ataku kolegów. W samej końcówce PGE Skra potrzebowała kilku piłek setowych, żeby zapewnić sobie awans, ale kropkę nad "i" postawił wreszcie zdecydowanym atakiem Srećko Lisinac.
Po zrealizowaniu celu, jakim było wywalczenie kwalifikacji do fazy grupowej Ligi Mistrzów, Blain posłał do boju rezerwowych dotychczas: Bartosza Bednorza i Marcina Janusza, a już w trakcie czwartego seta również Mariusza Marcyniaka. Całkowicie polski skład PGE Skry poradził sobie z mistrzem Grecji bez większych problemów i dopełnił formalności, wygrywając ostatniego seta 25:17.
Zwycięstwo w dwumeczu z PAOK Saloniki sprawiło, że PGE Skra awansowała do grupy D Ligi Mistrzów, w której zmierzy się z: Azimutem Modena, SCM U Craiova i ACH Volley Lublana. Pierwsze mecze fazy grupowej Champions League rozegrane zostaną 6 grudnia.
PGE Skra Bełchatów - PAOK Saloniki 3:1 (25:14, 21:25, 25:15, 25:17)
PGE Skra Bełchatów: Uriarte, Kłos, Penczew, Kurek, Lisinac, Szalpuk, Piechocki (libero) oraz Janusz, Bednorz, Marcyniak.
PAOK Saloniki: Sotiriou, Petković, Szafranowicz, Smaragdis, Takouridis, Sakoglou, Gkaras (libero) oraz Terzis, Pantakidis, Andreadis, Konstantinidis (libero), Papadopoulos.
Pierwszy mecz: 3:0 dla PGE Skry Bełchatów.
Awans: PGE Skra Bełchatów.
ZOBACZ WIDEO Ireneusz Mazur: Wszyscy kandydaci to dobrzy szkoleniowcy