Sylwia Pycia: Byłyśmy jak z innej bajki

WP SportoweFakty / Justyna Serafin
WP SportoweFakty / Justyna Serafin

W minioną sobotę zespół Budowlanych Łódź wygrał już ósmy mecz w sezonie. W Atlas Arenie łodzianki zdemolowały aktualne wicemistrzynie Polski, Atom Trefl Sopot, 3:0. Najlepszym wynikiem rywalek tego dnia było zdobycie 17 punktów w ostatnim secie.

WP SportoweFakty: Patrząc na wynik, ale też na grę, można odnieść wrażenie, że rozbiłyście Atom Trefl Sopot. Czy ostatni rywal sprawił wam jakiekolwiek problemy?

Sylwia Pycia: W Atomie Treflu występują obecnie bardzo młode dziewczyny, które - jestem pewna - w przyszłości będą stanowić o sile Orlen Ligi. Ale faktycznie, to starcie, porównując nawet do tego poprzedniego spotkania z Tauronem MKS, było bardzo spokojne. Wszystko miałyśmy cały czas pod kontrolą. Na boisko wejść mogły w sobotę wszystkie nasze zawodniczki i rzeczywiście pokazała się chyba cała dwunastka. Wydaje się więc, że był to mecz z grupy tych łatwiejszych.

Bilans Budowlanych w rywalizacji z Atomem dla zespołu z Łodzi jest bardzo niekorzystny. Wasz klub z ekipą z Trójmiasta przegrał 18 kolejnych meczów ligowych. Pani jest w zespole od 2012 roku, więc wiele z tych porażek odczuła na własnej skórze. Pojawiła się ulga, dodatkowa radość, że sopocianki, w końcu musiały uznać waszą wyższość?

- Nic z tych rzeczy, bo to zupełnie inny personalnie zespół. Zdajemy sobie sprawę, że zeszłoroczny wicemistrz Polski, a obecny Atom Trefl to całkowicie inne drużyny. Wiedziałyśmy, że to my jesteśmy faworytkami, co potwierdza fakt, że jesteśmy w ścisłej czołówce tabeli. Wszystko skończyło się więc zgodnie z planem.

Czy drużynie z Trójmiasta nie "oberwało się" w pewnym sensie za Tauron MKS, z którym nie zagrałyście na pewno na miarę swoich możliwości i ostatecznie przegrałyście 2:3 kilka dni wcześniej?


- Nie wiązałabym tych meczów ze sobą. Każdy z nich stanowi zupełnie inną historię. Walczyłyśmy z zupełnie różnymi przeciwnikami, więc i nasze podejście do tych spotkań było odpowiednio inne. Wiedziałyśmy, że w Dąbrowie Górniczej czeka nas trudne starcie. Nie zakładałyśmy oczywiście, że tam przegramy, ale spodziewałyśmy się problemów. Przed meczem z Atomem Treflem miałyśmy świadomość tego, że jesteśmy drużyną silniejszą i musimy sięgnąć po zwycięstwo. Podejście z perspektywy faworyta na pewno trochę się różniło od nastawienia do wcześniejszego meczu.

Jak z kilkudniowej perspektywy oceni pani mecz z Tauronem MKS? Rywal zagrał na miarę swoich możliwości czy może po waszej stronie nie wszystko poszło zgodnie z planem?


- To był dziwny mecz. Na pewno w tie-breaku zespół z Dąbrowy Górniczej był lepszy. Jeżeli chodzi o dwa pierwsze sety to absolutnie nie wiem, co się z nami działo. Wyglądałyśmy na drużynę z zupełnie innej bajki. Nie grałyśmy swojej siatkówki. Później udało nam się od tego odciąć i wrócić do gry, ale w decydującej partii nie miałyśmy już wiele do powiedzenia. Nie wytrzymałyśmy, ale trudno mi powiedzieć czy fizycznie, czy psychicznie.

ZOBACZ WIDEO Ireneusz Mazur: Mecz z Serbią otworzył nam drogę do tytułu mistrza świata


W kolejnym meczu zagracie z zawsze groźnym Polskim Cukrem Muszynianką Enea. W tym spotkaniu, podobnie jak w rywalizacji z Atomem Treflem, faworyta wskazać nie jest chyba jednak trudno…


- Patrząc na układ tabeli jest to drużyna teoretycznie słabsza i faktycznie przystępować do gry z nią będziemy w roli faworyta, aczkolwiek z całą pewnością nie może być mowy o zlekceważeniu przeciwnika. Zdajemy sobie sprawę, że wynik bardzo często zależy od dyspozycji dnia. Muszynianka zresztą to potwierdza, bo w ostatniej kolejce, wygrywając z Tauronem MKS pokazała, że potrafić postawić się silniejszemu w teorii rywalowi. Musimy się na to przygotować.

Skoro już mówimy o dyspozycji dnia, to forma Budowlanych zdaje się z meczu na mecz rosnąć. Czujecie, że wasza gra zaczyna wyglądać tak, jak powinna?


- W siatkówce jest tak, że jednego dnia człowiek potrafi czuć się fantastycznie, a kolejnego wręcz przeciwnie. Forma łatwo może uciec, dlatego trudno mi jednoznacznie ocenić. Sezon jest specyficzny. Mamy bardzo dużo grania, mecze rozplanowane są nawet co trzy dni. Czasu na treningi jest niewiele, więc pojawia się na pewno zmęczenie. W związku z tym bardzo się cieszymy, że ten mecz z Atomem okazał się w miarę szybki i - przepraszam rywalki za użycie tego słowa - lekki. Nie kosztował nas na szczęście tak dużo sił, jak chociażby mecz w Dąbrowie Górniczej. Dzięki temu do spotkania z drużyną z Muszyny podejdziemy na pewno "świeższe".

Pytam o waszą dyspozycję i formę, bo najbliższy czas zapowiada się jeszcze intensywniej. Budowlani Łódź w pewnym momencie jednocześnie występować będą nawet na trzech frontach.


- Ta intensyfikacja spotkań działa chyba dwutorowo. Im więcej gry, tym na pewno lepiej wygląda zgranie zespołu i poprawia się komunikacja. Ponadto zwycięstwa powinny przekładać się na wzrost naszej pewności siebie. Z drugiej strony może pojawiać się zarówno fizyczne, jak i psychiczne zmęczenie, bo będą przychodzić momenty, w których człowiek będzie miał już tego grania serdecznie dość. Ale jesteśmy na dużą ilość meczów przygotowane. Mówiło się o tym od dawna. Mamy świadomość tego, ile spotkań czeka nas w styczniu czy lutym, bo dochodzą rozgrywki w Pucharze CEV i Pucharze Polski.

Ten sezon jest bardzo bogaty w granie. Dopiero z czasem zobaczymy jak to się rozwinie i jakie będą konsekwencje. Treningi są jednak odpowiednio do tego dostosowane. Sztab szkoleniowy kombinuje tak, żeby było najlepiej. Przeplatają się treningi siłowe i czysto siatkarskie, ale musi też być czas na regenerację organizmów. Zobaczymy czy wszystko pójdzie po naszej myśli.

Pocieszeniem może być chyba poprawiająca się sytuacja kadrowa zespołu. Wracają do gry między innymi Sylwia Pelc czy Monika Kutyła, które borykały się z pewnymi problemami zdrowotnymi. Nieobecność Heike Beier w wyjściowym składzie w sobotę nie wynikała z kolei z żadnej kontuzji.


- Zgadza się, Błażej (Krzształowicz - trener Budowlanych - przyp. red.) chciał dać pograć Julii Twardowskiej, która pokazała się w tym meczu z bardzo dobrej strony. Nie chciałabym absolutnie zapeszać, ale faktycznie powolutku wracamy do pełnej dyspozycyjności w skali całego zespołu. Wszystkie dziewczyny wróciły już do pełnego treningu i - tak jak wspominałam - w meczu z Atomem Treflem cała dwunastka mogła zaprezentować kibicom swoje umiejętności. Daje to swego rodzaju komfort, poczucie bezpieczeństwa i pewność tym siatkarkom, które wcześniej nie miały zmienniczek. Musimy sobie teraz życzyć zdrowia, bo w tym zbliżającym się gorącym okresie problemy zdrowotne to najgorsze, co może nam się przytrafić.

Rozmawiał Marcin Olczyk

Komentarze (0)