I liga: PlusLiga oddala się od Avii Świdnik

Przed pierwszymi spotkaniami play-off to Avia miała psychologiczną przewagę. W końcu w rundzie zasadniczej I ligi dwukrotnie byli lepsi od Siatkarza Wieluń. Ale jak wiadomo play-offy rządzą się swoimi prawami. I teraz to podopieczni Damiana Dacewicza okazali się dwukrotnie lepsi. Siatkarzowi do awansu do czołowej dwójki potrzeba już tylko jednej wygranej.

W tym artykule dowiesz się o:

Pojedynki w Wieluniu toczyły się pod dyktando gospodarzy. W drużynie Krzysztofa Lemieszka zawiodło praktycznie wszystko. Nie było dobrej zagrywki, blok w ogóle nie istniał. Jedynym dobrym elementem gry było przyjęcie. Jednakże i dobre przyjęcie nie pomogło, jeżeli nie było komu kończyć ataków. Podkreślał to w wypowiedzi dla Kuriera Lubelskiego szkoleniowiec Avii. - Zastrzeżeń nie można mieć jedynie do przyjęcia, które było dobre. Co jednak z tego, skoro pozostałe elementy praktycznie nie funkcjonowały. Najbardziej zawiódł blok, Marcin Lubiejewski robił, co chciał - mówił trener.

Najprawdopodobniej świdniczanie nie wytrzymali psychicznie tych spotkań. Nie potrafili wykorzystać akcji z kontrataków, co skutecznie czynili gospodarze. Podopieczni Damiana Dacewicza wykazali się ogromną wolą walki. Postanowili zrewanżować się za przegrane z rundy zasadniczej. Siatkarze z Wielunia zagrali wyśmienicie w polu zagrywki, a Marcin Lubiejewski był praktycznie nie do zatrzymania. Świdniczanie w żaden sposób nie potrafili sobie z nim poradzić.

Zawodnicy z miasta helikopterów nie mogą teraz spuszczać głów. Przed nimi bardzo ważne spotkanie lub spotkania u siebie. Aby jeszcze zachować szanse na awans do PlusLigi muszą wygrać mecz w sobotę i niedzielę u siebie i jeszcze powalczyć w Wieluniu w ostatnim piątym już pojedynku. Jeżeli przegrają którykolwiek mecz rozgrywany w Świdniku zakończą sezon na trzeci, lub czwartym miejscu. - Choć nie pokazaliśmy dobrej siatkówki, nadal mamy szansę z Wieluniem. Przed nami mecz w Świdniku, który musimy wygrać. Mamy tydzień na wyciągnięcie wniosków i odwrócenie losów play-off - zaznaczał na łamach Kuriera Krzysztof Lemieszek.

Źródło artykułu: