Po raz trzeci w historii Pucharu Polski w finale mierzyła się ZAKSA Kędzierzyn Koźle z PGE Skrą. Podobnie jak przed rokiem, gdy trofeum w górę wznosili bełchatowianie, tak i w tegorocznej edycji nie można było narzekać na brak emocji.
Już od samego początku spotkania iskrzyło pod siatką, a wymianę zdań drogą sportową wygrywali mistrzowie Polski (4:1). Kędzierzynianie w partii inauguracyjnej skutecznie opóźniali złapanie rymu bełchatowianom za sprawą swojej zagrywki idealnie mierzonej w Artura Szalpuka i dobrym blokiem. Dopiero za sprawą asa serwisowego wspomnianego przyjmującego PGE Skry, podopieczni Philippe Blaina zdołali wyrównać wynik seta (13:13), a po wykorzystanej kontrze Mariusza Wlazłego wyjść na prowadzenie (14:13).
Przełamanie wyniku przez bełchatowian nie odmieniło jednak losów premierowego seta. Od tamtej pory rywalizacja się jeszcze bardziej zaostrzyła i miała swój finisz w grze na przewagi. W niej główne role odgrywali obaj atakujący, Mariusz Wlazły i Dawid Konarski, a ostatnie słowo należało do tego drugiego (29:27).
W kolejnego seta Żółto-Czarni weszli o wiele lepiej, efektownie blokując ofensywę rywala (3:0). Jednakże tak szybko jak Skra zdobyła prowadzenie, tak szybko je straciła. ZAKSA wróciła do przodowania na tablicy wyników za sprawą serwisu Sama Deroo (5:4). Dopiero po chwili PGE Skra otrząsnęła się z ekspresowo straconej przewagi, a wróciła do gry dopiero, gdy w pierwszej linii w bloku zameldowali się Nikołaj Penczew i Srećko Lisinac , a na linii 9. metra był Nicolas Uriarte (13:14). Wówczas spotkanie wróciło do walki punkt za punkt, gdzie jednak dominowały nieudane zagrania obu ekip.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji
Końcówka drugiej partii miała nieprawdopodobny przebieg. Podczas gdy wydawało się, że przy sześciopunktowej serii przy serwisie Kevina Tillie ZAKSA bez problemu "dobije" PGE Skrę (24:18), ta podniosła się i obroniła sześć piłek setowych z rzędu (24:24). Ostatecznie to właśnie zawodnicy Blaina po ataku Wlazłego wyszli obronną ręką z nerwowej końcówki (27:25).
10-minutowa przerwa nie ostudziła zapału bełchatowian do ponownego sięgnięcia po trofeum, gdyż początek trzeciej części meczu to indywidualne popisy Penczewa w bloku (3:0). To właśnie ten zawodnik z powodzeniem wziął na siebie ciężar ofensywy PGE Skry. Reakcją ZAKSY na zmianę rozkładu ataku było włączenie do gry wcześniej niewidocznego na lewym skrzydle Tillie. Podobnie jak w półfinale tak i w finale, Francuz w pojedynkę pociągnął grę mistrzów Polski (19:14). Trener Blain próbował interweniować i skorzystał z podwójnej zmiany, wprowadził Bartosza Kurka w duecie z Marcinem Januszem , lecz i oni nie pomogli. Blok na Bartoszu Bednorzu załatwił sprawę dla ZAKSY (25:20).
Po dużych roszadach trzeciego seta, w czwartym zespoły wróciły do pierwotnych szóstek, a ci rozpoczęli od serii błędów własnych. Jak się szybko okazało (11:8) bardziej pogrążała się nimi ekipa Żółto-Czarnych. Co gorsza dla bełchatowian, z gry za sprawą urazu został wykluczony ich bombardier - Mariusz Wlazły.
Kluczowym momentem seta okazało się wyjście z remisu 14:14 przez ZAKSĘ. Najpierw Konarski skończył ważną kontrę, a później jeszcze ważniejszą przepychankę na korzyść ZAKSY wygrał Łukasz Wiśniewski. Tym mistrzowie Polski przeciążyli szalę zwycięstwa na swoją stronę. Wygrali za sprawą świetnie funkcjonującego bloku 25:18 i 3:1 w całości meczu i sięgnęli po upragniony Puchar Polski.
Pucharowy triumf jest szóstym ZAKSY Kędzierzyn Koźle, z kolei PGE Skra po raz drugi musi pogodzić się z rolą drugiej.
Puchar Polski, finał:
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - PGE Skra Bełchatów 3:1 (29:27, 25:27, 25:20, 25:18)
ZAKSA: Tillie (14), Konarski (24), Toniutti (2), Bieniek (8), Wiśniewski (11), Deroo (12), Zatorski (libero) oraz Czarnowski (1), Buszek, Witczak.
PGE Skra: Wlazły (17), Lisinac (9), Kłos (8), Szalpuk (9), Penczew (14), Uriarte (4), Milczarek (libero) oraz Kurek (4), Winiarski, Janusz, Bednorz (1).