Ze zmiennym szczęściem radzą sobie w ostatnich tygodniach siatkarki Taurona MKS. Drużyna z Dąbrowy Górniczej miniony rok skończyła niespodziewaną porażką z Legionovią Legionowo, a w nowym po dwóch zwycięstwach przegrała na wyjeździe z niżej notowanym ŁKS Commercecon Łódź. Sobotnie starcie w Atlas Arenie mogło mieć zupełnie inny scenariusz. W końcówkach pewniejsze i skuteczniejsze okazywały się jednak rywalki.
- Czego zabrakło? Może trochę wiary we własne siły. Nie pomaga na pewno fakt, że w kwadracie zostaje coraz mniej zawodniczek. Dopada nas coraz więcej kontuzji, jedną dziewczynę do Łodzi przywieźliśmy prosto ze szpitala. Wszystkie te czynniki na pewno jakoś na nas wpływają, a w sobotę do tego po prostu dałyśmy od początku rozegrać się rywalkom i to z całą mocą obróciło się przeciwko nam - tłumaczyła Kamila Ganszczyk.
Podopieczne Juana Manuela Serramalery potrafiły nie tylko zniwelować duże straty w pierwszym secie, ale też bardzo wyraźnie wygrać drugą odsłonę. To jednak nie wystarczyło, by w Łodzi wywalczyć chociaż punkt. - Stać nas na zdecydowanie więcej, ale w obecnej sytuacji ciężko cokolwiek więcej osiągnąć. Zrobiłyśmy wszystko, co było w naszej mocy. Szkoda niektórych piłek, które niepotrzebnie nam wpadły, bo właśnie takie akcje najbardziej bolą. Każda z nas walczyła na tyle, na ile starczało nam sił - wyjaśniła nasza rozmówczyni.
W meczu z ŁKS w kwadracie dla rezerwowych znajdowały się tylko cztery siatkarki, a w pierwszym składzie wystąpiła ledwie 21-letnia przyjmująca, Marta Ciesiulewicz. Biorąc pod uwagę fakt, że Tauron MKS reprezentuje Polskę w Lidze Mistrzyń, a na krajowym podwórku w decydującą fazę wkracza rywalizacja o Puchar Polski, sytuacja zespołu z Dąbrowy Górniczej wydaje się być wyjątkowo trudna. Problemem jest nie tylko brak zmienniczek, ale też niedobór czasu na odpowiednie przygotowania.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy
- Praktycznie od listopada gramy co 3-4 dni i nie ukrywamy, że jest to bardzo duże obciążenie dla naszych organizmów. Treningi wciskamy, gdzie się da, a w sytuacji, gdy ciągle ubywa nam zawodniczek, okoliczności robią się naprawdę nieciekawe. Trudno w takiej sytuacji mieć czystą głowę, gdy nie ma się tej świadomości, że w razie czego koleżanka z kwadratu może pomóc. W sobotę zmienniczki, które grały, jak Marta, zagrały dobrze, ale niestety nie udało się wygrać. Wracamy do domu bez punktów, ale cały czas walczymy o czwórkę. Nie poddajemy się - podkreśliła utalentowana środkowa.
W sobotnim spotkaniu Ganszczyk na siatce wielokrotnie stanowiła zaporę nie do przejścia. Aż sześć jej bloków zakończyło się punktem dla przyjezdnych. Tym elementem gry jej zespół zdobył zresztą w 16. kolejce aż 17 oczek. Nie przełożyło się to jednak na sukces całej drużyny. Gdzie w tak niekomfortowej sytuacji Tauron MKS szukać powinien więc pozytywów?
- Cały czas, mimo wszystko, jesteśmy jedną drużyną i wspieramy się wzajemnie. Będziemy walczyć, bo porażka z ŁKS to jeszcze nie koniec świata. Powinniśmy z takich meczów wywozić punkty, ale tym razem się nie udało. Trudno. Życie toczy się dalej, gra też, więc musimy dalej pracować i walczyć o zwycięstwa w kolejnych spotkaniach. Byle tylko dopisało nam zdrowie, wtedy na pewno będzie dobrze - zaznaczyła 25-letnia zawodniczka.