Ola Piskorska: Czy Puchar Polski jest potrzebny? (felieton)

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

W weekend odbył się turniej finałowy rozgrywek Pucharu Polski. Zupełnie niepotrzebny i w dalszej perspektywie prawdopodobnie odbije się czkawką zwycięzcom i polskiej siatkówce generalnie.

Jeszcze parę lat temu zdobywca Pucharu Polski miał zapewniony udział w rozgrywkach Ligi Mistrzów, dzięki czemu było to bardzo prestiżowe trofeum. Można było przy mniejszym wysiłku osiągnąć to samo, co przynosiło zdobycie mistrzostwa kraju. Wystarczyło wygrać tylko kilka meczów, a nie cały sezon. Taka stawka to była doskonała motywacja dla klubów i samych zawodników, żeby dać z siebie maksimum.

Od jakiegoś czasu jednak gra się wyłącznie o prestiżowy tytuł i nagrody finansowe (150 tysięcy złotych do podziału), niektóre kluby obiecują podopiecznym także premie w kontraktach za wygranie tych rozgrywek.

W niedzielę wszyscy mogliśmy oglądać tegoroczny mecz finałowy pomiędzy ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i PGE Skrą Bełchatów. Poziom sportowy nie porywał, a od drugiego seta zawodnicy wyraźnie "oddychali rękawami" i mieli coraz większe problemy z przejściem bloku (32 w czterech setach to rzadko spotkany wynik). Na początku czwartego seta z boiska musiał zejść najbardziej wrażliwy na nadmiar wysiłku fizycznego Mariusz Wlazły, ale większość siatkarzy też wyglądała pod koniec spotkania bardzo nędznie.

Pewnie nie byłoby to problemem, gdyby wszyscy uczestnicy turnieju finałowego mieli czas na regenerację. Ale go nie mają. Tydzień przed turniejem grali kolejkę ligową, trzy dni przed nim ćwierćfinały Pucharu Polski, a trzy dni po turnieju ważne mecze fazy grupowej Ligi Mistrzów. Tak się składa, że obaj finaliści PP mają te spotkania wyjazdowe. A w weekend następna kolejka PlusLigi. I każdy mecz jest ważny, bo i w rozgrywkach europejskich, i krajowych nasze czołowe zespoły mają poważnych przeciwników. Niektórzy z nich właśnie sobie porządnie odpoczęli nie grając w Pucharze.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy

Ktoś powie, że zmęczenie i częste granie jest przecież stanem naturalnym sportowca wyczynowego. Z jednej strony owszem, ale z drugiej zbyt częste granie spotkań jest szkodliwe nie tylko ze względów fizycznych. Po pierwsze, zawodnikom niezbędne dla higieny psychicznej i odpowiedniej motywacji są dni wolne, które mogą spędzić nie widząc swoich kolegów z drużyny i nie robiąc nic związanego z siatkówką. Bez tego prędzej później następuje wypalenie.

A po drugie, siatkówka to jest sport drużynowy. Drużyna podnosi swoją jakość grania wyłącznie poprzez treningi, mecze są tylko efektem wcześniej wykonanej pracy. Jeżeli zespół chce wygrywać i do tego - czego chcielibyśmy my, kibice - prezentować piękną siatkówkę, musi trenować, a nie wyłącznie grać kolejne spotkania, a pomiędzy nimi podróżować. I tak mamy wyjątkowo szeroką ligę w tym sezonie i grania jest bardzo dużo, wszyscy ponosimy tego koszty. Zespoły mające wyeksploatowanych siatkarzy i przegrywające mecze z teoretycznie słabszymi przeciwnikami, a kibice dostają widowiska o wątpliwym poziomie sportowym.

Uczciwie trzeba przyznać, że na świetnym poziomie sportowym z całego Pucharu Polski był jeden półfinał, ten pomiędzy ZAKSĄ i Jastrzębskim Węglem. A jak niedługo uczestnicy Pucharu zapłacą za ten wysiłek nieudanymi meczami w Lidze Mistrzów albo PlusLidze, wszyscy rzucą się wieszać na nich psy. Tylko przy tej ilości grania jest coś za coś, inaczej się nie da.

Inną kwestią jest coraz większy przesyt Polaków siatkówką. Coraz trudniej sprzedają się bilety na wydarzenia z udziałem reprezentacji czy najlepszych polskich klubów. Czasem winni są też działacze windujący ceny do absurdalnego poziomu, ale część winy leży po stronie doszczętnie zapchanego kalendarza. Zwłaszcza że do puli doszły jeszcze ciekawe mecze organizowane przez Aleję Gwiazd Siatkówki. Kibic ma ograniczone środki i czas, nie pojedzie na wszystkie imprezy.

Wiem, że trwają rozmowy o przywróceniu rozgrywkom pucharowym dawnej rangi, co mnie bardzo cieszy. Ale nie widzę sensu w obecnej sytuacji, kiedy trzeba rozegrać trzy ciężkie spotkania w ciągu 5 dni, a wszystko dla 150 tysięcy złotych i kolejnego trofeum wpisanego w życiorysie. Mam świadomość, że nie można po prostu skasować Pucharu Polski, o który walczy się w naszym kraju od 60 lat, ale może - dopóki on nic nie daje - wymyślić mu jakąś mniej wyczerpującą formułę? Na przykład trofeum byłoby przyznawane z automatu zwycięzcy pierwszej rundy fazy zasadniczej PlusLigi.

Komentarze (1)
avatar
baleron
17.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ja proponuję rozszerzyć ligę do 48 drużyn i grać dwa mecze dziennie.
A na poważnie to też jestem zdania, że meczów jest za dużo i zawodnicy są za mocno eksploatowani przez co grają bardzo nieró
Czytaj całość