Finałowe potyczka we wrocławskiej Hali Stulecia była zdecydowanie inna od tej kilka dni wcześniej rozgrywanej w Bełchatowie. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wyciągnęła wnioski po porażce w tie-breaku i choć PGE Skra walczyła do samego końca, musiała ostatecznie uznać wyższość mistrzów Polski. - Cieszę się, że udało nam się wyciągnąć drugiego seta, ale szkoda, że później zabrakło nam już jakości gry, żebyśmy mogli pokonać ZAKSĘ. Mieliśmy szanse, ale ich nie wykorzystaliśmy - przyznał Marcin Janusz.
Młody rozgrywający był bohaterem drugiej odsłony, kiedy wszedł na parkiet, PGE Skra odrobiła dużą stratę i ostatecznie wyrównała stan meczu. Siatkarz pozostał jeszcze na boisku w kolejnym secie, jednak w końcu został zmieniony przez Nicolasa Uriarte. Argentyńczyk niezbyt dobrze radził sobie z omijaniem kędzierzyńskiego bloku.
Bełchatowianie nie mogą przejmować się niedzielnym rezultatem. - Przed nam jeszcze rozgrywki PlusLigi, a także Liga Mistrzów. Ciągle jesteśmy w grze, więc ten przegrany puchar nas nie załamuje - przyznał Janusz.
- ZAKSA była drużyną lepszą, dlatego wygrali. Nie ma się co załamywać, choć z drugiej strony szkoda, bo to było pierwsze trofeum do wygrania w tym sezonie. Ostatnio o my z nimi wygrywaliśmy, a teraz ta sztuka udała się im. W kolejnych potyczkach sprawa wyniku jest otwarta - wtórował Kacper Piechocki.
ZOBACZ WIDEO De Giorgi o decyzji PZPS: Poczułem radość i dumę
Kapitan bełchatowskiej drużyny był najjaśniejszym punktem zespołu, ale w czwartej partii musiał zejść z boiska z powodu problemów z mięśniami brzucha. - Było to dobre spotkanie ZAKSY, my tym razem zaprezentowaliśmy się słabiej. Wygrali zasłużenie, byli stroną dominującą w tym meczu. Mieliśmy swoje szanse, ale ich nie wykorzystaliśmy, tego nam najbardziej szkoda - podsumował Mariusz Wlazły.
W czwartek PGE Skra zagra na wyjeździe z ACH Volley Lublana w ramach Ligi Mistrzów, a następnie w weekend z Espadonem Szczecin.