Niezaprzeczalny rozwój siatkówki w Polsce i na świecie w ostatnich latach ma wiele pozytywnych stron. Niestety ma też jedną negatywną - jego efektem jest systematyczne wykańczanie wyczynowych siatkarzy. Wynika to z coraz bardziej rozbudowanego kalendarza rozgrywek zarówno ligowych, jak i reprezentacyjnych.
Te pierwsze zajmują w teorii osiem miesięcy, choć dodać trzeba sześć tygodni przez rozpoczęciem sezonu na przygotowania. Często jednak w tym czasie trwają imprezy z udziałem drużyn narodowych, co powoduje, że już na starcie sezonu ligowego reprezentanci przyjeżdżają spóźnieni i wykończeni jakimś turniejem, gdzie grali ciężkie mecze z wymagającym rywalem co dwa lub trzy dni. Od razu z marszu muszą wejść w rytm ligowy i wpasować się do zespołu.
Sam sezon ligowy, choć niby długi, zapchany jest do granic możliwości. Drużyny grają spotkania co trzy dni, jeżeli oprócz ligi uczestniczą też w pucharach europejskich. A te z reprezentantami w składzie zwykle uczestniczą. Do tego dochodzi trzecia korona, czyli puchar kraju. W tym roku w Polsce dla finalistów pucharu były to trzy mecze rozegrane w ciągu pięciu dni, bardzo intensywna dawka - i sportowo, i mentalnie.
Pomiędzy zakończeniem ligi a pierwszym meczem rozgrywek reprezentacyjnych jest zwykle około dwudziestu dni przerwy. Z oczywistych względów żaden reprezentant wtedy nie odpoczywa, bowiem trzeba się przygotowywać do sezonu letniego ze swoją drużyną narodową. Wolne pomiędzy sezonami dostają zwykle tylko ci, których zdrowie wymaga podreperowania po ośmiu miesiącach grania non stop.
ZOBACZ WIDEO Kuriozalna żółta kartka Verrattiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Sezon letni to najpierw Liga Światowa, pełna trudnych rywali i dalekich, męczących podróży, a potem albo mistrzostwa kontynentu albo świata albo igrzyska olimpijskie. Raz na cztery lata dochodzi też Puchar Świata, a co roku dodatkowo są mecze lub turnieje towarzyskie. Pomiędzy tymi imprezami reprezentacje mają zgrupowania, na których przez kilka tygodni ciężko trenują.
W roku olimpijskim czy mistrzostw świata sytuacja jest jeszcze gorsza, bowiem już rok przed turniejem finałowym zaczynają się kwalifikacje, które nakładają się na sezon ligowy. Ich kolejne etapy odbywają się we wrześniu, a potem w styczniu i w maju. To oznacza, że najlepsi siatkarze jednocześnie walczą na kilku frontach: z drużyną narodową o awans, a z klubem o mistrzostwo kraju i inne trofea. Jest to niezmiernie wyczerpujące nie tylko fizycznie, ale i mentalnie.
Jakie przeładowanie kalendarza rozgrywek ma skutki dla dyscypliny? Liczne i negatywne. Zmęczenie i problemy zdrowotne siatkarzy obniżają poziom sportowy meczów, zarówno ligowych, jak i reprezentacyjnych, co wraz z ogromną liczbą imprez powoduje w dłuższej perspektywie odpływ zainteresowania kibiców, a za nimi odchodzą także sponsorzy. Skraca kariery tych najwybitniejszych zawodników, którzy nie wytrzymują obciążenia fizycznego. Bardzo dobrym przykładem jest Mateusz Mika czy Michał Winiarski, którzy od mistrzostw świata 2014 wciąż nie mogą znaleźć swojej formy. Można też postawić tezę, że gdyby nie rezygnacja z gry dla Polski, to Mariusza Wlazłego już nie oglądalibyśmy na ligowych parkietach, bo tylko organizmy z żelaza wytrzymują granie na okrągło. Niektórzy dają radę fizycznie, ale za to wypalają się mentalnie, bo nikt nie umie na okrągło grać spotkań o najwyższą stawkę.
Może FIVB powinna wziąć przykład z innych dyscyplin i zmienić kalendarz siatkarski? Można by połączyć systemy z piłki nożnej i z piłki ręcznej. Sezon ligowy trwałby od września do maja, ale z przerwą dwumiesięczną od połowy grudnia do połowy lutego. W tym czasie w styczniu odbywałaby się mistrzostwa kontynentu lub świata, tak jak to się dzieje w piłce ręcznej. Turniej trwający miesiąc pozwoliłby na rozrzedzenie meczów i granie co drugi lub trzeci dzień, co byłoby z korzyścią dla zdrowia zawodników.
W czerwcu i pierwszym tygodniu lipca odbywałyby się rozgrywki Ligi Światowej, czyli tak jak w piłce nożnej najważniejsze imprezy. Reszta lipca byłaby przeznaczona na ewentualne kwalifikacje do styczniowych turniejów i w razie potrzeby w tym samym celu wyznaczony byłby jeden weekend wrześniowy lub październikowy, który byłby terminem reprezentacyjnym, co stosowane jest także w piłce nożnej. Sierpień byłby miesiącem wolnym od wszelkiej siatkówki i czasem na odpoczynek i rehabilitację dla zawodników. Choć oczywiście raz na cztery lata - w roku olimpijskim - musiałoby to ulec zmianie.
Jedno jest pewne: jeżeli czegoś się w przeładowanym do granic możliwości kalendarzu nie zmieni, to siatkówka na tym straci, w krótszej bądź dalszej perspektywie.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Zawsze jakość, a nie ilość! Czytaj całość